przycisnal synow i wyznalize mama wyjechala do innego miasta ma tam prace i tam bedzie mieszkac (dodam,zeto miasto jest oddalone o 100 km jazdy autostrada,wiec nie bylo potrzebyprzeprowadzki,chyba ze ktos jest wygodny)z a utopsji wiem,ze wiele ludzidojezdza do pracy,moja mama wstawala przez 35 lat o 4.30 rano i zyje....no alemniejsza o to...w koncu maz spotkal sie z byla zona,oczekujac wyjasnien,a ona zpretensjami do niego,ze dzieci byly pod opieka jej mamy,ktora jak nam wiadomomieszka w innej niezeleznej czesci domu i ktora nigdy nie robila sobie nic zwnukow,wiec pytam sie dlaczego zaczeli przychodzic do nas skoro zajmowala sienimi babcia,absurd....ok przelkelam to,ale po romowie z eks,okazlo sie ze onarzecywiscie zamierza wyprowdzic sie i zostawic synow,twierdzac ze jest jeszczeojciec....wiec maz coz....wrocil do domu,widze ze jest wkurzony,ze trapi gocos..pytam co sie dzieje,no i przedstawia jak sytuacja sie ma....chwilamiwierzyc mi sie nie chcialo....ale byla to prawda....i co zrobilam,chyba wiedzacze maz moze sam podjac taka decyzje,,powiedzialam,ze nie ma innego wyjscia itrzeba ich wziac do nas.....wiem,ze zabrzmi to okrutnie,ale swojej decyzji bedezalowala do konca zycia....mialam dobre intencje,tak intuicja mipodpowiedziala....a dzis z perspektywy 2 lat wspolnego zycia ....mam dosyc,niejestem ta sama kobieta,mam nerwice i moje malzenstwo zmierza w zla strone,tylkodlatego ze maz we wszystkim poblaza swoim dzieciom a z ich strony nie jestemszanowana....ale do rzeczy....podjelismy decyzje,klamka zapadla...usiedlismy znimi do stolu,przedstawilismy wizje wspolnego zamieszkania,bo co innego ichweekendowe hotelowe odwiedziny...ustalilismy zasady panujace wdomu,wyremontowalismy im pokoje,zeby dobrze sie czuli,po tygodniu wspolnegomieszkania zaczynaja sie pierwsze problemy,ktore dotycza naszej corki,a to zejest za glosno,a to ze im przeszkadza,zaczyna sie regularna wojna o pilota zmalym dzickiem...na efekt nie trzeba czekac dlugo.....mala zaczyna sie moczyc wnocy (od roku przesypiala na sucho cala noc) jest niespokojna momentami agresywna,zaczynauzywac slow ktorych uzywaja przy niej meza synowie....k....a i spi....j jest naporzadku dzienny,do tego dochodzi problem z przedszkolem,lubiace do tej porydziecko na sile musi byc wywozone rano do tego miejsca jakby to byla kara,pomiesiacu odpuszczam i nie zawoze jej do przedszkola,zaczynam sie przygladac jejzachowaniu....opowiadam o tej sytuacji znajomej lekarce.sugeruje wizyte upsychologa....tak robimy,ku naszemu zaskoczeniu,pani psycholog stwierdza zejest to ksiazkowa zazdrosc,tak corka zareagowala na pojawienie sie synow meza wdomu,do tej pory widywala ich w weekendy w tygodniu,czy na obiedzie ubabci,teraz znalazla sie w zupelnie nowej sytuacji z ktora nie umiala sobieinaczej poradzic,po prostu zbuntowala sie.....przykre....nie przewidzilsimytego,mala zostala jeszcze miesiac w domu po feriach zimowych wrocila doprzedszkola....na nowo uczyla sie zachowan i sytuacji panujacej teraz wdomu.....klocili sie ale nie wdawalam sie w pyskowki,maz ich uczulil ze majanauczyc sie rozmawiaz z siostra i dostosowywac swoje emocje do danejsytuacji,roznie z tym bywa ja nie wchodze w te klotnie,bo zbyt duzo mnie tokosztowalo....wzgledny spokoj trwal jakies pol roku,przyslowiowo docieralismysie,koniec roku szkolnego zaczynaja sie wakacje,maz wyjezdza na 4 tygodnie inagle mlodziez probuje mi pokaz kto tu rzadzi,nie moge sie o nic doprosic,zreguly slysze nie moge,pozniej,zaraz....ok,przestaje sie prosic....trawe trzebaskosic wiec kosze,smieci trzeba wyrzucic wiec wyrucam choc to nie nalezy domoich obowiazkow.....po urodzeniu corki nie wrocilam do pracy zajmuje siedomem,do czasu kiedy nie bylo synow meza....ogrodem zajmowal sie pan,kosilsprzatal,ale tak jak wspomnialam jak zamieszkali synowie lat 18 i 16 wowczaskrzywda zadna im sie nie dziala jak wyniesli smieci czy przyniesli drewno dokominka....wiecie co ja wszystko jestem w stanie zrozumiec,kazdy moze miecgorszy dzien,zapomniec o czyms ale jesli robi to z premedytacja,zaczyna mimowic co ja mam robic a czego nie .....do furii