reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Nasze porody

Nie wiem czy kogoś akcje porodowe jeszcze interesują, bo większość lipcówek rozpakowana, a te nierozpakowane już chyba tylko irytują się czytając te opisy, ale coś skrobnę.

8.07. mój M pojechał do Wawy i mnie zostawił samą. Ja z nudów poszłam na daleki spacer pod górę, wróciłam, umyłam się i poszłam spać. Spanie mi nie szło, więc o 4 się obudziłąm i coś mnie tknęło, zeby wstać. Jak wstałam popuściłam trochę wód. Idę więc do łazienki, a tam zaczęło ze mnie chlustami całymi się wylewać. Skracając opis przejdę do odwidzin ambulatorium szpitala. Tam formalnościom i głupim pytaniom nie było końca. Suma sumarum zrobili mi usg i wtedy zaczęłam czuć słabe skurcze. Wzięli mnie na salę porodową wieloosobową, ale na szczęście nikt tam nie rodził ze mną. Akcja była słaba więc dlai mi oksytocynę no i się zaczęło. Ja to chyba jakiś niski próg bólu mam bo bolało mnie jak diabli i prosiłam każdego kto do mnie przyszedł o znieczulenie. KTG było zpesute, więc skurczy nie pokazywało, ale na szczęście położna się tego domuśliła. Na obchodzie pan profesor na moje dictum, ze czekam na męża powiedział: "a po co pani mąż? Z tymi facetami to tylko problemy później są. A co nie ma pani kto za rękę potrzymać? To ja potrzymam". Wziął mnie za rękę na sekundę i zaraz się ewakuowała cała ekipa obchodu. Tymczasem błagania o znieczulenie ciąg dalszy. Położna na moją prośbę o zabadanie, bo 3 cm na pewno już są, ciągle mówiła ze na pewno nie. W koncu mnie zbadała i pewnie było więcej bo zaraz po anestezjologa zadzwoniła.
 
reklama
c.d.

Niestety nie było jeszcze wyników krwi. Jak przyszły te pip;-) wyniki, to było już 8 cm i nie chceili mi dać. Ja na to, ze muszą. W końcu zdecydowałi, ze dadzą mi podpajęcze. Zamias dać mi jak nie miałam skurczu to pan doktor przedłużał tłumaczeniem praktykantce co i dlaczego robi. W końcu przyszedł skurcz, więc zaczęłam się wić, a on do mnie, ze jak jeszcze raz się rusze to on sobie idzie. Zacisnęłam się więc w sobie i w końcu poczułam ulgę. To znieczulenie działa natychmiast, tak ze nawet końcówki skurczu już nie czułam. Potem niestety nie czułam już nic od pasa w dół, więc z 10 osób mnie obstąpiło wkoło tego łoża boleści i wycisnęli ze mnie Patryka. Położna wraz z lekarzem naciskali mi tak mocno na brzuch, ze l;edwo mogłam oddychać /siniaka mam do dziś/. W końcu na 6 skurczu go wycisnęli. Oprócz sporego nacięcia jeszcze miałam pęknięcie 2 stopnia. Szycie zajęło z półtorej godziny. W sumie rodziłam 7 i pół godziny. Mąż nie zdążył. przyjechał pół godziny po.....
 
No więc i ja opiszę swój. Wcale nie musicie czytać, wiem, że długie.......


Po 9 dniach pobytu w szpitalu, oczekiwaniu na rozwiązanie, przy skaczącym ciśnieniu i niezdecydowanych lekarzach, 7 dnia po terminie porodu, nadeszła chwila wyjątkowa……
26 lipca 2009r. – godzina równiutko 2:00 w nocy. Obudziło mnie pyknięcie. Nie wiem, czy je usłyszałam, czy tylko poczułam, jakby pęknął mi w brzuchu balonik.
Niepewna co zrobić usiadłam na łóżku i poczułam wyciekanie. Popędziłam do łazienki, to wypływały sobie wody płodowe. Poczułam strach, ale i ulgę, że teraz już na pewno spotkam się z mieszkańcem mego brzucha.
Poszłam do położnych, zaspana miła babeczka posłuchała tętna płodu i zbadała. Rozwarcie 3-4 cm.
Nie byłam pewna czy dzwonić do męża, odradziła mi to. Skoro nie mam skurczy, to po co go już budzić.
Spakowałam się i zeszłyśmy na porodówkę. Podłączono mnie do KTG, skurcze zaczęły się pojawiać, na początku lekkie, potem coraz mocniejsze.
Półgodzinny zapis przekonał położną, że chyba będziemy mieć szybki poród. Zbadała mnie, rozwarcie rosło.
–Lepiej niech pani dzwoni po tego męża, nad ranem powinniście mieć już dziecko. – powiedziała.
Zrobiłam wielkie oczy i zadzwoniłam.
Skurcze były coraz silniejsze i coraz częstsze. Na tyle że musiałam pomagać sobie oddychaniem. Troszkę chodziłam, stałam przy łóżku porodowym, wlazłam na piłkę.
Przyjechał mąż a wtedy rozkręciło się na dobre.
Nie wiadomo kiedy zrobiło się 7cm, zaraz potem 8. Na jakiś czas rozwarcie stało na tych 8 cm i nic nie szło, a ja wyłam z bólu, mając już serdecznie dość i wątpiąc w swoje siły.
Kiedy przyszło 9cm poczułam silną potrzebę parcia, położna pozwoliła tylko delikatnie naciskać. Położyły mnie na lewym boku, bo główka nie chciała się obrócić. To były koszmarne minuty.
Kiedy zrobiło się 10cm poczułam się jakby wyzwolona i podjęłam chęć walki. Współpracowałam z położnymi, które już były we dwie (jedną pamiętałam z porodu Emilki).
Andrzej biedaczysko stał koło głowy, przecierał mi twarz, przyginał głowę do piersi i był chyba trochę zagubiony. Ale powtarzał do mnie co mam robić.
Nacięły mnie niestety nie na skurczu, poczułam ten ból i parłam dalej. Przy Emilce byłam cichutko, teraz zaczęłam z lekka pokrzykiwać.
Przyszedł lekarz, urodziłam główkę i długo długo nic.
Widziałam że są zaniepokojeni tym co się dzieje, nacięli mnie drugi raz, bo barki nie chciały wyjść. Po strasznie długiej chwili udało mi się urodzić dzieciątko, które zaraz wylądowało na moim brzuchu. Była godzina 6:10. Wszystko więc trwało 4godziny i 10 minut.
W porównaniu z porodem Emilki (20 godzin) to był ekspress. Niestety oprócz nacięcia, pęknęłam w środku na krzyż.
Z zawiniątkiem na brzuchu grzebali we mnie, ponieważ jeszcze nie wszystkie wody wypłynęły, a łożysko nie chciało się odkleić. W końcu urodziłam także łożysko.
Maleństwo leżące na moim brzuchu okazało się być Dziewczynką, dostała 10 pkt Apgar.
Potem lekarz szył mnie okropnie długo, nie chciał dać drugiej dawki znieczulenia i niestety wszystko czułam. Żartował, że jak będę rządziła to przyszyje mnie do łóżka.
Z dzieckiem na brzuchu umyły mnie, potem przelazłam na łóżko i pojechaliśmy do pokoju przejściowego. Nakarmiłam małą, zrobiliśmy kilka fotek.
Wzięły mnie na oddział, Andrzej nie mógł ze mną iść.
Tam po jakimś czasie zważyli, zmierzyli i umyli Małgosię. Miała 4310g i 58cm. Główka 35cm a barki (o zgrozo!!!!!) 36cm.
Po dwóch dobach wypisali nas do domu.
Jesteśmy od tej chwili szczęśliwą 4-osobową Rodzinką, ale mężowi nie zazdroszczę, Babiniec ma niezły ;-)
 
to jeszcze ja
6dnia mojego pobytu w szpitalu po strasznej burzy ok.2.00 w nocy zlapal mnie okropny skurcz kregoslupa, doslownie nie moglam oddychac, poszlam po polozna ktora mnie zbadala i powiedziala ze idziemy na porodowke wzielam swoje ubrania, tam zrobili mi lewatywe, to powinno rozinnac akcje a na ktg zadnych skurczy, a nie cceili mi dawac kroplowki, wrocilam z poworotem do sali, rano ktg zadnych skurczy, chociaz co 3-4 min mialam straszneb skurcze w krzyzu, plakalam caly dzien, ale nie mowilam nic nikomu bo myslalam ze wyjde na glupka skoro na ktg cicho, o 19.00 byl obchod wkoncu powiedzialam o swoich dolegliwosciach, wizeli mnie przebadali, i wyszlo ze mam juz rozwracie na 5palcow i lekarz obiecal mi ze juz na pewno urodze dzis. znow zeszlam na porodowke znow tak okropna lewatywa, na ktg zadnyh skurczy poza moimi krzyzowymi,przyjechal moj N dostalam kroplowke i po chwili skurcze byly coraz mocniejsze,skalalam na pilce co bardzo pomagalo mi na krzyż, po jakiejs godzinie polozna kazala sie polozyc na lozku, wtedy bole byly coraz silniejsze nie umialam przestac krzyczec, wiem ze dostalam cos jeszcze do kroplowki, najgorsze bylo pobudzanie szyjki przez polozną, po chwili czulam ze musze przec,wiec parłam i parlam i nie umialam wyprzec, juz zaczelam sie bac, zmienialam pozycje na bok, dzieki mojemu wszystko wydawalo sie latwiejsze, i chyba po 50 minutach parciach zobaczylam głowkę, ogolnie widzialam wszystko co sie dzieje bo odbijalo sie to w szybie, wkoncu wyszly tez ramiona i reszta ciala, i polozyli mi maluszka na brzuszku to byla najlepsza chwila w moim zyciu,w ogole nie pamietam zebym rodzila łozysko tylko po prostu ktos mi je wyciaganal pewnie daletho kilka dni pozniej trafilam do szpitala na zabieg łyzeczkowania macicy bo zostaly resztki wlasnie po lozysku.
dodam ze maly urodzil sie z wagą 3500 i 54 cm, dostal 10 pkt, przyszedl na swiat o 23.55 ;-)
 
Oj jak czytam o Waszych porodach to tak przymierzam sie do opisu swojego pobytu w szpitalu... ale chyba musze jescze troche ochlonac....

LORIEN - Twoja malutka to taka duzutka :-)

ANYZOWKA - szkoda, ze maz nie zdazyl:-( Widze ze porod tez mialas nie za lekki.
 
To jeszcze ja.
Mój poród nie należał do łatwych. Do szpitala trafiłam we wtorek 28 jako, że był to już 7 dzień po terminie. Praktycznie nic się nie działo. Skurcze jakieś wyskakiwały na KTG, ale dochodziły najwyżej do 50-70. Zrobili mi USG i stwierdzili, że mam bardzo mało wód płodowych (w 38 tc było dużo a ja nie zauważyłam żeby odeszły). Stwierdzili więc, że założą mi cewnik Foleya, żeby pobudzić rozwarcie. Jedynym efektem było to, że odszedł mi czop i pół dnia miałam solidne bóle i nie mogłam się ruszać. Bóle mineły jak ręką odjął przy wyjęciu cewnika. Następnego dna rano na KTG skurcze strasznie mizerne, zero jakiejkolwiek reakcji. Jednak ordynator stwierdził, że podłączamy mnie pod oksytocynę. OK 11 poszłam pod kropkówkę i do godz 16 nic się nie działo. Po 16 przyszedł lekarz, zbadał mnie i stwierdził, że przebije pęcherz płodowy. Faktycznie po tym pojawiły się bóle i mocne skórcze. O 19 zaczęły się bóle parte. Raptem dopatrzyli się, że dziecko nie jest ułożone w kanale. Nie pomagały żadne sposoby parcia na boku, piłka, przy łożku NIC. Cesarki nie chcieli robić bo poczekamy chwilke. Wkońcu jakoś Kuba się ustawił, ale nie mógł się przecisnąć. Nie wiedzieli czy główka zachacza czy co, a ja już nie miałam kompletnie siły. Pan doktor na to że na cesarke to już za późno więc może metoda Vacum (wysysanie pod próżnią za główkę)- ale też za chwilę. Myślałam że położne to go zjedzą zaraz. Wkońcu zdecydował się i ustawiono aparaturę i wyssano Kubę. Okazało się, że na dodatek oplątany jest pępowiną. Jakimś cudem jednak mały wyszedł bez szwanku z tej sytuacji( nie licząc krwiaczka od wyssysania) i dostał 10 ptk. Ja natomiast straciłam bardzo dużo krwi, wpadłam w anemię i popękałam dokładnie. Jeszcze 4 godz po porodzie wlewali we mnie kroplówki z różnymi cudami. Chcieli mi następnego dnia przetaczać krew ale się nie dało bo dostałam silnej alergii. Teraz powoli dochodzę do siebie, ze szpitala wypuścili nas w sobotę ( bo tabletki to pani i w domu może brać). Jednak najważniejsze, że nasze maleństwo ma się dobrze
 
hej dziewczyny

a wiec 26 lipca niedziela rano odszedł mi czop z krwia, wieczorem o 21 zaczeły mi sie skurcze co 5 min.Stwierdziłam ze najbezpieczniej bedzie trzeba pojechac do szpitala i tam czekac na rozwoj akcji,o godzinie 1 w nocy 27 lipca zajechałam na oddzial,zrobiono mi ktg,rozwarcie na 4 cm skurcze regularne .....w tym samym czasie spotkałam kolezanke ktora lezala juz od soboty i czekala na rozwarcie....
Zostałam położona w łóżku i czekamy,wolałam leżeć niż chodzić....w nocy nadal skurcze co 4 min.rano rozwarcie na 6cm,od godziny 10 kolezanka rodzi....
zadzwoniłam po męża od 9 był ze mna mało ważne co robił(znaczy sie meczył sie widzac moja minę) ale był dla mnie duży wsparciem......
Bolało jak cholera i doszły jeszcze bóle pleców ktore mąż mi rozmasowywał...dopiero o godz.12 lekarze zainteresowali sie mna ....bo przeciez od 10 rodzila kolezanka znaczy sie czekala na pełne rozwarcie bo było tylko na 9cm.
O 12 zbadano mnie i stwierdzono rozwarcie na 10cm czyli rodzimy...tylko ze był problem zajete łóżko do porodu przez kolezankę....przebito mi wody płodowe wygoniono z łóżka koleżanke na kozetke za parawan dodam że mąż jej był przy niej,a ja wskoczyłam na łóżko do porodu.... kazali mi lezec na boku i przec....bo niunka lezała na boku....było do dupy tak przec az wreszcie stwierdzilam ze musze na prosto przec rozwalilam nogi i prę....słyszę od położnej widzę główke i zaczeło sie .....z tym ze skurcze byly regularne ale krótkie wiec podano mi kroplówke....dzieki ktorej urodziłam w 10 min. mąż był cały czas przy mnie i dodam ze mąz koleżanki również,wiec miałam podwójna obsadę męską....
Został tylko wyproszony gdy mnie zszywano-przyznam szczerze ze poczułam to rozcieńcie w wyniku ktorego nie chcialo mi sie juz przec dalej ale cóz taki urok....
Strasznie bolało ale przeżyłam i odechnełam z ulga gdy mała wyskoczyła i położono mi ją na brzuchu....oprócz tego wyrwałam venflon z tego zamieszania....
Nastepnie zwolniłam łózko dla koleżanki i to ja teraz słuchałam jej stękania leżąc za parawanem....
W papierach mam wpisane ze porod trwał 10 min. ale liczac całe przygotowanie to od 26 lipca niedziela 21:00 do 13:30 poniedzialek 27 lipca
Uważam ze jak by mnie wzieto wczesniej niz kolezanke to urodzila bym juz przed 12 a polozna tylko pytala czy chce mi sie do lazienki i czy mam bole prace....wydaje mi sie ze oznaka u mnie boli pracych byl ból plecow bo jak tylko polozylam sie na lozku do porodu to nadeszly same.....

Chcialam dodac ze we wtorek moja siostra miala operacje na torbiel wiec lezalysmy razem a w piatek kiedy wychodzilam juz ze szpitala (mala miala zółtaczke)rano urodzila moja siostra cioteczna synka i robilam im zdjecia....cała moja familia opanowala ginekologie-i poloznictwo...

Dobrze ze mam to juz za soba.........
 
No to i ja opowiem jak wygladal moj porod..
skurcze meczyly mnie juz od tygodnia, czop tez mi odszedl tydzien przed porodem, w poniedzialek(27.07) od 3 rano mialam skurcze regularne co 10 minut i trwaly caly dzien az do wtorku bo od 2 rano zaczely sie co 5 minut, potem co 3 minuty, wiec zadzwonilam do szpitala, kazali mi przyjechac. byla godzina kolo 9 rano, tam na miejscu badanie - rozwarcie na 4cm ja w szoku:szok: bo szczerze to do konca nie wierzylam ze to juz, ze rodze wiec po badaniu paluszkami, ruszylo sie juz szybko, skurcze dalej co 3 minuty ale juz bolesniejsze.O godz 14.30 znow badanie i rozwarcie na 6cm i ja zadowolona:-) polozna zrobila mi masaz szyjki i wskoczylam do basenu bo taki mialysmy plan.W wodzie zaczelo sie juz naprawde...bolalo i momentami wolalam ze ja chce do domu i niech ja wyciagna ze mnie bo nie dam rady. Kolo 17 odeszly mi wody a wtedy skurcz za skurczem i nie bylo przerw.Caly czas namawiali mnie na gaz ale ja od poczatku mowilam ze chce bez rzadnych srodkow znieczulajacych i ze chce byc swiadoma i czuc wszystko. Zebym lepiej sie czula dolali mi wiecej cieplej wody, wtedy to ja juz nie moglam oddychac, zrobilo mi sie slabo i zaczelam mdlec.maz pomagal wyciagac mnie z wody i szybko na lozko i na sale porodowa.Tam dali mi tlen bo ciezko mi bylo samej oddychac, po 19 zaczely sie parte i dziwne te uczucie....dzieki basenowi moje miesnie byly bardziej zrelaksowane i moze dlatego troche latwiej mi bylo przec.maz stal caly czas obok wspierajac mnie niemilosiernie, gdyby nie on to ja nie wiem czy dalabym se rade, caly czas przypominal o oddychaniu. Gdy wychodzila glowka polozna zawolala go czy chce zobaczyc a on glupi poszedl, ja juz nie kontaktowalam wiec nie protestowalam. Maz mowi ze to niesamowite jak wyglada glowka gdy sie przeciska. ja nie mialam nikogo obok wiec targnelam jedna z poloznych za nogawke i omal jej spodni nie podarlam:-D:tak:po glowce jedno parcie i o 19.48 na moim brzuszku wyladawala moja mala ksiezniczka. 5 minut potem moj maly brudasek(bo nie chcialam by ja czyscili) lezal na mojej klatce i ssal piers:-Dwcale nie plakala, tylko patrzyla duzymi slepkami na mnie i meza...niesamowite uczucie.Napawalismy sie ta chwila, potem maz przecial pepowine, rozebral koszulke i moje dwa golaski przytulaly sie do siebie na fotelu gdy ja czekalam na wydalenie lozyska, po 20 minutach juz bylo po. Polozne nas zostawily samych....placzacych i szczesliwych. Corcia dostala 10 pkt i wazyla 2950 g 49cm dluga:-) moje malenstwo. Tak oto zakoczyl sie moj porod naturalny, bez znieczulenia w 3 dni przed terminem a ja nie bylam nacinana i nie popekalam nigdzie, moze dlatego tak dobrze sie czuje i juz jestem aktywna:-)
powiem wam szczerze ze mimo bolu i tego ze chwilami mdlalam porod wspominam dobrze i za drugim razem tez tak chce...bez znieczulenia i z mezem u boku.
 
Ostatnia edycja:
Mam chwilę czasu,bo oba maluszki słodko lulają,więc przedstawie i mój poród.
24Lipca(piątek) gdzieś około piatej rano obudziły mnie pobolewania kryża.W nocy też,coś czułam,ale myślałam,że to chwilowe i zaraz przejdzie,lecz im dłużej leżałam tym bardziej bolało.Postanowiłam wstać,bo zniecierpliwiona leżeć nie mogłam.O godz.szustej włączyłam pralke,wrazie gdybym miała uodzić to,żeby maluszek miał poprane ciuszki!Ból się nasilał,skurcze z krzyża były prawie co 5-6 min.Męża nie budziłam,O godz.9.00 gdy moi chłopcy wstali oświadczylam ,że chyba do pracy nie pujdzie.I tak sie stało.Namówił mnie ,abyśmy jechali do mamy i tam czekali,bo bedzie wazie czego bliżej.Więc sie zgodziłam,ale zanim żeśmy sie zebrali,to jeszcze sie umyłam i oczywiscie musiałam powiesić pranie,choć teściowa nalegała,że ona może to zrobić.Przed godz.11.00 bylismy na miejscu.Chodziłam po mieszkaniu,bo nie szło siedzieć.Nie chciałam jechac jeszcze do szpitala,po co mają patrzeć inni.Pojade jak już bedzie fest brało.Pózniej zaczęłam chodzić po schodach,stwierdziłam ,że tak przyśpiesze co zeszłam nadu to skurczyk,yły już tak co 4min.Wkońcu namówili mnie ,aby jechać do szpitala.O12.00 pojawilismy sie na izbie przyjęc,ale pierw udaliśmy sie na góre,aby dowiedzieć sie co mamy zrobić bo dwa razy już nas odsyłali z izby na porodówke,aby lekarz zbadał.Formalności trwały do 13.00,najpierw na dole pozniej na porodówce.Ucieszyłam się bo była ta sama położna co przy porodzie z KAROLKIEM i ona też była zadowolona,że sie tak przytrafiło.Mówiła,że to chyba przeznaczenie.O godz13.00 położna mnie zawołała na porodowke,mąż cierpliwie czekał przed drzwiami.Ogoliła mnie do porodu, no i bada.Mówi ''O KURCZACZEK ROZWACIE NA 6,5 palca)Zawołała dróga położną,podłączyli mnie do ktg. i jakby wszystko przeszło.Zresztą jak tylko weszłam do szpitala to nie czułam żadnego bólu,chyba ze strachu.Na ktg. nic powaznego nie wskazywało.Lekarz kazał po obsewowac godz. i podłączyć kroplówke.Zawołali mnie o 13.50-ROZWARCIE NA OSIEM.Zostajemy na sali porodowej,mąż poleciał po aparat.podłaczyli mi tą ''bolącą''oksytocyne i odrazu mocno bolało.Jeszcze przy każdym skurczu miałam napad kaszlu.Mówie jeszcze tego brakowało,tu boli a nie idzie odkaszlnąć!Śmiać mi się chciało,bo tu mnie poważnie nie boli,a tu zaraz urodze.Zaproponowała mi piłke,ale odmówiłam,ostnim azem na piłce sie męczyłam,lepiej chodzić.Już nie wiem ile czasu trwało jak mi odeszły wody.Jeszcze raz mnie zbadała i prawie były pełne 10 palców.Zostałam już na fotelu i zaraz zaczeły sie parte.Cięzko mi się parło,albo chciałam tak szybko urodzić,że mi sie tak wydawało.Mąż mi zamykał oczy,bo ja całkiem zapomniałam.JAK DOBRZE ,ŻE BYŁ PRZY MNIE.ZRESZTA IM POWIEDZIAŁAM,ŻĘ BEZ MĘŻA TO NIE RODZE :)))!I chyba po czterech partych urodzilismy synka.Pękałam tylko trzy milimetry,szycie niestety też było nie przyjemne,Ale byłam wielka ulga i szczęśie,że to już po.Mąż odciął pępowine i Zaraz położyli mi maluszka na brzuszku.Neanatolog przyszedł i powiedział;PANI JUSTYNAO URODZIŁA PANI ZDROWEGO SYNKA 4600 I 60CM(braciszka nie przebił :) )!!!Po z szyciu pojechaliśmy na sale poporodową.Zostalismy tam z dwie i pół godz..Byliśmy zmęczeni,ale szczęśliwi.Mąż nie umiał powstrzymać łez szczęścia i przestać mnie tulić:)!!!
 
reklama
To i ja coś skrobnę.
31 rano wstałam jak zwykle na siusiu i nic nie zapowiadało, że urodzę. Pokreciłam się chwilę i spowrotem do łóżeczka. Jeszcze przytukanki z nieślubnym i nic kompletnie, cisza. Po 9 wstałam aby sie powoli zacząć szykować na ktg na 13. I tak coś mnie jak na okres zabolało, ale nie wzięłam sobie tego na poważnie bo już wcześniej czasami pobolewało. No i tak herbatka, śniadanko, które bardzo szybko wylądowało w wiadomym miejscu, ale to też mi się często zdarzało. No i ten ból co jakiś czas z tyłu pleców i w podbrzuszu.. Sprawdziłam czas i wyszło, że bóle co 10-12min ale nie zbyt mocne i trwające tak do pół minuty. Wlazłam pod prysznic ciepły i zaczęło mocniej boleć. Tak w końcu po 11 dotarliśmy do szpitala na ktg. Wyszły częste nieregularne skurczyki ale ból coraz mocniejszy z krzyża, w badaniu wyszły 3luźne centymetry no i kazali zostać. Lekarz anestezjolog zebrał wywiad i zaczęłam wędrówkę po korytarzu wszystkim kazałam pojechać sobie do miasta na lody, bo nie miałam ochoty na towarzystwo. No i sobie łaziłam. Koło 15 rozwarcie na luźne 5cm i położna stwierdziła, że szybko się rozwieram więc bez sensu brać znieczulenie w tym momencie skoro jeszcze nie boli mnie tak bardzo. Przebiła mi pecherz i poszłam na pół godziny pod prysznic. Bóle coraz mocniejsze, ale jeszcze do wytrzymania. Znowu badanko i rozwarcie na 8. Zadzwoniłam po nieślubnego bo chciałam się miec na kim wyżyć w razie czego. Przyjechał i poszliśmy na porodówkę. Na piłce sobie posiedziałam aby mała weszła w kanał jemu kazałam rozmasowywać lędźwia bo przynosiło to wielką ulgę. No i zaczęły się takie podpierające. Na stojąco koło łóżka i na łóżko i tak w tą i spowrotem bo tak mi pasowało. Położna świetna. W pewnym momencie zaczęło mi sie wydawać, że zaraz mi wypadnie na podłogę. Zawołaliśmy połozną a ona, że już główkę powoli widać. Mówiła mi kiedy mocniej i kiedy słabiej przeć. Dotykałam główki, która się rodziła- to było niesamoiwite. O 17.20 maleńka była u mnie na brzuchu a nieślubny przeciął pępowinę. Cudowne uczucie mieć takiego cieplutkiego szkraba na sobie:-D
Poród wspominam cudownie. Wspaniałe położne i obyło się bez nacinania i bez pęknięcia. Jedynie 2szwy na szyjce ale takie pro forma. No i dostałam zaproszenie za rok znowu na porodówkę;-)
Sie napisałam ale to naprawde niesamowite przeżycie.
 
Do góry