W 11 tc zobaczyłam na wkladce wodnisto-zolto-brazowa (kawa z mlekiem) wydzieline. Zadzwoniłam do gin (sobota) i kazał bezwzględnie leżeć i zażywać 3x1 nospe/buscopan. A PON wieczorem umówiłam się na kontrole, wtedy podczas badania stwierdził, że mam bardzo nisko kosmowke, która całkowicie zasłania ujście i może z biegiem czasu skutkować lozyskiem przodujacym. Zapisał mi duphatason 2x1 (w razie bólu 3x1) + dalej nospa/buscopan (rozkurczowo), oszczędny tryb życia, leżenie, brak dźwignia, podskokow i oczywiście zero przytulania (ja od początku ciąży nic a nic, bo i tak się bałam
) . Powiedział, że jak takie plamienie będzie się powtarzać to się nie martwić, jak żywa krew to do szpitala. Od tego momentu zaprzyjaźnilam się z kanapą (wcale mi to nie przeszkadzalo), wszystko spadło na mojego męża
, wstawalam tylko siku, umyć się i jak mąż był w pracy a zapasy jedzenia mi się skończyły
Więcej zaczęłam się ruszać w okresie Świat (przyjechała rodzina, małe dzieci, zabawy itd.) Wtedy też po każdej nocy (tylko po nocy) zauważalam dziwna wydzieline
Na poczatku myślałam, że popuszczam przez sen
Najpierw była właśnie taka jasnozolta, po kilku dniach bardziej pomarańczowa. Raz więcej, raz mniej
Zaczekalam na wyniki posiewu moczu (wyszedl dobry) i zadzwoniłam do gin. Przekazał, że najprawdopodobniej są to pozostałości po kosmowce, że oczyszcza się i żebym czekała na wizytę (miałam mieć za tydzień). Mówił, abym zwiększyła nospe/buscopan do 3x1 (od 06.12 brałam 2x1) i duphatason bez zmian (2x1). 03.01 miałam wizytę przekazał, że lozysko się podniosło (nie spytałam ile co i jak, bo głowę miałam zmartwiona wielkim TSH), dalej zażywam duphatason i nospe/buscopan. Teraz 21.01 mam połówkowe i pewnie będę odkładać (tak wspominal). Oto cała moja historia