Cześć. U nas wyglądało to tak, że ponad 2 lata temu postanowiliśmy, że przestajemy się zabezpieczać i może samo coś wyjdzie. Jednak tak jak myślałam przy pco to nie takie proste. Minęło 7 miesięcy, nam życie bardzo się skomplikowało i skończyliśmy starania, znów zaczęłam brać anty. W końcu poukładaliśmy życie i stwierdziliśmy, że to już czas. W tym roku kończę 28 lat i bardzo się bałam, że to już późno przy moich brzydkich policystycznych jajnikach (nienawidziłam swoich jajników i tej choroby). W grudniu poszłam do specjalisty, by zrobić wszystkie niezbędne badania. Na początek miało być kilka badań, suplementacja, plan na około pół roku z monitorowaniem cykli. Miałam wcześniej problemy z glikemią, jednak nie stwierdzono cukrzycy ani IO, jedynie zalecana dieta bez węglowodanów prostych, ruch codzienny był umiarkowany, zawsze byłam chuda, więc stylu życia nie zmienialiśmy. Nastawialiśmy się na to, że jak uda się zajść w 2023 to będzie super. Grudzień był dla nas ciężki, mieliśmy mało czasu dla siebie, więc tak naprawdę porządne starania miały być od stycznia. A grudzień to był też pierwszy cykl bez tabletek anty. Okres nie przychodził, więc byłam załamana, że moje cykle nawet zaraz po odstawieniu anty są bardzo nieregularne. Gdy staraliśmy się 2 lata temu to jednak 3 - 4 miesiące były w miarę regularne po odstawieniu. Umówiłam się na kolejną wizytę pod koniec stycznia, myślałam że pewnie będę miała wywoływaną miesiączkę. Jednak gdy 2 stycznia zasłabłam w pracy i myślałam że zarzygam cały pokój to zaświeciła mi się czerwona lampka. Od razu pobiegłam po kilka testów i zobaczyłam drugą bladą kreseczkę. Gdy poszłam na tą umówioną wcześniej wizytę to już było małe serduszko
Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć.