Ja mogę się wypowiedzieć o szpitalu w Grodzisku, od czasu naszego pobytu minęło już 2 miesiące, dzisiaj mi wszystko wróciło bo wreszcie wypis przysłali.
Ten pobyt to była jedna wielka
TRAGEDIA.
Szpital nowiutki, ładny, kadra młoda,więc wydawało się że powinno być ludzko.
Pierwsza porażka, siostry nie potrafiły dziecku kroplówki założyć, całego go pokóły a on z bólu zaczął przytomność tracić, co gorsze siostry (4) były tak zajęte wkuwaniem że wogóle nie patrzyły co się z dzieckiem dzieje, jak zaczęłam krzyczeć to mu tlen i ktg podłączyły a mnie na korytarz wywaliły że panikuję. A wieczorem mieliśmy powtórkę bo po 2 kroplówkach malutkiemu noga spuchła jak bania i musieli mu w innym miejscu kroplówkę założyć.
Druga porażka niby było napisane że dla rodziców są łóżka polowe, koce itp, a jak mąż poszedł poprosić o coś to niczego nie było, w końcu musiał jechać mi z domu przywieźć, nie było to łatwe bo wylądowaliśmy w szpitalu w te największe mrozy, a droga przez las, ślisko jak @#$%, samochód na gaz gasł co chwila.
Za pobyt rodzica płaci się 10zł za dobę, ale matki karmiące nie płacą, tyle z tego :
.
Trzecia porażka nie powiedzieli mi co dawać mu jeść, więc był na cycu, lekarz w karcie zapisał mu 3 posiłki ale do mnie to nie dotarło, dopiero jak wyczerpana po 3 dobach poszłam poprosić lekarza że moze powinien coś synek jeść po za cycem bo ja już sił nie mam, to się okazało że te 3 posiłki były przepisane, a siostry wogóle nie zamawiały posiłków, fakt spytały się na początku czy daję modyfikowne czy karmię i napisały gdzieś tam ze dziecko jest na moim wyżywieniu, tylko nikt mnie nie poinformował
, a dziecko miało rota wirusa nie wiedziałam co powinno jeść.
Wogóle wyglądało jakby personel ze sobą nie rozmawiał, bo co 15 minut przychodził ktoś inny i zadawał te same pytania.
Jakby nie mogli jakiejś karty prowadzić czy co
, a ordynator oddziału najbardziej się o grzejniki martwiła.
Synek miał biegunkę i wymioty, nie nadażałam z przebieraniem, a jak poprosiłam o drugie prześcieradło do łóżeczka to mi powiedzieli żebym tak ciągle nie prosiła bo oni nie mają aż tyle prześcieradeł
.
A przez problemy z dojazdem miałam ogranczona ilość ubranek i musiałam je prać, 2 razy powiesiłam na kaloryferze żeby szybciej wyschło a ordynator że jej grzejniki zardzewieją, stan zdrowia synka wogóle jej nie interesował.
Co do warunków to leżeliśmy sami w izolatce, wcale tego sobie nie chwalę, bo nie miałam z kim dziecka zostawić jak chciałam np. do toalety a synek był tak przerażony że wszędzie musiałam go ze sobą zabierać.
Wypuścili nas z silną biegunką, lekarz prowadząca powiedziała że wypis pocztą przyśle, i wysłała owszem po 2 miesiącach i kilku ponagleniach
. Z wypisu wychodzi że w szpitalu byliśmy 2 dni dłużej ??? sama nie wiem co o tym myśleć.
To tylko część tego co przeżyliśmy w tym szpitalu
Ja się teraz 2 razy zastanowię zanim zgodzę się na hospitalizację.