reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Zauroczenie a małżeństwo

Zauroczenia się zdarzają, ale to nie powód by zostawiać rodzinę. Po wielu latach razem jest inaczej niż na początku, nie ma tego żaru, wkrada się monotonia. Ale tak będzie w każdym związku i co - zmieniać partnera co 10 lat? Może lepiej powalczyć o związek?
Jeśli mąż faktycznie przemocowiec i go nie kochasz, to co innego. Ale jeśli to tylko rutyna, wyolbrzymianie jego wad i idealizowanie kolegi, to możesz coś z tym zrobić nie zostawiając męża.
 
reklama
@NewMom najważniejszy w związku jest wzajemny szacunek. Każdy ma gorszy dzień, ale nie oznacza że może ubliżać drugiemu czy to bezpośrednio czy stosując zagrywki psychologiczne. Takiego związku bym nie zniosła i tego nie można nawet nazwać związkiem Tak jak pisze @ZielonaMamma z czasem związek ewoluuje. Raz jest żar a innego dnia utopilabys męża w łyżce wody 😂😉 ale gdy jest wzajemny szacunek, przyjaźń jako podwaliny to nawet ten uszczerbek na żarze miłości pozwala dalej być razem szczęśliwym w tym. Jestem ze swoim mężem 18 lat, to połowa mojego życia z czego po ślubie 13. Czy jest inaczej niż kiedyś, w pewnym stopniu tak. Jesteśmy starsi, mamy dzieci i problemy mniejsze lub większe jak każdy. Czy czasem przychylniej spojrzałam na przystojnego kolegę z pracy czy znajomego?- no pewnie, to zupełnie naturalne. Czy rozmawiając z którymś z kolegów miałam wrażenie że nadajemy na wspólnych falach- jasne. Czy nie raz dostawałam dosłowne czy delikatne aluzje że ktoś jest mną zainteresowany? - zdarzało się. Jest tylko jedna różnica, z tymi mężczyznami przebywam ułamek chwil i znam ich na tyle ile dali się poznać i zaprezentować. Nie miałam ochoty poznawać ich bardziej i wchodzić w głębsze relacje.
Mojego męża sprawdziło życie ze mną. Połączyło nas wiele wspólnych chwil i doświadczeń i choć zawsze jest dozą niepewności (bo nawet samej siebie nie mogę być pewna w 100%, - znamy siebie na tyle na ile życie dało nam siebie poznać,) to trwam przy nim z prozaicznego powodu: Kocham go, szanuje bo mam w nim oparcie w każdym momencie. I choć nieraz nieziemsko mnie irytuje, nie raz też uroniłam łzę w akcie bezsilności po jakiejś kłótni, to nigdy nie usłyszałem od niego słów uwłaczających mi jako człowiekowi. Miłość to nie tylko porządnie, ubóstwianie cielesności to opieka, szacunek, przyjaźń i dialog. Uroda, pożądanie z czasem mogą minąć a przyjaźń i oddanie pozostają. Rozmowa w związku jest konieczna. Twój mąż ma świadomość jak czujesz się gdy odnosi się do Ciebie w taki a nie inny sposób?
Jeśli czujesz, że nie szanuje Ciebie i nie liczy się z Twoimi uczuciami odejdź. Nie daj sobą pomiatać, bo nie jesteś workiem na odreagowanie jego emocji z którymi może sobie nie radzi, albo znalazł taki sposób by je odreagowywać na Tobie. Zastanów się co Cię trzyma przy nim. Wypisz plusy i minusy wspólnego życia. Jeśli łączy Was tylko posiadanie dzieci i dachu nad głową to za mało by budować związek. Postaraj się małymi kroczkami usamodzielnić się ekonomicznie, może masz kogoś kto na początku by Ci pomógł. Poukładaj na spokojnie sobie w głowie wszystko.
 
Dopytam jeszcze czy Twój mąż od zawsze był taki czy zmienił się pod wpływem narastających problemów które pojawiły się na waszej drodze?
Jeśli taki był, to niestety myśląc że się zmieni sama zapędziłaś się w kozi róg. Jeśli jakieś problemy to spowodowały, warto przegadać i pomyśleć o jakiejś terapii. Jeśli mu będzie zależało na rodzinie powinien przemoc niechęć czy wstyd do otwarcia się przed obcą osobą.
 
Trafiłaś w samo sedno i tak czuję pod skóra też. Co do poprzedniego komentarza innej użytkowniczki to nie nie mam wysokiego mniemania o sobie. Jestem DDA z rozbitej rodziny, żyjąca w cieniu przebojowego zdolnego rodzeństwa, to co osiągnęłam to tylko dzięki własnej pracy i poświęceniu. Życie mnie przeczołgało o czym już pisałam na tym forum i miałam doczynienia z różnymi osobami od dr.hab profesorów po osoby po szkole zawodowej i każdego szanuje i z każdym mogę porozmawiać i się dobrze dogadać, oczywiście jeśli ta osoba odnosi się do mnie z kulturą i szacunkiem. Bo normalna rozmowa nie wymaga posiadania trzech liter przed nazwiskiem tylko spokoju i kultury a nie wyzwisk i obraźliwych słów które słyszę od męża nieraz i ciepłych przytyków i niemiłych komentarzy.

Własnie miałam napisać, że prawdopodobnie Ty masz coś do przepracowania skoro jesteś z przemocowcem. No i szansa, że ten drugi mężczyzna jest kimś faktycznie "lepszym" jest praktycznie żadna. Już flirtowanie mimo posiadania rodziny o tym mówi. To jest dla Ciebie raczej szansa na przepracowanie problemów w swoim związku.
 
Tylko wiecie on jest dobry, jest dobry i miły jak się kochamy i kilka godzin po, seks mamy nawet fajny, i często, więc być może oprócz przemocowca jest seksoholikiem a to podobno idzie w parze. A teraz jak przyszedł z pracy to się po mnie przejechał bo nie odebrałam od niego telefonu jak dzwonił z garażu, bo akurat poszłam do pieca, to mi powiedziała że mam telefon brać ze sobą. I ja wiem że on się nie zmieni, że potrafi mnie zjebac o byle głupotę choć nie uderzył mnie nigdy. I teraz siedzę i płacze i to są łzy których nie mogę zatrzymac i których jest ogrom. Tak był taki, tylko gdy byliśmy narzeczeństwem to kłócił się z matką, a mnie czarował kwiatami, kinem, rozmowa i opieka i wpadłam w sidła. Kiedyś gdy byłam na studiach zakochałam się bardzo bardzo w pewnym koledze, to trwało około roku ale nie bylismy razem, ale w myślach był ze mną cały czas, 10 lat, choć już mam męża. I sama nie wiem czy ja mojego męża tak naprawdę poślubiłam z miłości. Czy dlatego że mnie zaczarował, że wreszcie byłam z kimś, bo nie miałam wielu chłopaków, że dał mi perspektywy otoczył opieka. Bo wtedy jak byliśmy narzeczeństwem to też się zastanawialam że chociaż za nim tęsknię to nie czuje tego kołatania w sercu i ciepła na sercu. Może podjęłam zbyt szybko decyzję bo nie chciałam zostać sama bo już się zbliżałam do trzydziestki, a on poderwał mnie w pracy i myslalam że to ten, i w zasadzie zaraz po tym jak mnie zagadał to zaczęliśmy się spotykać. A kłócić zaczęliśmy się gdzieś po roku, ale akcje odstawial takie że nawet potrafił się kłócić z moją rodziną. A teraz, po 4 miesiącach ja przy obcym facecie czuje nieziemski spokój, przy moim mężu się denerwuje. I nie chce żeby do czegoś doszło,.bo nie chce mu jego dzieciom i żonie zniszczysz życia i nie chce tego zrobić Swojej rodzinie, to jednak chce go mieć, mieć w sensie przenośnym, nawet jako kolege z którym się widuje tylko w pracy i nie komunikuje przez żadne Messengery czy telefon, nawet nie mam go w znajomych na Facebooku. To chce czuć ten spokój bo gdy dziś stał przy mnie tak blisko i przypadkiem niby mnie dotknal to czułam się jakbyśmy się znali całe życie. Bo czuję ten spokój, a przy mezu to nawet nie umiem się śmiać i chodzę zdenerwowana a on się czepia że nie umiem się wysłowić a ja mam to z nerwow bo on potrafi się doczepic do byle słowa które powiem, bo coś mu nie pasuje. I przepraszam że nie pisze jak mgr bo jak powiedziała inna użytkowniczka ledwo składam zdania,.to pisze to w emocjach a mega zbita szybka, słownik który zmienia mi każde slowo nie chca mi pomóc w tym żeby pisać jak mgr.
 
Nie chcę przepracowywać swojego zwiazku, bo po każdej kłótni staram się być bardziej miła, może bardziej zwracac uwagę na jego potrzeby i jego samego, ale po chwili spokoju przychodzi znowu burza i słyszę że ja się powinnam zmienić i że mam coś z głową chyba tak jak cała moja rodzina, z którą poniekąd mam teraz mniejszy kontakt przez niego właśnie ,bo kontroluje mój telefon, wypytuje mnie o czym rozmawialam a po mnie od razu widać kiedy nie mówie prawdy więc dla świętego spokoju z moją rodziną przeszłam na relacje takie żeby jego nie wkurzyć. I ogólnie jest bardzo czepialski. Ale wiecie odkąd zauważyłam że temu znajomemu zależy na rozmowie i choćby koleżeństwie ze mną, zaczęłam inaczej na to patrzeć, może dodaje mi to więcej siły, że są jeszcze ludzie dla których nie jestem śmieciem bo tak się czuję czasem jak mąż mnie traktuje, za nawet jeśli mąz mnie nie dostrzega to kiedyś dzieci dorosną i moze czeka mnie coś lepszego, że jeśli teraz sama zapomnę o sobie to potem będzie już za późno, i nawet jeśli zyzlam caly czas w tym marazmnie to mam pracę, ludzi których w niej spotykam, jego i wiem że jestem coś warta, zenie dam się zdeptac. Bo mąż wiele razy mnie zdeptał, cześć jego rodziny też, choć to się już wyprostowało, to rana w sercu pozostaje zwlaszcza że wiem że mąż dostrzega problem tylko we mnie nie w sobie. A ja choć nie jestem święta to po każdej kłótni próbuje jakoś iść do przodu a on jest obrazalski i nie planuje się zmieniać.
 
A od męża nie odejdę, bo do domu rodzinnego nie wrócę, bo matka moja też by chciała mi narzucać swoje zdanie, a przez to że jestem z rozbitej rodziny średniej klasy to mojej rodzinnej miejscowości nie miała bym łatwego życia, bo tam każdy chce być lepszy od drugiego, liczy się kasa,.pozycja i znajomości. Tu gdzie mieszkam na obrzeżach miasta u męża czuje się dobrze. Pozatym jak wspomniałam jeżdżę po kilku specjalistach, logopeda, rehabilitacja it'd z dzieckiem , mamy w planach jeszcze dwie operacje w szpitalu syna właśnie, ja sama wybieram sie na zabieg, więc w życiu bym sobie nie poradziła, a nie mam nikogo do pomocy. własnie dlatego pracuje na 1/2 i to jeszcze na umowę zlecenie bo albo dzieci choruja albo muszę jechać do szpitala na zabiegi, kontrole lekarskie, itd ,.potem ferie, wakacje,.dzieci nie mam z kim zostawić więc nikt na normalną umowę na etat mnie nie przyjemnie. Za duzo tego żebym to ogranela sama jeszcze zarobiła na mieszkanie.
 
A próbowałaś postawić się mężowi. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś się tak do mnie odezwał. Mimo, że też jestem spokojna to w takiej sytuacji nie pozwoliła bym na przekroczenie granicy i deptania mojej godności.
On wie, że są pewne granice zachowań czy sam jest jakiś zaburzony? Do obcych też tak się odnosi jak do Ciebie, czy znalazł sobie kozła ofiarnego?
 
reklama
Nie chcę przepracowywać swojego zwiazku, bo po każdej kłótni staram się być bardziej miła, może bardziej zwracac uwagę na jego potrzeby i jego samego, ale po chwili spokoju przychodzi znowu burza i słyszę że ja się powinnam zmienić i że mam coś z głową chyba tak jak cała moja rodzina, z którą poniekąd mam teraz mniejszy kontakt przez niego właśnie ,bo kontroluje mój telefon, wypytuje mnie o czym rozmawialam a po mnie od razu widać kiedy nie mówie prawdy więc dla świętego spokoju z moją rodziną przeszłam na relacje takie żeby jego nie wkurzyć. I ogólnie jest bardzo czepialski. Ale wiecie odkąd zauważyłam że temu znajomemu zależy na rozmowie i choćby koleżeństwie ze mną, zaczęłam inaczej na to patrzeć, może dodaje mi to więcej siły, że są jeszcze ludzie dla których nie jestem śmieciem bo tak się czuję czasem jak mąż mnie traktuje, za nawet jeśli mąz mnie nie dostrzega to kiedyś dzieci dorosną i moze czeka mnie coś lepszego, że jeśli teraz sama zapomnę o sobie to potem będzie już za późno, i nawet jeśli zyzlam caly czas w tym marazmnie to mam pracę, ludzi których w niej spotykam, jego i wiem że jestem coś warta, zenie dam się zdeptac. Bo mąż wiele razy mnie zdeptał, cześć jego rodziny też, choć to się już wyprostowało, to rana w sercu pozostaje zwlaszcza że wiem że mąż dostrzega problem tylko we mnie nie w sobie. A ja choć nie jestem święta to po każdej kłótni próbuje jakoś iść do przodu a on jest obrazalski i nie planuje się zmieniać.

Przepracować swój związek to nie oznacza, że masz go koniecznie ratować, ALE to jest dobry moment na zauważenie czego Ci brakuje, jakie masz "wgrane" schematy, czemu przeglądasz sie w czyimś spojrzeniu i jesteś warta tyle na ile ktoś Ciebie zauważa. Temu koledze z pracy nie zależy na rozmowie. Życie nie jest filmem, w którym nagle w pracy spotykasz "tego jedynego", życie to często dwójka ludzi sfrustrowana swoją codziennością, którzy szukaja "czegoś" co ich uzdrowi, a tak naprawdę pakują sie w kolejne tarapaty. Nie potrzebujesz tego kolegi z pracy żeby poczuc się lepiej :)
 
Do góry