Rodziłam w grudniu 2019 w Szczecinie, szpital Pomorzany. Ledwo ja przeżyłam i dziecko. Niby można dostać zoo jak jest wolny anestezjolog. Jeszcze przed porodem o to pytałam. Poród był wywoływany i młodziutka położna przez swoje zaniedbanie podała mi kilkadziesiat razy za dużą dawkę oksytocyny, więc nagle dostałam takich skurczy, że przytomność traciłam. Położna przyznała się do tego rezydentowi, gdy myśleli, że znów straciłam przytomność. On jej kazał nikomu o tym nie mówić. Błagałam o znieczulenie, w końcu po dłuższym czasie poprosili anestezjologa. Przyszła pani doktor tak stara, że powinna od dawna na emeryturze być. Najpierw zamiast zająć się mną chodziła i słuchała najnowszych plotek od położnych. W końcu po chyba pół godzinie dała mi chyba 4 strony A4 dwustronnie do wypełnienia, gdzie ja nie mogłam w ręce utrzymać długopisu. Po moich dłuższych próbach wypełnienia tego pomógł mi w pisaniu ten rezydent. I pani anestezjolog w końcu wzięła się do wykonywania zoo. Niestety źle to zrobiła i znieczulenie nie działało. Prosiłam ją o sprawdzenie co się dzieje, również kilka razy ojciec dziecka prosił i mówił, że przecież tak nie powinno to wyglądać. Ona stwierdziła, że znieczulenie zostało podanie i nic nie będzie sprawdzać. Już po porodzie, po kilku godzinach, gdy wyjmowała mi ten dren (czy jak to się nazywa) z kręgosłupa zorientowała się, że był on źle umieszczony i zaczęła się dopytywać czy w ogóle odczuwałam podanie tego znieczulenia. Wcześniej przez kilka godzin była informowana, że jest coś nie tak to zamiast sprawdzić cokolwiek to usiadła się i gapiła się przez kilka godzin na moje krocze. Dodam tylko, że jakiś czas później sprawdziłam na portalu pacjent gov co szpital wpisał i się okazało, że ja nie dostałam wcale znieczulenia, a pobrali pieniądze nie tylko za zoo, ale również za znieczulenie podpajęczynówkowe, które zrobi się prze cc i którego oczywiście nie miałam. Zgłosiłam do NFZ, po kilku miesiącach szpital przyznał, że takiej procedury nie wykonał. Było jeszcze więcej zaniedbań podczas porodu, więc sprawę konsultowałam prawnie czy mogę pozwać szpital, ale się okazało, że w Polsce mamy takie prawo, że jak przeżyliśmy (ledwo) i nie mamy trwałego kalectwa to mogli robić z nami dosłownie wszystko.