Jeny Agutko i nawet teraz jak Zuzinka jest to noi (rodzice) nie zmienili zdania?Przeciez to dla mnie jest obce dziecko i Ty mi tez jesteś teoretycznie obca a o Was myśle, więc nie wyobrażam sobie jak dziadkowie mogą się nie interesować taką słodką wnusią bo "ojciec" to wiadomo idiota... ale żeby aż taki pech, że jego rodzice też! Naprawdę jesteś dzielna dziewczyna, że się im nie dałaś a chyba największa nagrodą za to wszystko co od nich wycierpiałaś jest Zuzia i dlatego warto! Trzymamy za was kciuki
reklama
Stary już ten wątek, ale wczesniej go nie czytałam .... bo zaraz po porodzie nie miałam netu przez dłuższy czas ....
Kurcze ... niektóre z Was, to miały przejścia przy porodzie ... mój też był nie najlżejszy .. ale opiszę go jutro (dziś już zmykam do domu), bo jeszcze się tu nie wypowiadałam ....
Kurcze ... niektóre z Was, to miały przejścia przy porodzie ... mój też był nie najlżejszy .. ale opiszę go jutro (dziś już zmykam do domu), bo jeszcze się tu nie wypowiadałam ....
Jak napisałam tak czynię:
Zanim przejdę do porodu to muszę napisać, że mój mały smok pchał się na ten świat dużo wcześniej niż powinien. Moja ciąża nie przeszła bezproblemowo, w 26 tygodniu dopadły mnie skurcze, groził mi poród przedwczesny, wylądowałam w szpitalu w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie na patologii ciąży, leżałam 18 dni pod kroplówką z lekiem przeciwskurczowym i po tym czasie skurcze minęły, ale strachu się najedliśmy co nie miara. Nasłuchałam się też tam różnych smutnych historii i marzyłam żeby stamtąd wyjść. Strasznie się wtedy byłam o moją malutką dzidzię, tym bardziej że nasz synek ważył wtedy tylko 1 kg.Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Po wyjściu ze szpitala kazali mi stosować „leniwy” tryb życia z uwagi na krótka szyjkę i ryzyko wcześniejszego porodu. Tak się oszczędzałam, że wytrzymałam w tej ciąży do 42 tygodnia i zaczęłam marzyć o porodzie. Było mi ciężko spać poruszać się.... a skurczy żadnych nie było .... Po tym co widziałam i słyszałam w tym szpitalu nie chciałam tam rodzić, zdecydowaliśmy wspólnie z Markiem, że opłacimy sobie prywatną położną, w szpitalu Świętej Zofii była taka oficjalna możliwość. Podpisaliśmy z położną i ze szpitalem umowę.
Tego dnia (porodu) nigdy chyba nie zapomnę. Termin miałam na 6 września. Wtedy odszedł mi czop śluzowy, ale potem nic kompletnie się nie działo. Był juz 15 wrzesień i nic. Jeździłam reguralnie na ktg ale nic ...a moja zarezerwowana połozna od 17 września wyjeżdżała na urlop 2 tygodniowy. Już się bałam że nici z naszej umowy, że nie zdążę urodzic do tego czasu. 16 września na 9:00 rano pojechałam na ktg do szpitala, wcześniej dzwoniła moja połozna i powiedziała, że przyjedzie do szpitala, że zobaczymy, może będziemy rodzić. Jak tak powiedziała to juz wiedziałam, że będziemy rodzić na 100% przecież na darmo by nie przyjeżdżała . Na ktg skurczy prawie nie było, były bardzo znikome, nie takie jak 26 tygodniu (wtedy to były 'tatry' na wydruku ktg, a w dniu porodu conajwyżej 'wyżyny'). Lekarka zadecydowała, że trzeba wywołać poród, bo to juz zbyt długo trwa. Położna przebiła mi pęcherz płodowy, wody było sporo, nie sądziłam, że tak dużo. Potem poszliśmy na sale porodową, była 10 rano. Cały czas towarzyszył mi mąż. Poród wspominam nie najgorzej, chociaż nie było całkiem łatwo, najpierw skakałam na piłce, potem trochę siedziałam w wannie z ciepła wodą, a jak zaczęło bardzo boleć to już na łóżku leżałam, cały czas pod oksytocyną. Do końca myśleliśmy oboje, że urodzę, położna (wspaniała kobitka) była bardzo ciepła i wspierała nas, cały czas monitorowała serduszko dzidzi. Od czasu do czasu wychodziła. Po jednym z takich wyjść przyszła z lekarzem, powiedzieli, że lekarz musi mnie zbadać. Zbadał powiedział, że jest ok i że urodzę i poszedł. Cholernie mnie bolało, poprosiłam o znieczulenie ZO, dostałam i potem było jak w niebie, prawie mnie nic nie bolało, a skurcze były, super, poczułam się jak nowonarodzona. Około godziny 15:00 (po 5 godzinach) było już rozwarcie na 10cm, zaczęły się bóle parte, bolało coraz to mocniej,zieczulenie już nie działało, dostałam więc drugie, ale nie pomogło, nie zadziałało, ból był okropny. Położna mnie zbadała, potem wyszła i przyszła z lekarzem, cały czas spokój i cisza, oni spokojni, czułam się bezpiecznie, lekarz zbadał mnie i powiedział, że jednak nie urodzę sama, że dziecko jest duże i weszło "odgięciowo" w kanał rodny, że trzeba zrobić cesarkę. Jak to usłyszałam to zamarłam ze strachu, byłam przekonana, że urodzę sama. Wszystko działo sie jednak tak szybko ze nie zdążyłam się dobrze namartwić. Jak tylko lekarz zakomunikował o cesarce, na salę wpadła ekipa (już wczesniej gotowa) w zielonych kitlach, przeniesli mnie na inną salę, za chwilę przyszedł do mnie tez Marek (wystrojony na zielono) tam dostałam znieczulenie, co było bardzo trudne, bo musiałam położyć się na boku, a cały czas miałam skurcze i leżeć nieruchomo przez chwilę, w chwili wkłucia akurat miałam skurcz, a nie mogłam drgnąć, dałam radę, ale było ciężko, po chwili znieczulenie zadziałało i nic nie czułam, a za moment, poczułam takie jakby minimalne szarpanie brzucha i zobaczyłam jak pielęgniarka niesie moje dziecko żeby udrożnić mu drogi oddechowe, chwilę zamarłam, bo malutki nie płakał, po chwili usłyszałam jego płacz, ważył 4200, Marek dostał go na ręce i przyniósł do mnie ( w tym czasie mnie szyli), przytulałam go, głaskałam, Michaś miał czarne kręcone włoski , granatowe oczka i zniekształconą główkę, bo już 1/4 tej główki siedziała w kanale rodnym. Całość trwała może z 5 minut (z przeniesieniem na inna salę). Marek cały czas był przy mnie, stał przy mnie i trzymał za rękę, nawet próbował podglądać gdy mnie cięli, wyglądał za parawanik, ale anestezjolog mu nie pozwolił, bo mówił, że nie chce go zbierać z podłogi .Gdy zobaczyliśmy nasze dziecko oboje się wzruszyliśmy
Jak tylko mnie zszyli to mnie przewieziono na inna salę, za chwilkę moja położna przyszła do mnie z Michasiem i przstawiła mi go do piersi, jeszcze nie wiele czułam, ale po chwili zeszło znieczulenie i poczułam jak mój mały synek mocno przyssał się do cysia. Marek był przy nas. Na pierwszą noc Michasia mi zabrano, bo nie mogłam jeszcze ruszać nogami, bo znieczulenie działało (okropne uczucie), a następnego dnia rano miałam go już 24 godziny na dobę. Sama go przebierałam, karmiłam, tylko do kąpania przychodziła pielęgniarka.
Nie ukrywam że pierwsze dni po cesarce były straszne, okropnie bolało, cięzko było mi się podnieść, usiaść, trochę pomagały środki przeciwbólowe, ale nie za wiele. Na szczęście miałam prawie non stop (oprócz nocy) przy sobie męża, który bardzo mi wtedy pomagał przy Michasiu. Byłam na sali dwuosobowej z łazienką, więc było w miarę komfortowo i nie musiałam pokonywać większych odległości bo każdy krok wiązał się z bólem. W 4 dobie wypuścili nas do domku.
Teraz tego bólu i strachu w zasadzie nie pamiętam ... i na wspomnienie porodu usmiecham się, mimo, że nie udało mi się urodzić naturalnie i trochę strachu było.
Zanim przejdę do porodu to muszę napisać, że mój mały smok pchał się na ten świat dużo wcześniej niż powinien. Moja ciąża nie przeszła bezproblemowo, w 26 tygodniu dopadły mnie skurcze, groził mi poród przedwczesny, wylądowałam w szpitalu w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie na patologii ciąży, leżałam 18 dni pod kroplówką z lekiem przeciwskurczowym i po tym czasie skurcze minęły, ale strachu się najedliśmy co nie miara. Nasłuchałam się też tam różnych smutnych historii i marzyłam żeby stamtąd wyjść. Strasznie się wtedy byłam o moją malutką dzidzię, tym bardziej że nasz synek ważył wtedy tylko 1 kg.Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Po wyjściu ze szpitala kazali mi stosować „leniwy” tryb życia z uwagi na krótka szyjkę i ryzyko wcześniejszego porodu. Tak się oszczędzałam, że wytrzymałam w tej ciąży do 42 tygodnia i zaczęłam marzyć o porodzie. Było mi ciężko spać poruszać się.... a skurczy żadnych nie było .... Po tym co widziałam i słyszałam w tym szpitalu nie chciałam tam rodzić, zdecydowaliśmy wspólnie z Markiem, że opłacimy sobie prywatną położną, w szpitalu Świętej Zofii była taka oficjalna możliwość. Podpisaliśmy z położną i ze szpitalem umowę.
Tego dnia (porodu) nigdy chyba nie zapomnę. Termin miałam na 6 września. Wtedy odszedł mi czop śluzowy, ale potem nic kompletnie się nie działo. Był juz 15 wrzesień i nic. Jeździłam reguralnie na ktg ale nic ...a moja zarezerwowana połozna od 17 września wyjeżdżała na urlop 2 tygodniowy. Już się bałam że nici z naszej umowy, że nie zdążę urodzic do tego czasu. 16 września na 9:00 rano pojechałam na ktg do szpitala, wcześniej dzwoniła moja połozna i powiedziała, że przyjedzie do szpitala, że zobaczymy, może będziemy rodzić. Jak tak powiedziała to juz wiedziałam, że będziemy rodzić na 100% przecież na darmo by nie przyjeżdżała . Na ktg skurczy prawie nie było, były bardzo znikome, nie takie jak 26 tygodniu (wtedy to były 'tatry' na wydruku ktg, a w dniu porodu conajwyżej 'wyżyny'). Lekarka zadecydowała, że trzeba wywołać poród, bo to juz zbyt długo trwa. Położna przebiła mi pęcherz płodowy, wody było sporo, nie sądziłam, że tak dużo. Potem poszliśmy na sale porodową, była 10 rano. Cały czas towarzyszył mi mąż. Poród wspominam nie najgorzej, chociaż nie było całkiem łatwo, najpierw skakałam na piłce, potem trochę siedziałam w wannie z ciepła wodą, a jak zaczęło bardzo boleć to już na łóżku leżałam, cały czas pod oksytocyną. Do końca myśleliśmy oboje, że urodzę, położna (wspaniała kobitka) była bardzo ciepła i wspierała nas, cały czas monitorowała serduszko dzidzi. Od czasu do czasu wychodziła. Po jednym z takich wyjść przyszła z lekarzem, powiedzieli, że lekarz musi mnie zbadać. Zbadał powiedział, że jest ok i że urodzę i poszedł. Cholernie mnie bolało, poprosiłam o znieczulenie ZO, dostałam i potem było jak w niebie, prawie mnie nic nie bolało, a skurcze były, super, poczułam się jak nowonarodzona. Około godziny 15:00 (po 5 godzinach) było już rozwarcie na 10cm, zaczęły się bóle parte, bolało coraz to mocniej,zieczulenie już nie działało, dostałam więc drugie, ale nie pomogło, nie zadziałało, ból był okropny. Położna mnie zbadała, potem wyszła i przyszła z lekarzem, cały czas spokój i cisza, oni spokojni, czułam się bezpiecznie, lekarz zbadał mnie i powiedział, że jednak nie urodzę sama, że dziecko jest duże i weszło "odgięciowo" w kanał rodny, że trzeba zrobić cesarkę. Jak to usłyszałam to zamarłam ze strachu, byłam przekonana, że urodzę sama. Wszystko działo sie jednak tak szybko ze nie zdążyłam się dobrze namartwić. Jak tylko lekarz zakomunikował o cesarce, na salę wpadła ekipa (już wczesniej gotowa) w zielonych kitlach, przeniesli mnie na inną salę, za chwilę przyszedł do mnie tez Marek (wystrojony na zielono) tam dostałam znieczulenie, co było bardzo trudne, bo musiałam położyć się na boku, a cały czas miałam skurcze i leżeć nieruchomo przez chwilę, w chwili wkłucia akurat miałam skurcz, a nie mogłam drgnąć, dałam radę, ale było ciężko, po chwili znieczulenie zadziałało i nic nie czułam, a za moment, poczułam takie jakby minimalne szarpanie brzucha i zobaczyłam jak pielęgniarka niesie moje dziecko żeby udrożnić mu drogi oddechowe, chwilę zamarłam, bo malutki nie płakał, po chwili usłyszałam jego płacz, ważył 4200, Marek dostał go na ręce i przyniósł do mnie ( w tym czasie mnie szyli), przytulałam go, głaskałam, Michaś miał czarne kręcone włoski , granatowe oczka i zniekształconą główkę, bo już 1/4 tej główki siedziała w kanale rodnym. Całość trwała może z 5 minut (z przeniesieniem na inna salę). Marek cały czas był przy mnie, stał przy mnie i trzymał za rękę, nawet próbował podglądać gdy mnie cięli, wyglądał za parawanik, ale anestezjolog mu nie pozwolił, bo mówił, że nie chce go zbierać z podłogi .Gdy zobaczyliśmy nasze dziecko oboje się wzruszyliśmy
Jak tylko mnie zszyli to mnie przewieziono na inna salę, za chwilkę moja położna przyszła do mnie z Michasiem i przstawiła mi go do piersi, jeszcze nie wiele czułam, ale po chwili zeszło znieczulenie i poczułam jak mój mały synek mocno przyssał się do cysia. Marek był przy nas. Na pierwszą noc Michasia mi zabrano, bo nie mogłam jeszcze ruszać nogami, bo znieczulenie działało (okropne uczucie), a następnego dnia rano miałam go już 24 godziny na dobę. Sama go przebierałam, karmiłam, tylko do kąpania przychodziła pielęgniarka.
Nie ukrywam że pierwsze dni po cesarce były straszne, okropnie bolało, cięzko było mi się podnieść, usiaść, trochę pomagały środki przeciwbólowe, ale nie za wiele. Na szczęście miałam prawie non stop (oprócz nocy) przy sobie męża, który bardzo mi wtedy pomagał przy Michasiu. Byłam na sali dwuosobowej z łazienką, więc było w miarę komfortowo i nie musiałam pokonywać większych odległości bo każdy krok wiązał się z bólem. W 4 dobie wypuścili nas do domku.
Teraz tego bólu i strachu w zasadzie nie pamiętam ... i na wspomnienie porodu usmiecham się, mimo, że nie udało mi się urodzić naturalnie i trochę strachu było.
R
rouż
Gość
NikaMD, przeczytalam Twoja historie i ogromnie sie wzruszylam!!! To co przezylas na poczatku ciazy bylo okropne! Ten strach, niepewnosc...brrr. Chcialbym, aby nie bylo takich problemow ciazowych u zadnej kobiety, ale to niestety nie od nas zalezy. Dobrze, ze wszystko poukladalo sie pomyslnie i Michas jest zdrowym i slicznym chlopczykiem! Dobrze, ze sam porod, pomimo komplikacji nie byl dla Ciebie okropny i ze sie umiechasz na mysl o nim. Az Ci tego zazdroszcze! Ale pieknie opisalas porod i udzial meza-to musialo byc piekne
Dzięki royanno za miłe słowa :-)
Czytałam wszystkie posty wczoraj. Najbardziej utkwiła mi w pamięci własnie wypowiedź Twoja i Mychy12,,,,trzeba przyznać że przeżyłaś koszmar i mój poród w porównaniu z Twoim był cudowny. Bardzo współczuje Ci, że trafiłaś na te pozbawione resztek człowieczeństwa baby. A ta historia z wziernikiem, wypychaniem ....poprostu brak mi słów...to jakieś średniowieczne metody.... Bogu dzięki, że wszystko dobrze się skończyło i maleństwu nic się nie stało, ale to naprawde cud. Royanko szczerze Ci współczuję ...
To skandal, że takie rzeczy dzieją się w szpitalach, że tacy ludzie pracują w szptalach.... Jak wspomniałam, ja długo dosyc leżałam na patologii ciąży i tam też spotkałam się z różnymi tragicznymi przypadkami...Z tego wszystkiego co widziałam wysnułam jeden wniosek: że większość lekarzy i położnych czeka tylko na to żeby im dać w "łapę", gdy coś dostaną to dotychczas podli i zimi zmieniają się w miłych i sympatycznych ...może nie zawsze tak jest .... ale niestety bardzo często ....a w niektórych szpitalach to wręcz norma, dlatego nie chciałam tam rodzić, bo podejście do pacjenta pozostawiało wiele do życzenia.....
Kolejna bardzo moim zdaniem ważna rzecz, to obecność osoby towarzyszącej, gdy ktoś bliski jest przy porodzie, ktoś kto patrzy lekarzowi i położnej na ręce to wtedy nawet te najgorsze "potwory" zachwuja się troszkę inaczej.
Nie wyobrażam sobie jak może "szef" oddziału nie pozwalać na cesarki (mycha12 o tym wspomniała).... koszmar, to co dzieci mają umierać, bo nie wolno zrobić cesarki nawet gdy jest to uzasadnione? Poprostu jestem wściekła jak o tym myślę ... i zimny dreszcz chodzi mi po plecach ....brrrr
Nie jestem w stanie tego pojąć, ale w wielu szpitalach jest teraz parcie na porody sn za wszelką cenę ... a potem czyta się w gazetach, czy ogląda w tv okaleczone na całe życie dzieci ...bo lekarz nie podjął decyzji o CC ...
Można by tak pisać i pisać, niestety niektórych spraw nie mozna zmienić od razu, ale mam nadzieję, że z czasem i u nas w Polsce będzie można rodzić po ludzku.
Czytałam wszystkie posty wczoraj. Najbardziej utkwiła mi w pamięci własnie wypowiedź Twoja i Mychy12,,,,trzeba przyznać że przeżyłaś koszmar i mój poród w porównaniu z Twoim był cudowny. Bardzo współczuje Ci, że trafiłaś na te pozbawione resztek człowieczeństwa baby. A ta historia z wziernikiem, wypychaniem ....poprostu brak mi słów...to jakieś średniowieczne metody.... Bogu dzięki, że wszystko dobrze się skończyło i maleństwu nic się nie stało, ale to naprawde cud. Royanko szczerze Ci współczuję ...
To skandal, że takie rzeczy dzieją się w szpitalach, że tacy ludzie pracują w szptalach.... Jak wspomniałam, ja długo dosyc leżałam na patologii ciąży i tam też spotkałam się z różnymi tragicznymi przypadkami...Z tego wszystkiego co widziałam wysnułam jeden wniosek: że większość lekarzy i położnych czeka tylko na to żeby im dać w "łapę", gdy coś dostaną to dotychczas podli i zimi zmieniają się w miłych i sympatycznych ...może nie zawsze tak jest .... ale niestety bardzo często ....a w niektórych szpitalach to wręcz norma, dlatego nie chciałam tam rodzić, bo podejście do pacjenta pozostawiało wiele do życzenia.....
Kolejna bardzo moim zdaniem ważna rzecz, to obecność osoby towarzyszącej, gdy ktoś bliski jest przy porodzie, ktoś kto patrzy lekarzowi i położnej na ręce to wtedy nawet te najgorsze "potwory" zachwuja się troszkę inaczej.
Nie wyobrażam sobie jak może "szef" oddziału nie pozwalać na cesarki (mycha12 o tym wspomniała).... koszmar, to co dzieci mają umierać, bo nie wolno zrobić cesarki nawet gdy jest to uzasadnione? Poprostu jestem wściekła jak o tym myślę ... i zimny dreszcz chodzi mi po plecach ....brrrr
Nie jestem w stanie tego pojąć, ale w wielu szpitalach jest teraz parcie na porody sn za wszelką cenę ... a potem czyta się w gazetach, czy ogląda w tv okaleczone na całe życie dzieci ...bo lekarz nie podjął decyzji o CC ...
Można by tak pisać i pisać, niestety niektórych spraw nie mozna zmienić od razu, ale mam nadzieję, że z czasem i u nas w Polsce będzie można rodzić po ludzku.
agutkaZG
<3 Zuzia <3 Kubuś <3
Nika,przeczytalam Twoj opis porodu... Normalnie jestem zla na siebie,ze zrobilam to przed samym snem,bo teraz mam straszne wizje przed oczami... Masakra,jak ja Ci wspolczuje tego ciaglego strachu w ciazy... :-( Ja tez lezalam w szpitalu jakos w maju,bo straszliwie mnie brzuch bolal... W sumie wyszly "tylko" jakies bakterie w moczu... Ale tez sie strachu najadlam,ze hej! Kurcze,wyobrazam sobie,jak potwornie sie czulas...
Najwazniejsze,co sama dobrze zreszta wiesz,ze wszystko dobrze sie skonczylo!
A najlepsze z tego wszystkiego bylo to,ze sie tak rozleniwilas,az przenosilas ciaze,hehe. ;-)
Najwazniejsze,co sama dobrze zreszta wiesz,ze wszystko dobrze sie skonczylo!
A najlepsze z tego wszystkiego bylo to,ze sie tak rozleniwilas,az przenosilas ciaze,hehe. ;-)
kasia-zurek
Mamusia Kacpusia
normalnie nie moge... poplakalam sie na maxa... w porownaniu do Was mialam luksus...
pozwolcie ze zaczne troszke inaczej niz wy... 28.01.2006 pojechalam z moim Darkiem do szpitala bo od paru dni się bardzo źle czułam, ciągle wymiotowałam, nie mogłam jeść miałam mdłości itp, no i mnie z tego szpitala wyrzucili bo "rejonizacja" pojechalismy do innego czekalam ponad godzine poczym uslyszalam ze nie wiadomo czy pani doktor mnie zbada bo nie mam 18 lat!! czekalismy nastepna godzine i mnie przyjeli. Lekarka zapytala czy moglam czyms sie struc a ja jej powiedzialam, ze raczej nie ma takiej możliwości, że prędzej bym ciążę podejrzewala, pobierali mi 2razy!! krew dai 3 kroplówki pod rząd i wypuścili do domu z rozpoznaniem "kolka jelitowa ew. kontrola gin." bo oni nie mieli możliwości sprawdzić czy to ciąża... wróciłam do domu.
1 lutego pojechałam sobie do szkoły i się zwolniłam bo normalnie tak mi było niedobrze że zwymiotowałam i zadzwonilam do mamy żeby się zwolnila z pracy i pojechala ze mną do szpitala dziecięcego (w końcu 18 nie mialam wiec musieli mnie przyjąć) a że mama pracowala po drodze ze szkoly do szpitala to mialam luzik. Przyjeli mnie bez problemu i skierowali na USG i w szpitalu DZIECIĘCYM się dowiedziałam że jestem w ciąży i podejrzewają ciążę bliźniaczą!! dostalam od nich przkaz na badanie gin w szpitalu wspolpracujacym z nimi. Pojechalysmy tam z mamą i okazało się że to ciąża pojedyncza (ten drugi pęcherzyk to był pęcherzyk żółtkowy czy jakoś tak) 7 tydzień. I w ten oto sposób dowiedziałam się że będę mamusią. Mój tata jak się o tym dowiedział powiedział tylko "już wtedy jak jechali do szpitala mówiłem że mają jechać na Polną...
w 21 tygodniu dostałam takiej biegunki że pojechaliśmy na izbę przyjęć z polecenia mojego gina i całe szczęście że zawiózł nas mój tata! bo lekarz dyżurujący nie chciał mnie zbadać bo nie miałam 18!!! tata musiał podpisać zgode na badanie...mimo iż za parę dni kończylam 18. no ale okazało się że wszystko ok.
termin miałam na 13 września, jednak nic sięnie działo, 25 zgodnie z zaleceniami mojego gina poszłam po skierowanie do szpitala. przyjęli mnie i położyli na ginekologicznym wewnętrznym na co pielęgniarki zaczęły się burzyć bo powinnam iść na porodówkę, ale jak zobaczyły nazwisko lekarza to skakały na około mnie jakby się paliło... to była 11 rano o 15 przyszła komisja i mnie zbadali i stwierdzili że nic się nie dzieje, o 17 podłączyli mnie pod ktg skurcze były ale słabe i nieregularne o 23 godz wzięli mnie na obserwacyjną bo już były regularne. o godz 5 rano 26 września przenieśli mnie na porodówkę. pół godziny papierków i pod ktg, troszkę pospałam,odłączyli mnie na troszkę, wykompałam się podłączyli mnie pod ktg i o 8.30 mnie przebili więc zadzwoniłam do Darka czy przyjedzie bo juz był w poznaniu (mieszkamy pod Poznaniem)i okazało się że nie wziął ze sobą pieniędzy ani karty do bankomatu! bo u nas rodzinne płatne 150zl.a ja z rykiem dzwonie do mamy, mama ratuj! moja mamuśka od razu po moim tel do niego zadzwoniła ze ma przyjechać do niej do pracy po kasę bo był w pobliżu.przyjechał do mnie po 9. koło 11 zaczęły się takie skurcze że wyłam z bólu( wstyd mi tak pisać po tym co czytałam w waszych opisach... ale na prawdę wyłam) dostałam dwa znieczulenia dożylnie bo nie zgodziłam się na ZZO co chwila od tej 8.3 sprawdzali rozwarcie itp po 11 stwierdzilam ze to juz (nie chcialam wierzyc kuzynce i szwagierce ze to takie uczucie jakby się chcialo kupe, ale tak bylo) Darek zawolal lekarza i zaraz przybiegli, od tych znieczuleń i z wysiłku mdlałam między skurczami i główka się cofała,a położna wrzeszczała na mnie "przyj dziewczyno, przyj" w końcu już nie było zbyt wesoło i już chcieli wziąć Kacpra na kleszcze ale jak z Darkiem usłyszeliśmy kleszcze to mnie zmobilizowało, jedno parcie główka ramionka, drugie parcie-reszta byla 12.34. i usłyszałam mojego dzidziusia, położna czyściła i ubierała Kacpunia koło mnie w czasie kiedy ja rodziłam łożysko co poszło jak spłatka. Potem wzięli mnie na szycie które ledwo pamiętam gdyż je przespałam, pamiętam tylko niektóre kłucia, nie wiem ile szwów bylo... w kazdym razie bylam tylko cięta, nie rozerwało mnie. pospałam sobie jeszcze na poporodowym z godzinke może dłużej i Darek cały czas był przy mnie. jak mnie przenosili do góry na oddział to musiał akurat jechać do pracy bo nie dostał wolnego... położne i pielęgniarki na oddziale były bardzo sympatyczne i nie miałam żadnych problemów. nudziłam się tam strasznie i jak we wtorek rodzilam tak w piątek wypuścili nas do domciu
tak więc moim jedynym zmartwieniem było to czy Darek zdąży...
szwy potem tak ciągnęły że ledwo sie ruszałam, ale położna powiedziała jak mi zdejmowała że pięknie się zgoiło i to samo powiedział mój gin.
normalnie jak czytałam Wasze opisy to przy nie jednym łzy mi się zbierały, a przy jednym juz się poryczałam....oj podziwiam Was za to co przeszłyście i się nie załamałyście, ja bym pewnie nie dała rady...
ale ja za to trafiłam na taką pediatrę że szkoda słów... Kacpuś urodził się z wodniakami jąder o czym ona wiedziała z książeczki i przy badaniu nawet pieluszki nie odpieła!! i byłam z nim u mojej lekarki u której niezbyt przyjemnie wyraziłam się o tamtej (przyjmują w jednej przych), dostałam od niej skierowanie do chirurga bo te wodniaki chirurg powinien prowadzić (wchłonęły się i nie potrzeba było żadnego zabiegu) a potem dowiedziałam się że moja lekarka jest właścicielką tej przychodni i teraz pediatra Kacpra zmieniła podejście do niego.... nie wiem czemu
eh, kończę.... uściski dla wszystkich maluszków!!
pozwolcie ze zaczne troszke inaczej niz wy... 28.01.2006 pojechalam z moim Darkiem do szpitala bo od paru dni się bardzo źle czułam, ciągle wymiotowałam, nie mogłam jeść miałam mdłości itp, no i mnie z tego szpitala wyrzucili bo "rejonizacja" pojechalismy do innego czekalam ponad godzine poczym uslyszalam ze nie wiadomo czy pani doktor mnie zbada bo nie mam 18 lat!! czekalismy nastepna godzine i mnie przyjeli. Lekarka zapytala czy moglam czyms sie struc a ja jej powiedzialam, ze raczej nie ma takiej możliwości, że prędzej bym ciążę podejrzewala, pobierali mi 2razy!! krew dai 3 kroplówki pod rząd i wypuścili do domu z rozpoznaniem "kolka jelitowa ew. kontrola gin." bo oni nie mieli możliwości sprawdzić czy to ciąża... wróciłam do domu.
1 lutego pojechałam sobie do szkoły i się zwolniłam bo normalnie tak mi było niedobrze że zwymiotowałam i zadzwonilam do mamy żeby się zwolnila z pracy i pojechala ze mną do szpitala dziecięcego (w końcu 18 nie mialam wiec musieli mnie przyjąć) a że mama pracowala po drodze ze szkoly do szpitala to mialam luzik. Przyjeli mnie bez problemu i skierowali na USG i w szpitalu DZIECIĘCYM się dowiedziałam że jestem w ciąży i podejrzewają ciążę bliźniaczą!! dostalam od nich przkaz na badanie gin w szpitalu wspolpracujacym z nimi. Pojechalysmy tam z mamą i okazało się że to ciąża pojedyncza (ten drugi pęcherzyk to był pęcherzyk żółtkowy czy jakoś tak) 7 tydzień. I w ten oto sposób dowiedziałam się że będę mamusią. Mój tata jak się o tym dowiedział powiedział tylko "już wtedy jak jechali do szpitala mówiłem że mają jechać na Polną...
w 21 tygodniu dostałam takiej biegunki że pojechaliśmy na izbę przyjęć z polecenia mojego gina i całe szczęście że zawiózł nas mój tata! bo lekarz dyżurujący nie chciał mnie zbadać bo nie miałam 18!!! tata musiał podpisać zgode na badanie...mimo iż za parę dni kończylam 18. no ale okazało się że wszystko ok.
termin miałam na 13 września, jednak nic sięnie działo, 25 zgodnie z zaleceniami mojego gina poszłam po skierowanie do szpitala. przyjęli mnie i położyli na ginekologicznym wewnętrznym na co pielęgniarki zaczęły się burzyć bo powinnam iść na porodówkę, ale jak zobaczyły nazwisko lekarza to skakały na około mnie jakby się paliło... to była 11 rano o 15 przyszła komisja i mnie zbadali i stwierdzili że nic się nie dzieje, o 17 podłączyli mnie pod ktg skurcze były ale słabe i nieregularne o 23 godz wzięli mnie na obserwacyjną bo już były regularne. o godz 5 rano 26 września przenieśli mnie na porodówkę. pół godziny papierków i pod ktg, troszkę pospałam,odłączyli mnie na troszkę, wykompałam się podłączyli mnie pod ktg i o 8.30 mnie przebili więc zadzwoniłam do Darka czy przyjedzie bo juz był w poznaniu (mieszkamy pod Poznaniem)i okazało się że nie wziął ze sobą pieniędzy ani karty do bankomatu! bo u nas rodzinne płatne 150zl.a ja z rykiem dzwonie do mamy, mama ratuj! moja mamuśka od razu po moim tel do niego zadzwoniła ze ma przyjechać do niej do pracy po kasę bo był w pobliżu.przyjechał do mnie po 9. koło 11 zaczęły się takie skurcze że wyłam z bólu( wstyd mi tak pisać po tym co czytałam w waszych opisach... ale na prawdę wyłam) dostałam dwa znieczulenia dożylnie bo nie zgodziłam się na ZZO co chwila od tej 8.3 sprawdzali rozwarcie itp po 11 stwierdzilam ze to juz (nie chcialam wierzyc kuzynce i szwagierce ze to takie uczucie jakby się chcialo kupe, ale tak bylo) Darek zawolal lekarza i zaraz przybiegli, od tych znieczuleń i z wysiłku mdlałam między skurczami i główka się cofała,a położna wrzeszczała na mnie "przyj dziewczyno, przyj" w końcu już nie było zbyt wesoło i już chcieli wziąć Kacpra na kleszcze ale jak z Darkiem usłyszeliśmy kleszcze to mnie zmobilizowało, jedno parcie główka ramionka, drugie parcie-reszta byla 12.34. i usłyszałam mojego dzidziusia, położna czyściła i ubierała Kacpunia koło mnie w czasie kiedy ja rodziłam łożysko co poszło jak spłatka. Potem wzięli mnie na szycie które ledwo pamiętam gdyż je przespałam, pamiętam tylko niektóre kłucia, nie wiem ile szwów bylo... w kazdym razie bylam tylko cięta, nie rozerwało mnie. pospałam sobie jeszcze na poporodowym z godzinke może dłużej i Darek cały czas był przy mnie. jak mnie przenosili do góry na oddział to musiał akurat jechać do pracy bo nie dostał wolnego... położne i pielęgniarki na oddziale były bardzo sympatyczne i nie miałam żadnych problemów. nudziłam się tam strasznie i jak we wtorek rodzilam tak w piątek wypuścili nas do domciu
tak więc moim jedynym zmartwieniem było to czy Darek zdąży...
szwy potem tak ciągnęły że ledwo sie ruszałam, ale położna powiedziała jak mi zdejmowała że pięknie się zgoiło i to samo powiedział mój gin.
normalnie jak czytałam Wasze opisy to przy nie jednym łzy mi się zbierały, a przy jednym juz się poryczałam....oj podziwiam Was za to co przeszłyście i się nie załamałyście, ja bym pewnie nie dała rady...
ale ja za to trafiłam na taką pediatrę że szkoda słów... Kacpuś urodził się z wodniakami jąder o czym ona wiedziała z książeczki i przy badaniu nawet pieluszki nie odpieła!! i byłam z nim u mojej lekarki u której niezbyt przyjemnie wyraziłam się o tamtej (przyjmują w jednej przych), dostałam od niej skierowanie do chirurga bo te wodniaki chirurg powinien prowadzić (wchłonęły się i nie potrzeba było żadnego zabiegu) a potem dowiedziałam się że moja lekarka jest właścicielką tej przychodni i teraz pediatra Kacpra zmieniła podejście do niego.... nie wiem czemu
eh, kończę.... uściski dla wszystkich maluszków!!
Masakra,jak ja Ci wspolczuje tego ciaglego strachu w ciazy... :-( Ja tez lezalam w szpitalu jakos w maju,bo straszliwie mnie brzuch bolal... W sumie wyszly "tylko" jakies bakterie w moczu... Ale tez sie strachu najadlam,ze hej! Kurcze,wyobrazam sobie,jak potwornie sie czulas...
To fakt pobytu na patologii nie wspominam najlepiej... jedyne co mnie ratowało przed kompletna traumą, to dwie przesympatyczne dziewczyny, które leżały na tej samej sali co ja, wzajemnie się wspierałyśmy. Do dziś utrzymujemy kontakt ze sobą, planujemy spotkanie (może się uda), jedna z nich urodziła bliźnięta a druga dziewczynkę, u nich też wszystko szczęśliwie się zakończyło.
Też mnie to śmieszy, ale i cieszy, bo wszystko dobrze się skończyło
A najlepsze z tego wszystkiego bylo to,ze sie tak rozleniwilas,az przenosilas ciaze,hehe. ;-)
kasia-zurek, ale się usmiałam "kolka jelitowa" no nie źle Ci dzidziusia zdiagnozowali ;-)
Gratuluję takiego szybkiego porodu
Trochę mnie dziwi, że dziewczyny w ciąży mimo, że jest niepełnoletnia lekarz nie może zbadać bez zezwolenia rodziców. Dziwne jakieś te przepisy ...
Trochę mnie dziwi, że dziewczyny w ciąży mimo, że jest niepełnoletnia lekarz nie może zbadać bez zezwolenia rodziców. Dziwne jakieś te przepisy ...
Mnie tez to strasznie dziwi Przeciez co za roznica ile ma sie lat, wazne jest to ze trzeba zbadac czy z dzidziusiem jest wszystko w porzadku.
reklama
agutkaZG
<3 Zuzia <3 Kubuś <3
Ja sie podpisuje pod wczystkimi slowami Niki.
Rozsmieszylo mnie te wykrycie kolki ,a zarazem zdziwilo to,ze nie chcieli zbadac niepelnoletniej... Dziwne zwyczaje.
Rozsmieszylo mnie te wykrycie kolki ,a zarazem zdziwilo to,ze nie chcieli zbadac niepelnoletniej... Dziwne zwyczaje.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 6
- Wyświetleń
- 608
- Odpowiedzi
- 12
- Wyświetleń
- 780
Podziel się: