Dziękuję za wszelkie Wasze wsparcie i Justynie i Kataszy za relacje! wczoraj wróciłyśmy do domu w dwupaku jeszcze, ale ten pobyt w szpitalu wykończył mnie psychicznie do reszty. Napiszę tutaj, bo to są wieści szpitalne.
W sobotę miałyśmy wyjść do domu, bo Usg z przepływami wyszło ok, czyli że dzidziuś wcale nie był za duży, a dr mnie tylko niepotrzebnie zdenerwowała. No ale trzeba było sprawdzić. Potem podłączyli mnie pod ktg, ale takiego szrota, że w ogóle zapisywało się w cały świat. Pielęgniarka kazała mi leżeć na wznak i nie mogłam wyrobić z bólu pleców. podłączyła i sobie poszła. Leżałam godzinę i patrzę, a tam się kartka zacięła i nie zapisuje się. Bardzo się zdenerwowałam, jak przyszła i powiedziała, że jeszcze mnie nie puści, bo się nie zapisało i podłączyła to na kolejne 1,5h!!!!!! Leżałam pod ktg 2,5h na wznak, gdzie myślałam, że nie wyrobię z bólu!!! mała skakała jak opętana, bo pewnie czuła to co ja. wyniki były tragiczne, a tętno dziecka skakało do 200! Przyszła i odłączyła i nie wytrzymałam i ją opierdzieliłam. a ona to podpięła w dokumentację i na obchodzie lekarz złapał się za głowę i nie mógł uwierzyć, że ja miałam takie wyniki. i znowu szukali mi kolejnej choroby. Powiedziałam prawdę, jak to z tym ktg było i jak leżałam i ile czasu, ale tam nikt mnie nie słuchał. ktg do powtórki. 1,5h leżałam pod drugim ktg, obolała i zdenerwowana jak diabli. wynik lepszy, ale za wysoki. byłyśmy w takim stresie już, że sama miałam za wysokie tętno.
A mieliśmy wyjść do domu. No niestety nie z takimi wynikami. Stwierdzili, że będą szukać przyczyny. No więc znowu pobieranie krwi w celu znalezienia przyczyny, ciągle pomiar glukozy (chociaż wyniki dobre od początku), mocz, 3 razy dziennie ktg. Dali mi antybiotyk Amoksiklov, hydroksyzynę na uspokojenie , nospę, bo ze stresu zaczął mi się brzuch spinać i jeszcze coś na uspokojenie mnie. Myślałam, że rozniosę ten szpital. Tak się martwiłam o Beatkę, że szok. W życiu czegoś takiego nie przeżyłam. i taka znieczulica wśród wszystkich, jakby pacjent był mięsem do przerzucenia. Nie mogłam w to uwierzyć. Ktg wychodziło nadal złe i za wysokie, ze stresu pojawiły się skurcze i zaczęli mi wmawiać, że źle sobie wyliczyłam termin porodu, a ja miałam przecież miesiączki jak w zegarku, a o dziecko staraliśmy się 3 miesiące, więc byłam dokładnie pewna, kiedy nasze maleństwo zostało poczęte. w niedzielę lekarz wysłał mnie na porodówkę na inne ktg i powiedział, że jak będzie dobrze to w pn wyjdę do domu. Wyszło dobrze. W poniedziałek na obchodzie chodziła moja lekarka, która prowadzi mi ciążę. Miałam nadzieję, że wreszcie mnie ktoś chociaż posłucha, bo swój człowiek. Ona jest w tym szpitalu z-cą ordynatora. A ona się zachowywała, jakby mnie pierwszy raz na oczy widziała!!! Ja się pytam, po co mam glukozę mierzoną od kilku dni, skoro wyniki były zawsze dobre? a ona na to, a "pani jest na diecie cukrzycowej?" ręce mi opadły, bo przecież wie, że nie jestem. bywałam u niej co tydzień i nie pamiętała, po co mnie do tego szpitala wysłała? szok! no to kazała już nie mierzyć. i co ze mną dalej? No to na badania ginekologiczne i może pójdę do domu, jak będzie dobrze. To było wczoraj na obchodzie rano. Siedziałam pół dnia na poczekalni czekając na te badania. Moja lekarka pracuje w tym szpitalu w pn do 14. weszłam na badania o 13:35. ogląda wyniki, wszystko dobrze, wczorajsze ktg ok, ale niedobre to pierwsze ( co 2,5h leżałam), więc znowu na ktg. ja już prawie w płacz, bo to wieczorne ktg nie było w ogóle wzięte pod uwagę i wiedziałam, że nie zdążą mi zrobić tego badania, a ona pójdzie do domu. Tam już mnie wszyscy znali, bo to bardzo ciekawy przypadek z takim ktg i takimi skurczami, gdzie tak daleko do porodu. zabrali mnie znowu na ktg na porodówkę. Ja bez obiadu, bo cały dzień czekałam na badania ginek., znowu burczało mi w brzuchu. Na szczęście wyłączyli mi rano te pomiary cukru. Ktg znowu na jakimś szrocie, bo wszystko zajęte. leżę na porodówce. cały dzień chodziłam po korytarzu w tę i nazad w stresie, więc się Beatka uśpiła i na ktg spała i tętno było w normie, ale spała. przyszła pielęgniarka i mówi, że dziecko jest ospałe i zaczęła mi ruszać brzuchem, żeby się obudziła. Obudziła się, ładnie się zapisywało, a potem znowu usnęła. Wynik był ok. Za ścianą jeden poród naturalny, jedno cięcie cesarskie z bliźniakami. to się nasłuchałam;-p. Wychodzę z wynikiem dobrym ktg, ale nie ma już mojej lekarki i nie ma mnie kto wypuścić. Wszyscy mnie już tam znali, więc zaprowadzili mnie do ordynatora i on podjął decyzję, że mogę wyjść... nasza gehenna się skończyła. Przez całą ciążę nie stresowałam się tak, jak przez te kilka dni o życie i zdrowie naszego dziecka.
Przekonałam się, że moja ginekolog ma w nosie swoje pacjentki. Nie oczekiwałam, że przyjdzie i będzie głaskała mnie po główce, ale że przynajmniej (skoro wysłała mnie do szpitala) to będzie wiedziała po co i dlaczego. Jakby tak dalej poszło to urodziłabym za wcześnie ale ze stresu, jaki mi tam zafundowali.
Dziękuję Wam za wsparcie! Sorry za długi wywód, ale musiałam się wygadać.