- Dołączył(a)
- 27 Lipiec 2023
- Postów
- 1
Piszę, bo nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić
Pierwsze USG - brak uwag lekarza. PAPP-y nie robiliśmy, bo lekarz stwierdził, że nie ma potrzeby. Połówkowe - dalej bez uwag, ale dziecko wagowo i wymiarowo 2 tygodnie do tyłu. Zaniepokoiło to bardziej mnie niż lekarza, ale poczytałam w internecie - to się przecież zdarza, ciąża to nie matematyka. Ale ciągle miałam to z tyłu głowy.
W 27 tc na rutynowej wizycie zaczęłam drążyć i wtedy pan doktor złapał się za głowę, zaprosił następnego dnia na dokładniejsze USG do swojego prywatnego gabinetu. Tam znalazł powiększony pęcherz moczowy, wielowodzie, pępowinę dwunaczyniową i hipotrofię płodu. Myślę, że wtedy już wiedział, ale zabrakło mu jaj żeby powiedzieć mi to wprost...
Dalej sprawy potoczyły się szybko - nie czekając na skierowanie poszłam zaryczana na izbę przyjęć do Instytu Matki i Dziecka, gdzie się mną zajęli i zrobili dokładne badania. Już po USG mieli podejrzenia, amniopunkcja tylko to potwierdziła - zespół Edwardsa. Wada całkowicie letalna, większość takich ciąż ulega poronieniu, część dzieci umiera przy porodzie albo chwilę po, nieliczne żyją trochę dłużej. Dla chłopców statystyka jest bezlitosna, są slabsi.
Jestem pod opieką hospicjum perinatalnego. Na przerwanie ciąży jest za późno - chociaż była taka opcja na podstawie zaświadczenia od psychiatry. Nie potrafiłabym jednak czegoś takiego zrobić na tak późnym etapie ciąży.
Czytam różne historie i wiem, że są kobiety które wiedzą niemal od pierwszego USG genetycznego i dają radę dotrwać do końca. Ale to chyba nie ja mamy koniec 31 tc, a ja prawie zwariowałam. Mam momenty, że proszę synka, żeby już odszedł, żeby to wszystko się skończyło, bo ten nasz świat i tak nie ma mu nic do zaoferowania. A potem dostaję od niego kopniaka i nie mogę sobie podarować tych myśli.
Czytałam różne rady - żeby się cieszyć z tej ciąży, że to nasz jedyny czas i tak dalej. Ale jak mogę się cieszyć? To moje pierwsze dziecko i od razu taki cios. Mąż mnie wspiera, rodzina też próbuje, ale ze mną jest coraz gorzej. Unikam wychodzenia z domu, ciągle leżę w łóżku i wyję. Mam tego dość i czuję się beznadziejnie z tym, że nie jestem w stanie wytrwać tych kilku tygodni do rozwiązania, kiedy inni w takiej sytuacji dają radę przez prawie całą ciążę z jeszcze gorzej rokującymi wadami typu aganezja nerek
Pierwsze USG - brak uwag lekarza. PAPP-y nie robiliśmy, bo lekarz stwierdził, że nie ma potrzeby. Połówkowe - dalej bez uwag, ale dziecko wagowo i wymiarowo 2 tygodnie do tyłu. Zaniepokoiło to bardziej mnie niż lekarza, ale poczytałam w internecie - to się przecież zdarza, ciąża to nie matematyka. Ale ciągle miałam to z tyłu głowy.
W 27 tc na rutynowej wizycie zaczęłam drążyć i wtedy pan doktor złapał się za głowę, zaprosił następnego dnia na dokładniejsze USG do swojego prywatnego gabinetu. Tam znalazł powiększony pęcherz moczowy, wielowodzie, pępowinę dwunaczyniową i hipotrofię płodu. Myślę, że wtedy już wiedział, ale zabrakło mu jaj żeby powiedzieć mi to wprost...
Dalej sprawy potoczyły się szybko - nie czekając na skierowanie poszłam zaryczana na izbę przyjęć do Instytu Matki i Dziecka, gdzie się mną zajęli i zrobili dokładne badania. Już po USG mieli podejrzenia, amniopunkcja tylko to potwierdziła - zespół Edwardsa. Wada całkowicie letalna, większość takich ciąż ulega poronieniu, część dzieci umiera przy porodzie albo chwilę po, nieliczne żyją trochę dłużej. Dla chłopców statystyka jest bezlitosna, są slabsi.
Jestem pod opieką hospicjum perinatalnego. Na przerwanie ciąży jest za późno - chociaż była taka opcja na podstawie zaświadczenia od psychiatry. Nie potrafiłabym jednak czegoś takiego zrobić na tak późnym etapie ciąży.
Czytam różne historie i wiem, że są kobiety które wiedzą niemal od pierwszego USG genetycznego i dają radę dotrwać do końca. Ale to chyba nie ja mamy koniec 31 tc, a ja prawie zwariowałam. Mam momenty, że proszę synka, żeby już odszedł, żeby to wszystko się skończyło, bo ten nasz świat i tak nie ma mu nic do zaoferowania. A potem dostaję od niego kopniaka i nie mogę sobie podarować tych myśli.
Czytałam różne rady - żeby się cieszyć z tej ciąży, że to nasz jedyny czas i tak dalej. Ale jak mogę się cieszyć? To moje pierwsze dziecko i od razu taki cios. Mąż mnie wspiera, rodzina też próbuje, ale ze mną jest coraz gorzej. Unikam wychodzenia z domu, ciągle leżę w łóżku i wyję. Mam tego dość i czuję się beznadziejnie z tym, że nie jestem w stanie wytrwać tych kilku tygodni do rozwiązania, kiedy inni w takiej sytuacji dają radę przez prawie całą ciążę z jeszcze gorzej rokującymi wadami typu aganezja nerek