reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Witaj na świecie. Relacje i gratulacje.

dzięki za gratulacje zdjęcie na koniec ;)

jak wiecie moja Pani Gin obiecała pomóc. Jak do niej pojechałam w poniedziałek wieczorem to się okazało, że te moje regularne skurcze to już się takie porodowe zrobiły. Pogadałam z nią i powiedziałam, że muszę jeszcze zdążyć córkę dzisiaj zawieźć no i stanęło na tym, że podkręcimy akcję. Jak wsiadałam do samochodu to skurcze były już mocniejsze. Zawieźliśmy dziecko i psa do rodziców i wracając do domu już robiło się nieźle. Ale ustaliłam ze swoim M, że wracamy jeszcze do domku i poczekamy aż zrobi się jeszcze gorzej żeby nas ze świętej Zosi nie odesłali jakby co.

Za 23.45 pojechaliśmy do szpitala. W szpitalu podczas badania położnej oczywiście skurcze ucichły. Położna mi nie wierzy, że rodzę. Każę się podłączać pod ktg i dopiero jak odchodzi a mi spada adrenalinka wracają skurcze co dwie minuty. No to szybko papiery i na porodówkę. I się zaczyna. Stanęło mi wszystko przed oczami. Mam strasznie niski próg bólu. Naprawdę wyjątkowo niski. Zresztą pamiętacie jaką traumę miałam i jak się bałam. Zaczęło tak boleć, że przestałam kontrolować co robię. Położna na prośby o znieczulenie kombinuje jak koń pod górę. A to piłeczka, a to wanna a to coś tam, a to rozwarcia nie ma. Generalnie to samo pieprzenie co przy porodzie córki. I nagle w ramach "znieczulenia" przynosi mi czopki, że to mi pomoże. Ja patrzę co ona mi dała a to scopolan. Lek zamiast nospy który brałam przez ostatnie tygodnie ciąży i średnio dawał radę na przepowiadające. Ale się wnerwiłam...:wściekła/y:

Myślę sobie w dupie to mam. Jak nie chce po dobroci to ja nie zamierzam być miła. Zawołaliśmy ją i ją objechaliśmy od góry do dołu. Że mam dość robienia ze mnie idiotki. Że ja żądam znieczulenia. Że nie jestem krową ani nie rodzę na ulicy tylko w cywilizowanym kraju. Że ma nie podchodzić do mnie szablonowo tylko być może ja naprawdę mam takie problemy z odczuwaniem bólu, że zaraz będę mdleć jak przy porodzie córki i będzie taki finał. Że ma nie chrzanić, że nie mam 3 cm rozwarcia bo tyle miałam u swojej ginekolog przed 20 (a uprzedziła mnie ginekolożka żebym nie dała sobie kitu wcisnąć bo 3 cm mam u niej a to graniczna wartość dla podania znieczulenia). Skończyło się tym, że moja położna strzeliła mi focha i wyszła :dry: bo ja ją oskarżam o szablonowe podejście a wcale tak nie jest...

no i przyszła ona. Starsza stażem i od progu do mnie z tzw. grubej rury. Że ona mnie będzie badać. A ja że nie wyrażam zgody bez znieczulenia. I że mają chwilę bo ostatkiem sił się ubieram i wychodzę. Najwyżej urodzę na ulicy. I w ciągu 20 min znalazł się Pan anestezjolog. Niech Wam da obraz tego jaki mam próg bólu fakt, że podczas wkucia do kręgosłupa niestety puściły mi z bólu zwieracze wszelakie. Sory za szczegóły...

od tej chwili to w zasadzie była bajka. Czułam skurcze ale to było jak przepowiadające. Bomba. Zaczęła się przeprawa numer dwa. Bo w karcie napisałam, że nie wyrażam zgody na nacięcie krocza. I umoralnianie i próby przekonania, że jak nie to pęknę, będę wydalać wieloma otworami i milion innych nie interesujących mnie argumentów. Ja do niej że jedno dziecko urodziłam bez nacinania więc z jakiej paki mam być nacięta przy drugim. Nie zgodziłam się, położna numer dwa sfoszona ale ja to miałam w nosie bo leżałam sobie i gadałam z moim. No i zaczął się problem.

Moja ginka mówiła, że przy takich problemach jak ja mam czyli nierozwierającej się mimo skurczy szyjce znieczulenie to najlepszy sposób na postęp akcji bo zmiękcza szyjkę. Tak tez się stało. Znieczulenie dostałam o 3.30 po godzinie rozwarcie na 6, chwilę później na 8. Ale przy tych najsilniejszych skurczach na koniec okazało się, że mały traci tętno. Wezwali lekarza. Mały owinięty zapewne pępowiną. Podpięta na stałe pod ktg. Maska tlenowa na twarzy. I przy każdym skurczu byłam obracana na boki i musiałam baaardzo mocno kontrolować wdechy aby mały był jak najlepiej dotleniony. Spadało tętno ale nie do zera przy takim działaniu. Tutaj naprawdę szczęście, że miałam te znieczulenie bo jakby nie ono to bym jechała na cesarkę z duszącym się dzieckiem w kanale. Byłam w stanie spokojnie wykonywać ich polecenia i skupiać się na tym aby oddychać wręcz się hiperwentylować. O 5.30 zaczęły się parte. Lekarki spojrzały tylko na mnie i mówią, że albo to zrobię w tempie błyskawicy albo vacuum bo nie mogą czekać. No to się zaparłam i momentalnie go wypchnęłam. Lekarka naciskała mi brzuch od góry aby się nie cofał mały. Mój kochany trzymał maskę tlenową i w przerwach między partymi przykładał mi do twarzy żeby małego dotleniać.

Mały urodził się siny. Miał podwójną pętlę z pępowiny. Szybko przecięły. Za chwilę złapał oddech. Wszystko w porządku. Zostawili nas samych z maluchem na dwie godziny. Łzy radochy.... ważenie i inne czynności dopiero po ponad dwóch godzinach. Leżeliśmy z nim na sali on leżał na mnie... ssał sobie cycucha a my mogliśmy się nic nacieszyć...

Nie pękłam. Nie nacieli mnie. Ba położna ta co chciała spojrzała na mnie jak na kosmitkę po porodzie bo mówi, że nawet otarta nie jestem. No i dlatego tak szybciutko wyszliśmy. Ja czuję się jakbym nie rodziła robię przy małym wszystko. Sąsiadka się śmieje, że wyszłam jak do sklepu i wróciłam z dzieckiem. Byłam dzisiaj na pierwszym spacerku. Mały super zdrowy bez żółtaczki. Wróciły moje piękne pełne piersi. Karmimy się ile chcemy. No i oswajamy ze sobą. Mały spokojniutki cały czas śpi lub cycuje.

Jedyny dyskomfort to silne zwijanie się macicy. Boli. Przy córce nie bolało ale to tylko przy karmieniu... i to był naprawdę fajny poród...

a to Alek :)

Aluś.jpg
 

Załączniki

  • Aluś.jpg
    Aluś.jpg
    12 KB · Wyświetleń: 124
Ostatnia edycja:
reklama
Catedra podziwiam Cię i pomimo traumatycznych przeżyć z pierwszego porodu nie wiem czy potrafiłabym zawalczyć o różne sprawy tak jak Ty przy drugim mimo bólu, stresu, nerwów. Dobrze, że postawiłaś na swoim i nie dałaś się pociąć. U mnie pierwszy raz nacięli więc pewnie nawet nie mam co marzyć, że tym razem się obejdzie :-(
jeszcze raz serdeczne gratulacje.

fajnie mówisz na swojego synka - "Aluś", na mnie bliscy tak mówili zawsze :p
 
Catedra- gratuluję i podziwiam Cię :) super, że zawalczyłaś o swoje. Niby miałaś trochę stresów, ale później już na spokojnie mogłaś zająć się porodem i wszystkim co dobre dla Waszego dziecka :)
 
Catedra dobrze ze sie nie dalas! Wiedzialas co chcesz a czego nie i nie dalas sobie kitu wciska. I bardzo dobrze! A skurczanie macicy jest przy kolejnych dzieciach coraz bardziej bolesne bo wymaga wiecej pracy wiec dlatego boli bardziej niz przy corce.
 
No catedra walczyłaś i teraz masz mniej bólu, ale trzeba wiedzieć na co stać ciało, pewnie przy pierwszym porodzie większość dziewczyn nie wie czy pęknie czy lepiej naciąć. Jakby nie było wyszło bardzo dobrze, gratuluję synek śliczny :)
 
reklama
Do góry