A u mnie było tak:
Termin porodu miałam na 25.05/ a urodziłam 27.05.2010r.
Dzień przed porodem poszłam o szpitala na KTG i wychodząc z badań lekarz powiedział, że jak będzie się coś dziać, to mam szybko przyjeżdżać. Nie brałam nic do siebie i robiłam to co zawsze - pranie, sprzątanie i gotowanie. Położyłam się do łóżka około 23-ciej nie wiedząc, że to ostatnia moja noc przed porodem.
Obudziłam się o 4 rano na siku i coś zaczęło ze mnie lecieć (wody płodowe). Myślałam, że sikam, ale jak przestałam to nadal coś leciało. Podtarłam się papierem i na nim zauważyłam czop. Wtedy szybko poszłam do męża i zaczęłam go budzić, że chyba to już to, ale on nie brał tego do siebie. Ale nadal go budziłam i chciałam żeby dał mi podpaskę, i dopiero wtedy zorientował się, że zaraz będę rodzić. W tym samym czasie moja teściowa się obudziła i zapytałam się co się dzieje, a ja, że chyba rodzę
(pierwszy poród to nie wiedziałam jak to jest, nawet skurczy nie miałam).
Umyłam się i pojechałam z mężem do szpitala. Tam byliśmy o 5.15, a już o 6.00 leżałam na porodówce. Przyszedł lekarz żeby sprawdzić jak tam rozwarcie ale rozwarcie było bardzo małe wtedy kazał mi chodzić. W końcu około 9.30 zaczęłam mieć skurcze, ale to nadal był za mały otwór by maleństwo wyszło na świat.
Dopiero jak około 16-tej dostałam kroplówkę, to wtedy mogłam normalnie rodzić. Ciężko było, a mała urodziła się o 17.15.
Powiem dziewczyny Wam tak. Było strasznie, ale warto. Jak położyli mi małą na brzuch to płakać mi się chciało ze szczęścia