To nie tylko na połozniczym tak jest.
My teraz jesteśmy w szpitalu, Mały ma podłąvzony kardiomonitor z pulsem i saturacją. Czasami coś wyje i wyje i wyje. Ok, ja wiem, ze wyje, bo czujnik nie łapie, bo widzę, ze Mały jest aktywny i zaróżowiony. Ale pielęgniarka powinna przyjść sprawdzić. Na neonatologii było tak samo.
Saturacja 80, a ona nie podchodziła stwierdzając, że pewnie coś źle mierzy
skoro źle mierzy to po kij mierzyć.
Kiedyś zrobiliśmy alarm, bo Staszek pod koniec pobytu na neonatologii sobie przesunął czujnik i wyłapywało brak pulsu. Wyło na całą salę, nikt nie podszedł. A tam dzieci owijali kocykami tak, że nie jeden raz jedni rodzice poprawiali kocyki nie swoim dzieciom, bo sobie dzieci je zarzucały na twarz.
Tu tak samo, pytam, czy mu odłączą, bo Staszek się wierci, pulsu mu nie łapie, wyje nam monitor, a oni że nie, bo ma być. I tak 3h wczoraj siedzieliśmy. Ja wkurzona, Staszek rozdrażniony, bo wyło, ale najważniejsze, ze w papierach wpisane, że była ciągła obserwacja.