Mam chwilę to dokończę. Nikola urodziła się w sobotę, 25.05 o12.10 przez CC, w 39tc +3d, 9pkt apgar, ponieważ miała sine nóżki i raczki ale po 3min już 10pkt

W piątek od 6 rano miałam skurcze nieregularne przez cały dzień, o 22;00 w końcu zdecydowałam, że jedziemy do szpitala chociaż skurcze dalej były nieregularne, co 5, 7, 10 min. Na IP skurcze się wyciszyły, więc bałam się, że nas odeślą ale okazało się, że szyjka jest miękka, skrócona więc mnie przyjęli. Rozwarcie było na 1,5 cm. Przyjęli nas na oddział, dali nam sale jednoosobową z łazienką, worek sako, piłka, drabinki, ogólnie sala bardzo fajna. Popieli mnie pod ktg i tak leżałam 1,5 godz. Poprosiłam żeby mnie odpięli bo skurcze na leżąco robiły się coraz bardziej nieprzyjemne. Skurcze miałam regularne co 3min. O 2 w nocy rozwarcie 2cm. O 2:30 odeszły mi wody. Znowu ktg. Po 1,5 godz. poszłam pod prysznic. O 4 zaczęłam już krzyczeć z bólu- na leżąco skurczy nie da się wytrzymać. O 5 rozwarcie 4cm- dostałam znieczulenie zewnatrzoponowe- pomogło na 5-6 skurczy chociaż dalej były dość bolesne, za to krótsze. O 7 dostałam kolejną dawkę znieczulenia ale w zasadzie nic nie pomogło- darłam się jak dziki kot, aż położna przyszła i powiedziała, że nie mogę aż tak bardzo krzyczeć... Rozwarcie było na 5 cm ale dalej już nie postępowało, ponieważ głowka dziecka była cały czas wysoko. Dostałam gaz- wdychałam go prawie bez przerwy, bo skurcze byly co 3 min i trwały 2 min. Poszłam pod prysznic, trochę pomogło. Później znowu kazali mi leżeć pod ktg- traciłam już oddech podczas skurczy, nie byłam w stanie oddychać. O godz. 10 zaczęło spadać tętno dziecka, zapadła decyzja o cesarce więc cały czas jechałam na gazie- naćpałam się nim jak nie wiem, w końcu przed 12 zabrali mnie na sale operacyjną. Sam zabieg trwał krótko i sprawnie, dopiero na pooperacyjnej zaczęły się problemy. Macica nie chciała się obkurczać, dalej miałam bardzo silne skurcze, bardzo krwawiłam. Co chwile przychodzili lekarze, robili mi usg, ugniatali brzuch- horror- uczucie jakby mnie ktoś młotem walił po brzuchu, ryczałam i błagałam żeby mnie już nie dotykali. Podali mi wszystko co mogli przeciwbólowego, a i tak mało to dało:/ Chcieli zrobić mi łyżeczkowanie ale po paru godzinnej obserwacji okazało się, że macica jednak zaczęła się prawidłowo obkurczać. Na sali pooperacyjnej spędziłam 2 dni. Przez ten czas widziałam tylko raz Nikole. W poniedziałek popołudniu przenieśli mnie już na oddział i byłyśmy już razem cały czas. We wtorek podczas obchodu powiedziano mi, że możemy wyjść do domu, bo z dzieckiem wszystko OK, niestety po godzinie przyszedł lekarz i powiedział, że względu na moją duża anemię muszą mi przetoczyć 600ml krwi. Po przetoczeniu anemia dalej duża ale już mogli mnie wypisać. I od wczoraj jesteśmy już wszyscy w domu:-):-)