Mieliśmy w planach na święta gdzieś pojechać, spędzić ten czas we dwoje z mężem, bez tego natłoku przygotowań, wzniosłości wizyt u rodzin i potrzeby dostosowywania się do zasad panujących u mojej rodziny czy u teściów. Chcieliśmy się odstresować i odpocząć.
O potrzebie zorganizowania świątecznego wyjazdu z wyprzedzeniem mówię mężowi od kilku tygodni, przeglądałam oferty, przypominałam mężowi. Rozmawiałam z nim już kilka razy i zaznaczałam, że chciałabym, żeby to on zorganizował ten wyjazd albo przynajmniej się do tego jakoś przyłożył. Nie raz było już kością niezgody między nami, że wszelkie przyjemności, aktywności i wyjazdy były organizowane (przygotowywane w każdym szczególe) przeze mnie, mimo, że prosiłam go o zaangażowanie się w te kwestie. Niejednokrotnie dochodziło do kłótni z tego powodu, że nic nie zorganizował, nigdzie nie wychodzimy, nie mogę się spodziewać po nim spontaniczności czy pomysłowości. Owszem, widziały gały co brały (tak, kocham go, jest dobrym partnerem życiowym... itd), ale po tylu moich prośbach liczyłam na pomoc w zorganizowaniu wyjazdu, którego oboje chcemy, tym bardziej, że pomoc w organizacji nie raz już mi obiecywał. Kiedy ostatni raz dyskutowaliśmy o tym, że trzeba wcześniej zarezerwować pobyt gdzieś na święta powiedziałam mu, że chcę, żeby on się tym zajął, że jeśli tym razem zawiedzie mnie w tej kwestii to po prostu wykupię sobie sama pobyt w jakimś pensjonacie czy hotelu i spędzimy święta osobno. Z reakcji dowiedziałam się, że on też chce gdzieś jechać ze mną i że to zorganizuje. Minęło kilka tygodni, większość miejsc jest już porezerwowana, a tematu nie ma.
Poważnie zastanawiam się nad wykupieniem oferty dla jednej osoby i pojechanie w pojedynkę. Być może w tedy mąż zrozumie, że nie rzucam słów na wiatr i nie będzie zawsze sytuacji, że i tak ja sama wszystkim się zajmę i zorganizuję.
Co myślicie?
O potrzebie zorganizowania świątecznego wyjazdu z wyprzedzeniem mówię mężowi od kilku tygodni, przeglądałam oferty, przypominałam mężowi. Rozmawiałam z nim już kilka razy i zaznaczałam, że chciałabym, żeby to on zorganizował ten wyjazd albo przynajmniej się do tego jakoś przyłożył. Nie raz było już kością niezgody między nami, że wszelkie przyjemności, aktywności i wyjazdy były organizowane (przygotowywane w każdym szczególe) przeze mnie, mimo, że prosiłam go o zaangażowanie się w te kwestie. Niejednokrotnie dochodziło do kłótni z tego powodu, że nic nie zorganizował, nigdzie nie wychodzimy, nie mogę się spodziewać po nim spontaniczności czy pomysłowości. Owszem, widziały gały co brały (tak, kocham go, jest dobrym partnerem życiowym... itd), ale po tylu moich prośbach liczyłam na pomoc w zorganizowaniu wyjazdu, którego oboje chcemy, tym bardziej, że pomoc w organizacji nie raz już mi obiecywał. Kiedy ostatni raz dyskutowaliśmy o tym, że trzeba wcześniej zarezerwować pobyt gdzieś na święta powiedziałam mu, że chcę, żeby on się tym zajął, że jeśli tym razem zawiedzie mnie w tej kwestii to po prostu wykupię sobie sama pobyt w jakimś pensjonacie czy hotelu i spędzimy święta osobno. Z reakcji dowiedziałam się, że on też chce gdzieś jechać ze mną i że to zorganizuje. Minęło kilka tygodni, większość miejsc jest już porezerwowana, a tematu nie ma.
Poważnie zastanawiam się nad wykupieniem oferty dla jednej osoby i pojechanie w pojedynkę. Być może w tedy mąż zrozumie, że nie rzucam słów na wiatr i nie będzie zawsze sytuacji, że i tak ja sama wszystkim się zajmę i zorganizuję.
Co myślicie?