Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze. Za to, ze chciało Wam się przeczytać mój post i na niego zareagować i jeszcze napisać tyle miłych słów... Ciężko mi teraz odnieść się do każdej wypowiedzi z osobna, ale każda przeczytałam uważnie wiele razy i naprawdę jestem wdzięczna za zrozumienie i wsparcie, którego mi udzielilyscie. Poczułam się dzięki temu lepiej i pewnie będę wracać do tych komentarzy jak będzie mnie łapal dołek.
Czuje się też w obowiązku wspomnieć, że nie chciałam urazić nikogo, kto rodził przez CC... Ja od początku liczyłam się z taką ewntualnoscia u siebie, bo w mojej najbliższej rodzinie były same cesarki, moja mama i siostra rodziły tylko przez cesarki... A więc i ja się w ten sposób pojawiłam na świecie. w ciazy usłyszałam od położnej, że jeśli w rodzinie tak było, to ja nie mam co liczyc na to, że sama urodze... i miała rację, bo i u mnie, i u mamy i u siostry powód cesarki był taki sam: brak postępu porodu. I nic bym do tego nie miała... Ja sobie po prostu wyrzucam swoją słabość. Przecież inne kobiety wytrzymują nawet po kilkadziesiąt godzin w bolach a ja tak szybko prosilam o tą cesarke... tego sobie nie moge darować, że się okazałam taka słaba. Tak bym chciała cofnąć czas i okazać się bardziej dzielna... A mój mąż wszystkim opowiada, że ja miałam taki ciężki poród, że byłam taka dzielna, on wszystkim mówi, że miałam takie straszne skurcze, że praktycznie nie było między nimi przerw.. i jak to słyszę, to jestem gotowa płakać na zawołanie, bo on tak mnie chwali, a ja w głębi duszy czuje, że nie zasluguje na takie docenianie z jego strony. Oczywiście cieszę się, że Malutka jest zdrowa, karmie piersią, nie było z tym żadnego problemu. Dwa tygodnie po cesarce już nie czuje, że byłam pokrojona i w ogóle bardzo szybko doszłam do siebie. To nie jest tak, że nie widzę pozytywów... Ale z moim perfekcjonizmem nie jest mi łatwo wybaczyć sobie swoją słabość. Juz mi było nawet lepiej, ale wczoraj rodziła przyjaciółka... Skończyło się mocnym nacieciem i proznociagiem, ale dała radę... i wszystko odżyło, bo zaczęłam się porównywać.