Ida Sierpniowa
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Marzec 2010
- Postów
- 3 255
nie mam czasu bo przed korkami muszę jeszcze x rzeczy zrobić ale ...
po pierwsze, zupełnie inaczej wychowuje się dziecko (w sensie praktycznym a nie posiadanych poglądów) kiedy jest się pseudosamotną matką a inaczej kiedy ma się towarzystwo babciów i innych _ów. wczoraj właśnie widziałam jak moja psiapsióła, pseudosamotna jak rysia, dała dwa razy po łapce synowi (5 m-cy młodszy od naszych berbeciów) bo namiętnie wywalał na chodnik zabawkę. tłumaczenia nic nie dawały jak zabierała to płakał, no i go klepnęła, dość mocno... musiały mi oczy na wierzch wyleźć bo chyba poczuła się zobligowana do wyjaśnień i wiecie co? w sumie to się jej nie dziwię. Wiktor ma charakterek, oj ma, taki sam typ jak moja Młoda i (jak z opisów wynika) Miłosz rysi. ona jest z nim praktycznie 24h, czasem mając w odwecie babcię która wiecznie "nie ma siły żeby się nim zająć". powiedziała identycznie jak rysia : nie da Wiktorowi nią rządzić i wie że czasem puszczają jej nerwy, ale nie ma już na niego sposobu. absolutnie nie jestem za biciem dzieci, ale jestem w stanie zrozumieć, że CZASEM w końcu nerwy nie dają rady... i naprawdę podziwiam te z was, których dzieci jeszcze nie doprowadziły do stanu ostateczności, serio
po drugie, a propos karania dzieci - jeśli sobie dobrze przypominam to Dobranocka (Wszystkiego naj dla Justysi) już spory czas temu pisała że ma dla córy karnego jeża w kącie i stawia ją tam na minutę bodajże w razie "potrzeby" i z tego co sobie przypominam chyba nikt wtedy nie pisał że to za szybko bo dziecko nie rozumie... i zgadzam się ponownie z rysią że dwulatki naprawdę sporo już rozumieją. do tego stopnia że momentami mnie to przeraża, bo fascynuje to mało powiedzianewydaje mi się że łatwo się przekonać czy dziecko rozumie znaczenie kary czy nie po prostu ją stosując raz czy drugi. jeśli nie rozumie - ok, ale jeśli wyraźnie widać że coś dzieckowi świta "chyba zrobiłem źle i średnio mi się opłaciło" to karny jeż jest wg jak najbardziej na miejscu. i tu osobiście: z Myszą np mam problem bo czasem absolutnie nie idzie jej wytłumaczyc a raczej uspokoić na tyle żeby coś do niej dotarło, i wtedy jedyne co mogę zrobić to albo znaleźć kompromis albo odwrócić uwagęnie ma mowy o zamknięciu w pokoju (co notabene średnio mi się podoba, bo też uważam że niepotrzebne traumy może wywołać; co innego kojec w ramach ograniczenia pola do auto- (i nie tylko auto-)destrukcji), ani "olaniu histerii" bo to prawdziwa histeria wtedy jest. z krokodylimi łzami, z zanoszeniem się prawie, aż do wymiotów z wysiłku nawet... i tu proszę o ewentualne sugestie bo momentami wymiękamnie jestem przekonana że kompromisy (np w sytuacji "ciuciu" w porze śniadania bo jak nie to rykkkkkkkkkkkkk - kupiłam frutinę bo tam jest ciuciu -rodzynki są prawie jak ciuciu dla niej - a przy okazji i płatka zje) czy odwracanie uwagi jest działaniem słusznym na dłuższą metę. jak myślicie???
a co do dziulasa... nie mam już czasu wracać się do postu, a o zamykaniu napisałam wyżej, więc tylko tyle napiszę że ciut więcej wyrozumiałości by się przydałomam czasem wrażenie że Leane ma cuś jakby musztrę w domu, ale... wiecie co? tak mi się wydaje że poza tą musztrą Leane dostaje od Dziulasa tyle ciepła i tulenia i szaleństw, radości i zabawy, że jakiejś traumy mieć nie powinna... chyba, bo nie czuję się absolutnie autorytetem w takich kwestiach, a poza tym jak nie widzę czegoś na żywo to ciężko mi to ocenić; no, ale jak napisałam wyzej ciut więcej wyrozumiałości jak w sytuacji z rzeczonym spacerkiem by się raczej przydało
po pierwsze, zupełnie inaczej wychowuje się dziecko (w sensie praktycznym a nie posiadanych poglądów) kiedy jest się pseudosamotną matką a inaczej kiedy ma się towarzystwo babciów i innych _ów. wczoraj właśnie widziałam jak moja psiapsióła, pseudosamotna jak rysia, dała dwa razy po łapce synowi (5 m-cy młodszy od naszych berbeciów) bo namiętnie wywalał na chodnik zabawkę. tłumaczenia nic nie dawały jak zabierała to płakał, no i go klepnęła, dość mocno... musiały mi oczy na wierzch wyleźć bo chyba poczuła się zobligowana do wyjaśnień i wiecie co? w sumie to się jej nie dziwię. Wiktor ma charakterek, oj ma, taki sam typ jak moja Młoda i (jak z opisów wynika) Miłosz rysi. ona jest z nim praktycznie 24h, czasem mając w odwecie babcię która wiecznie "nie ma siły żeby się nim zająć". powiedziała identycznie jak rysia : nie da Wiktorowi nią rządzić i wie że czasem puszczają jej nerwy, ale nie ma już na niego sposobu. absolutnie nie jestem za biciem dzieci, ale jestem w stanie zrozumieć, że CZASEM w końcu nerwy nie dają rady... i naprawdę podziwiam te z was, których dzieci jeszcze nie doprowadziły do stanu ostateczności, serio
po drugie, a propos karania dzieci - jeśli sobie dobrze przypominam to Dobranocka (Wszystkiego naj dla Justysi) już spory czas temu pisała że ma dla córy karnego jeża w kącie i stawia ją tam na minutę bodajże w razie "potrzeby" i z tego co sobie przypominam chyba nikt wtedy nie pisał że to za szybko bo dziecko nie rozumie... i zgadzam się ponownie z rysią że dwulatki naprawdę sporo już rozumieją. do tego stopnia że momentami mnie to przeraża, bo fascynuje to mało powiedzianewydaje mi się że łatwo się przekonać czy dziecko rozumie znaczenie kary czy nie po prostu ją stosując raz czy drugi. jeśli nie rozumie - ok, ale jeśli wyraźnie widać że coś dzieckowi świta "chyba zrobiłem źle i średnio mi się opłaciło" to karny jeż jest wg jak najbardziej na miejscu. i tu osobiście: z Myszą np mam problem bo czasem absolutnie nie idzie jej wytłumaczyc a raczej uspokoić na tyle żeby coś do niej dotarło, i wtedy jedyne co mogę zrobić to albo znaleźć kompromis albo odwrócić uwagęnie ma mowy o zamknięciu w pokoju (co notabene średnio mi się podoba, bo też uważam że niepotrzebne traumy może wywołać; co innego kojec w ramach ograniczenia pola do auto- (i nie tylko auto-)destrukcji), ani "olaniu histerii" bo to prawdziwa histeria wtedy jest. z krokodylimi łzami, z zanoszeniem się prawie, aż do wymiotów z wysiłku nawet... i tu proszę o ewentualne sugestie bo momentami wymiękamnie jestem przekonana że kompromisy (np w sytuacji "ciuciu" w porze śniadania bo jak nie to rykkkkkkkkkkkkk - kupiłam frutinę bo tam jest ciuciu -rodzynki są prawie jak ciuciu dla niej - a przy okazji i płatka zje) czy odwracanie uwagi jest działaniem słusznym na dłuższą metę. jak myślicie???
a co do dziulasa... nie mam już czasu wracać się do postu, a o zamykaniu napisałam wyżej, więc tylko tyle napiszę że ciut więcej wyrozumiałości by się przydałomam czasem wrażenie że Leane ma cuś jakby musztrę w domu, ale... wiecie co? tak mi się wydaje że poza tą musztrą Leane dostaje od Dziulasa tyle ciepła i tulenia i szaleństw, radości i zabawy, że jakiejś traumy mieć nie powinna... chyba, bo nie czuję się absolutnie autorytetem w takich kwestiach, a poza tym jak nie widzę czegoś na żywo to ciężko mi to ocenić; no, ale jak napisałam wyzej ciut więcej wyrozumiałości jak w sytuacji z rzeczonym spacerkiem by się raczej przydało