She1978
Orzeszek 27.05.2009 [*]
- Dołączył(a)
- 25 Maj 2009
- Postów
- 3 022
Witam.
Bardzo prosiłabym o pomoc, bo nie wiemy z mężem co robić. Otóż mój mąż od 5 lat jest rozwiedziony. My jesteśmy małżeństwem od lat 3. Z poprzedniego małżeństwa mąż ma nastoletniego syna, który od września zacznie naukę w gimnazjum. My mamy 2 małych dzieci (3 latka oraz roczek). Mąż ma zasądzone alimenty w kwocie 450zł. Dodatkowo pomaga matce dziecka dobrowolnie opłacając co roku połowę kosztów za podręczniki, a także kupując wyprawki szkolne. Widzenia zasądzone wyrokiem rozwodowym realizuje, czyli: co drugi weekend od pt do niedzieli, 1 tydzień ferii zimowych oraz 1 miesiąc wakacji letnich. Zeszłego lata ex straciła pracę i do tej pory żadnej nowej nie podjęła. Zamiast tego regularnie wyjeżdża do swojego konkubenta do innego miasta (7h jazdy autokarem), zostawiając dziecko pod opieką babki i nakazując mu okłamywanie ojca, że nie ma jej, bo pracuje i wraca do domu późnymi wieczorami. We wrześniu zeszlego roku oznajmiła mężowi, że z końcem roku szkolnego wyjeżdża z synem do konkubenta układać sobie życie. Po wielu rozmowach mąż wyraził zgodę na taki wyjazd, jednocześnie otrzymując od ex obietnicę, że uregulują w postaci ugody u notariusza kwestie dotyczące tego wyjazdu, czyli: określenie miejsca zamieszkania syna, osób, które będą stanowiły nad nim opiekę, szkołę, do której będzie uczęszczał, zwolnienie przez ex obowiązku widzeń męża z dzieckiem w co drugi weekend z racji dzielącej ich odległości. Dodatkowo mąż zaproponował ex podwyżkę alimentów w kwocie 100zł. Po napisaniu takiej ugody mąż czytał ją ex. Pierwsza jej reakcja na proponowaną kwotę podwyżki była następująca: zarzuciła mężowi, że jest cwany, bo jak ona się zgodzi na taką kwotę to potem przez lata nie będzie mogła starać się o podwyżkę, a poza tym jej koleżanka, która ma taką samą sytuację jak będzie miała ona (czyli duża odległość ojca od dziecka i związane z tym koszty uniemożliwiają ojcu kontakty z dzieckiem w takiej częstotliwości jak dotychczas) otrzymała 100% podwyżkę alimentów. Po przedstawieniu argumentów mojego męża na jej wypowiedź, ostatecznie niby zgodziła się na brzmienie tejże ugody. Mąż zaczął więc prosić o to by podała mu termin na kiedy ma umawiać notariusza. I tu zaczęły się schody. Najpierw ex zarządała ugody na piśmie, by mogła ją przeczytać. Potem zaczęła się wymigiwać niemożliwością podania terminu, ponieważ pracuje na czarno na telefon szefa (bzdura - od dziecka wiemy, że siedzi u swojego konkubenta). Następnie powiedziała, że nie podoba jej się brzmienie 2 pkt ugody. Zapytana jakie, nie potrafiła odpowiedzieć. Obecnie wczoraj powiedziała mężowi, że nic nie podpisze, bo wszystko napisane jest nie tak. Na prośbę by sama napisała więc swoją wersję takiej ugody, odmowiła mówiąc, że ona niczego nie będzie podpisywać. Kilka dni przed tą odmową, rozmawiała z moim mężem telefonicznie i oznajmiła mu m.in. że ustaliła ze swoim konkubentem, że przez okres nauki ich syna w gimnazjum (3 lata) nie będzie podejmowała żadnej pracy, ponieważ w obecnym miejscu zamieszkania zostawia swoją schorowaną matkę, do której będzie musiała na jeden weekend w miesiącu przyjeżdżać, co nie pozwala jej na podjęcie jakiejkolwiek pracy. To bardzo ciekawe, ponieważ od września możnaby policzyć dni kiedy była w swoim obecnym domu i jakoś nie przejmowała się zdrowiem matki zostawiając pod jej opieką syna. Poza tym nie bardzo wiemy jak miała by niby schorowanej matce pomóc obecność córki 2 dni w miesiącu. Dodatkowo jej matka ma tutaj również syna, który regularnie ją odwiedza i który faktycznie się nią opiekuje robiąc chociażby zakupy. Jest to jednak dla ex typowe, ponieważ będąc w małżeństwie z moim obecnym mężem też nie podejmowała żadnej pracy najpierw mówiąc, że musi się opiekować dzieckiem aż nie pójdzie do podstawówki, potem aż nie pójdzie do komunii, itd - co w rezultacie m.in. doprowadziło do konfliktów i rozwodu. Jak widać niechęć do pracy pozostała. Jednocześnie od momentu jak ex podjęła decyzję o wyjeździe non stop podnosi swoje wymagania finansowe względem byłego męża. A to, że skoro przez 3 lata nie będzie się widywał z dzieckiem, to ma go brać na całe wakacje do siebie. A to, że skoro się z nim nie będzie widywał, to ma płacić za podręczniki 100% kosztów (i nie dociera do niej argumentacja, że to dobra wola męża, bo tak na prawdę kwota alimentów obejmuje również koszt podręczników). Itd. Do tego typowym jej zachowaniem jest dzwonienie do męża tylko po to, żeby mu powiedzieć, że ma do niej oddzwonić, bo on zarabia a ona nie i nie stać jej na rozmowy telefoniczne a ona ma sprawę. Zaczynamy z mężem podejrzewać, że skoro nie będzie szukać pracy, będzie wnosiła po wyprowadzce o podwyższenie alimentów powołując się na to, że: 1. nie pracuje od roku i pewnie będzie podnosiła kłamliwy argument, że mimo prób podjęcia pracy żadnej nie znalazła, 2. ojciec nie wywiązuje się z zasądzonych mu kontaktów z dzieckiem co 2 weekend, przez co ona ponosi większe koszty utrzymania. Dlatego nie chce podpisać ugody, mając pewnie przekonanie, że sąd zasądzi jej więcej niż propponowane 100zł przez męża. Moje pytanie brzmi: czy możemy sami wystąpić jeszcze przed końcem roku szkolnego, czyli przed wyprowadzką ex do innego miasta do sądu z wnioskiem o zniesienie widywania dziecka co 2 weekend ze względu na odległość jaka będzie dzieliła ojca od dziecka i koszty z tym związane (nie tylko podróży, ale i zakwaterowania na czas widzenia z dzieckiem - nie mamy w tamtym mieście żadnej rodziny, u której mąż mógłby się zatrzymać) a jednocześnie o utrzymanie kontaktów w 1 tydzień ferii zimowych i 1 miesiąc wakacji letnich oraz w tym samym wniosku zaproponować w związku z zaistniałą sytuacją dobrowolną podwyżkę alimentów o 100zł. Jeśli tak - jak należy skonstruować taki wniosek. I w jaki sposób możemy odpierać ewentualne zarzuty matki, że kłamiemy, bo ona nigdzie się nie wyprowadza. Podejrzewamy, że może w ten sposób próbować, bo: oznajmiła telefonicznie mężowi, że dziecko zostanie zameldowane czasowo w nowym mieście, by zostało przyjęte do obwodowego gimnazjum, ale ona sama miejsca zamieszkania nie zmieni - nadal to będzie obecne miasto. Jesteśmy przekonani, że w ten sposób będzie chciała dalej ubiegać się o wszystkie możliwe zasiłki z mops-u o jakie do tej pory wnioskuje. Jesteśmy z mężem już zmęczeni ciągłymi przepychankami z ex. Uczciwie pracujemy, mąż nie unika kontaktow z dzieckiem, regularnie płaci alimenty. Ex nie pracuje, jest na utrzymaniu konkubenta plus wydaje na siebie alimenty, ponieważ dziecko utrzymuje obecnie babka, nie wywiązuje się z opieki nad dzieckiem pozostawiając je pod opieką babki, ciągle nęka nas telefonami z pogróżkami, że jak nie będziemy spełniać jej żądań to pogadamy inaczej, itd. Przeraża nas możliwość uzyskania przez ex 100% podwyżki. Płacąc 450zł miesięcznie i dokładając się do podręczników, rozpoczęcia każdego roku szkolnego, wyjazdów na kolonie czy kupując co roku wyprawkę szkolną i tak ledwo wiążemy koniec z końcem. Nie stać nas w tej chwili na więcej niż 100zł podwyżki. Zwłaszcza, że ja obecnie pracuję w zakładzie pracy, który za 2 lata zostanie zamknięty (oficjalna zapowiedź szefa) i sama będę osobą poszukującą pracy. Nasza córka od września idzie do przedszkola, więc nasze wydatki wzrosną. Ani moja ani męża pensja od lat nie wzrosła. A jakby nie było - to nie z naszej winy ex się z dzieckiem wyprowadza. Czemu więc my mieliśbyśmy ponosić tego 100% konsekwencje? Rozumiem, że jej koszty wzrosną, bo dojdą jej dni kiedy do tej pory dziecko miał mój mąż. Ale z drugiej strony patrząc: będzie żyła z konkubentem, który będzie ją z własnej woli utrzymywał zgadzając się, by nie szukała pracy, do tego będzie dostawała alimenty i wszystkie możliwe zasiłki, jakie od lat pobiera.
Dziękuję za poradę,
pozdrawiam.
Bardzo prosiłabym o pomoc, bo nie wiemy z mężem co robić. Otóż mój mąż od 5 lat jest rozwiedziony. My jesteśmy małżeństwem od lat 3. Z poprzedniego małżeństwa mąż ma nastoletniego syna, który od września zacznie naukę w gimnazjum. My mamy 2 małych dzieci (3 latka oraz roczek). Mąż ma zasądzone alimenty w kwocie 450zł. Dodatkowo pomaga matce dziecka dobrowolnie opłacając co roku połowę kosztów za podręczniki, a także kupując wyprawki szkolne. Widzenia zasądzone wyrokiem rozwodowym realizuje, czyli: co drugi weekend od pt do niedzieli, 1 tydzień ferii zimowych oraz 1 miesiąc wakacji letnich. Zeszłego lata ex straciła pracę i do tej pory żadnej nowej nie podjęła. Zamiast tego regularnie wyjeżdża do swojego konkubenta do innego miasta (7h jazdy autokarem), zostawiając dziecko pod opieką babki i nakazując mu okłamywanie ojca, że nie ma jej, bo pracuje i wraca do domu późnymi wieczorami. We wrześniu zeszlego roku oznajmiła mężowi, że z końcem roku szkolnego wyjeżdża z synem do konkubenta układać sobie życie. Po wielu rozmowach mąż wyraził zgodę na taki wyjazd, jednocześnie otrzymując od ex obietnicę, że uregulują w postaci ugody u notariusza kwestie dotyczące tego wyjazdu, czyli: określenie miejsca zamieszkania syna, osób, które będą stanowiły nad nim opiekę, szkołę, do której będzie uczęszczał, zwolnienie przez ex obowiązku widzeń męża z dzieckiem w co drugi weekend z racji dzielącej ich odległości. Dodatkowo mąż zaproponował ex podwyżkę alimentów w kwocie 100zł. Po napisaniu takiej ugody mąż czytał ją ex. Pierwsza jej reakcja na proponowaną kwotę podwyżki była następująca: zarzuciła mężowi, że jest cwany, bo jak ona się zgodzi na taką kwotę to potem przez lata nie będzie mogła starać się o podwyżkę, a poza tym jej koleżanka, która ma taką samą sytuację jak będzie miała ona (czyli duża odległość ojca od dziecka i związane z tym koszty uniemożliwiają ojcu kontakty z dzieckiem w takiej częstotliwości jak dotychczas) otrzymała 100% podwyżkę alimentów. Po przedstawieniu argumentów mojego męża na jej wypowiedź, ostatecznie niby zgodziła się na brzmienie tejże ugody. Mąż zaczął więc prosić o to by podała mu termin na kiedy ma umawiać notariusza. I tu zaczęły się schody. Najpierw ex zarządała ugody na piśmie, by mogła ją przeczytać. Potem zaczęła się wymigiwać niemożliwością podania terminu, ponieważ pracuje na czarno na telefon szefa (bzdura - od dziecka wiemy, że siedzi u swojego konkubenta). Następnie powiedziała, że nie podoba jej się brzmienie 2 pkt ugody. Zapytana jakie, nie potrafiła odpowiedzieć. Obecnie wczoraj powiedziała mężowi, że nic nie podpisze, bo wszystko napisane jest nie tak. Na prośbę by sama napisała więc swoją wersję takiej ugody, odmowiła mówiąc, że ona niczego nie będzie podpisywać. Kilka dni przed tą odmową, rozmawiała z moim mężem telefonicznie i oznajmiła mu m.in. że ustaliła ze swoim konkubentem, że przez okres nauki ich syna w gimnazjum (3 lata) nie będzie podejmowała żadnej pracy, ponieważ w obecnym miejscu zamieszkania zostawia swoją schorowaną matkę, do której będzie musiała na jeden weekend w miesiącu przyjeżdżać, co nie pozwala jej na podjęcie jakiejkolwiek pracy. To bardzo ciekawe, ponieważ od września możnaby policzyć dni kiedy była w swoim obecnym domu i jakoś nie przejmowała się zdrowiem matki zostawiając pod jej opieką syna. Poza tym nie bardzo wiemy jak miała by niby schorowanej matce pomóc obecność córki 2 dni w miesiącu. Dodatkowo jej matka ma tutaj również syna, który regularnie ją odwiedza i który faktycznie się nią opiekuje robiąc chociażby zakupy. Jest to jednak dla ex typowe, ponieważ będąc w małżeństwie z moim obecnym mężem też nie podejmowała żadnej pracy najpierw mówiąc, że musi się opiekować dzieckiem aż nie pójdzie do podstawówki, potem aż nie pójdzie do komunii, itd - co w rezultacie m.in. doprowadziło do konfliktów i rozwodu. Jak widać niechęć do pracy pozostała. Jednocześnie od momentu jak ex podjęła decyzję o wyjeździe non stop podnosi swoje wymagania finansowe względem byłego męża. A to, że skoro przez 3 lata nie będzie się widywał z dzieckiem, to ma go brać na całe wakacje do siebie. A to, że skoro się z nim nie będzie widywał, to ma płacić za podręczniki 100% kosztów (i nie dociera do niej argumentacja, że to dobra wola męża, bo tak na prawdę kwota alimentów obejmuje również koszt podręczników). Itd. Do tego typowym jej zachowaniem jest dzwonienie do męża tylko po to, żeby mu powiedzieć, że ma do niej oddzwonić, bo on zarabia a ona nie i nie stać jej na rozmowy telefoniczne a ona ma sprawę. Zaczynamy z mężem podejrzewać, że skoro nie będzie szukać pracy, będzie wnosiła po wyprowadzce o podwyższenie alimentów powołując się na to, że: 1. nie pracuje od roku i pewnie będzie podnosiła kłamliwy argument, że mimo prób podjęcia pracy żadnej nie znalazła, 2. ojciec nie wywiązuje się z zasądzonych mu kontaktów z dzieckiem co 2 weekend, przez co ona ponosi większe koszty utrzymania. Dlatego nie chce podpisać ugody, mając pewnie przekonanie, że sąd zasądzi jej więcej niż propponowane 100zł przez męża. Moje pytanie brzmi: czy możemy sami wystąpić jeszcze przed końcem roku szkolnego, czyli przed wyprowadzką ex do innego miasta do sądu z wnioskiem o zniesienie widywania dziecka co 2 weekend ze względu na odległość jaka będzie dzieliła ojca od dziecka i koszty z tym związane (nie tylko podróży, ale i zakwaterowania na czas widzenia z dzieckiem - nie mamy w tamtym mieście żadnej rodziny, u której mąż mógłby się zatrzymać) a jednocześnie o utrzymanie kontaktów w 1 tydzień ferii zimowych i 1 miesiąc wakacji letnich oraz w tym samym wniosku zaproponować w związku z zaistniałą sytuacją dobrowolną podwyżkę alimentów o 100zł. Jeśli tak - jak należy skonstruować taki wniosek. I w jaki sposób możemy odpierać ewentualne zarzuty matki, że kłamiemy, bo ona nigdzie się nie wyprowadza. Podejrzewamy, że może w ten sposób próbować, bo: oznajmiła telefonicznie mężowi, że dziecko zostanie zameldowane czasowo w nowym mieście, by zostało przyjęte do obwodowego gimnazjum, ale ona sama miejsca zamieszkania nie zmieni - nadal to będzie obecne miasto. Jesteśmy przekonani, że w ten sposób będzie chciała dalej ubiegać się o wszystkie możliwe zasiłki z mops-u o jakie do tej pory wnioskuje. Jesteśmy z mężem już zmęczeni ciągłymi przepychankami z ex. Uczciwie pracujemy, mąż nie unika kontaktow z dzieckiem, regularnie płaci alimenty. Ex nie pracuje, jest na utrzymaniu konkubenta plus wydaje na siebie alimenty, ponieważ dziecko utrzymuje obecnie babka, nie wywiązuje się z opieki nad dzieckiem pozostawiając je pod opieką babki, ciągle nęka nas telefonami z pogróżkami, że jak nie będziemy spełniać jej żądań to pogadamy inaczej, itd. Przeraża nas możliwość uzyskania przez ex 100% podwyżki. Płacąc 450zł miesięcznie i dokładając się do podręczników, rozpoczęcia każdego roku szkolnego, wyjazdów na kolonie czy kupując co roku wyprawkę szkolną i tak ledwo wiążemy koniec z końcem. Nie stać nas w tej chwili na więcej niż 100zł podwyżki. Zwłaszcza, że ja obecnie pracuję w zakładzie pracy, który za 2 lata zostanie zamknięty (oficjalna zapowiedź szefa) i sama będę osobą poszukującą pracy. Nasza córka od września idzie do przedszkola, więc nasze wydatki wzrosną. Ani moja ani męża pensja od lat nie wzrosła. A jakby nie było - to nie z naszej winy ex się z dzieckiem wyprowadza. Czemu więc my mieliśbyśmy ponosić tego 100% konsekwencje? Rozumiem, że jej koszty wzrosną, bo dojdą jej dni kiedy do tej pory dziecko miał mój mąż. Ale z drugiej strony patrząc: będzie żyła z konkubentem, który będzie ją z własnej woli utrzymywał zgadzając się, by nie szukała pracy, do tego będzie dostawała alimenty i wszystkie możliwe zasiłki, jakie od lat pobiera.
Dziękuję za poradę,
pozdrawiam.
Ostatnia edycja: