Jak mówi moja znajoma "Na myśl o Świętach robi mi się niedobrze już w połowie listopada i tylko sobie powtarzam, że dam radę, zacisnę zęby, przykleję sobie uśmiech i postaram się po odwiedzinach u teściów nie wyżywać się na dzieciach i mężu."
Opowiada, że spotkania rodzinne w domu męża są koszmarem. Teściowa na każdym kroku podkreśla, że ma nadzieję, że któregoś roku jednak jej synowym uda się przygotować coś smacznego. Dzieci są: za grube, za chude, zbyt mizerne, zbyt aktywne, zbyt ospałe. W sumie zbyt...Kiedy mąż staje w obronie swojej rodziny słyszy, że przesadza, że przecież nigdy nie był typem pantoflarza i, że nie wiadomo, o co cała afera, bo przecież ona to mówi z życzliwości. Obcy ludzie nigdy bym im tego nie powiedzieli, bo są fałszywi i zawsze oczekują korzyści, więc powinni być wdzięczni, że ktoś otwiera im oczy.
Myśleli żeby na Święta, gdzieś wyjechać, ale tu pojawiają się poczucie winy i wątpliwości. Bo jednak to rodzice, to dziadkowie. Może te 3 dni się przemęczyć niż potem wysłuchiwać pretensji do końca życia. Z drugiej strony rośnie frustracja, "bo przecież to ma być piękny czas, a ja chodzę i albo płaczę, albo się wściekam. Święta to dla mnie najsmutniejszy czas w roku, a przecież nie tak miało być" - skarży się przyjaciółka.
Znacie taką sytuację? Jak sobie można poradzić? Co byście proponowali? A może udało wam się zmienić sytuację i okazało się, ze jest super. Pomocy! Święta coraz bliżej.
Opowiada, że spotkania rodzinne w domu męża są koszmarem. Teściowa na każdym kroku podkreśla, że ma nadzieję, że któregoś roku jednak jej synowym uda się przygotować coś smacznego. Dzieci są: za grube, za chude, zbyt mizerne, zbyt aktywne, zbyt ospałe. W sumie zbyt...Kiedy mąż staje w obronie swojej rodziny słyszy, że przesadza, że przecież nigdy nie był typem pantoflarza i, że nie wiadomo, o co cała afera, bo przecież ona to mówi z życzliwości. Obcy ludzie nigdy bym im tego nie powiedzieli, bo są fałszywi i zawsze oczekują korzyści, więc powinni być wdzięczni, że ktoś otwiera im oczy.
Myśleli żeby na Święta, gdzieś wyjechać, ale tu pojawiają się poczucie winy i wątpliwości. Bo jednak to rodzice, to dziadkowie. Może te 3 dni się przemęczyć niż potem wysłuchiwać pretensji do końca życia. Z drugiej strony rośnie frustracja, "bo przecież to ma być piękny czas, a ja chodzę i albo płaczę, albo się wściekam. Święta to dla mnie najsmutniejszy czas w roku, a przecież nie tak miało być" - skarży się przyjaciółka.
Znacie taką sytuację? Jak sobie można poradzić? Co byście proponowali? A może udało wam się zmienić sytuację i okazało się, ze jest super. Pomocy! Święta coraz bliżej.
Ostatnia edycja: