Witam - to mój pierwszy post na forum. Powiedzcie mi proszę, czy te z Was, którym starania zajmują dłużej niż kilka cykli, które potrzebują badań hormonów, jakiejś diagnostyki - czy robicie to u lekarzy państwowo czy prywatnie?
Moja historia jest taka:
Mam 29 lat. 13 miesięcy temu urodziłam synka. Przed porodem regularne cykle, średnio co 30 dni. Do gin chodziłam dość rzadko, nigdy nie miałam problemów ginekologicznych, hormonalnych (tylko jako nastolatka stwierdzone Hashimoto - brałam jakiś czas Letrox50, potem chyba się unormowało, TSH, fT3, ft4 w normie). Zaszłam w pierwszą ciążę po ok 5 miesiącach - bez wyliczania, stosunków co 2 dni itp.
Teraz staramy się już 9 miesięcy, bez skutku. (Wiem, że to jeszcze nie powód do paniki, ale przeczytajcie proszę do końca - nic dziwnego, że efektu brak i jak nic się nie zmieni to nadal nic z tego nie będzie). Karmiłam piersią tylko tydzień, okres dostałam ok. 6 tyg po porodzie więc wydawało mi się, że płodność powinna wrócić dość szybko. Niestety moje cykle po porodzie trwały 2 miesiące, potem 3, ostatnio jak okres nie przychodził po ponad 100 dniach poszłam do lekarza i wyprosiłam Duphaston na wywołanie. Dotarło do mnie, że nasze starania są na marne, coś się dzieje z moimi hormonami i zamiast być lepiej, jest coraz gorzej. Podejrzewam, że nawet nie miewałam owulacji, no bo jak, przy tak długich cyklach.
Myślałam, że lekarz (państwowo, ale b.dobre opinie) coś mi wyjaśni, tymczasem po 2 wizytach jestem bardziej skołowana i...dobita.
Na obrazie USG gin stwierdził liczne pęcherzyki, powiększone jajniki (widzę je nawet przez brzuch). Zapytał czy ktoś mi kiedyś stwierdził PCO (nie) - bo teraz obraz USG na to wskazuje.
Ja dodałam, że cykle ponad 90 dni, mlekotok do tej pory mimo, że nie karmiłam prawie wcale (!!), w ciążę nie udaje się zajść, niedługo wyłysieję (dopiero teraz się to zaczeło, rok po porodzie), strasznie sucha skóra. Waga ok.
Mimo tych wszystkich objawów i pesymistycznego USG, gin zlecił mi tylko poziom prolaktyny. Wynik 628 przy normie 637. Stwierdził, że przecież się mieści w normie. Moim zdaniem jest dość wysoki, może jak na mój organizm z wysoki? Może powinnam zbadać prolaktynę czynnościową, może ona jest podwyższona i blokuje owulację oraz jest przyczyną mlekotoku?
Sama zrobiłam sobie hormony tarczycowe (w normie), pełną morfologię (ok).
Gin odmawia zlecenia jakichkolwiek innych badań, jak się upieram to proponuje mi skierowanie do endokrynologa (i tak musiałabym iść prywatnie bo czeka się strasznie długo, poza tym ewidentnie to ginekologicznie jest coś nie tak!). Gin przy obecności wszystkich powyższych objawów i PCO na USG jednocześnie stwierdza PCO i to, że "może samo się unormuje", "poczekajmy do jesieni", "jeśli zaszła pani w pierwszą ciążę naturalnie to wszystko jest ok". Inny gin, u którego byłam raz rzucił hasłem "niepłodność wtórna", ale również nie rozwinął tematu, nie zlecił żadnych badań, nie wypisał żadnych leków. Ja się załamuję coraz bardziej.
Nie znam się kurczę, ale wydaje mi się, że gin mówi bzdury, zwłaszcza z tym, że "samo przyszło, samo minie" i, że zajście w ciążę raz gwarantuje dalsze sukcesy. Przecież jest masa rzeczy, ktore mogą pójść nie tak później. Hormony mogą zaszaleć. Chociażby te liczne pęcherzyki na USG, to pewnie skutek zaburzonych cykli i braku owulacji. Czy można tak pacjentkę olać? Czy ja muszę się na to godzić czy wymusić działanie? Z kilku różnych powodów nie chcę za długo zwlekać, czekać na niewiadomo co, nie wierzę już, że wszystko samo wróci do normy.
Idę do innego gin w przyszłym tygodniu. Dziś mój 2dc, wreszcie dostałam okres, ostatni miałam późną zimą. (Ale czy okres po odstawieniu Duphastonu to taki prawdziwy okres?).
Dlatego też zwracam się do Was po radę:
1. czego mogę oczekiwać/wymagać od gina państwowo w takiej sytuacji? Jaki jest plan działania po stwierdzeniu w/w objawów?
2. czy którakolwiek z Was miała stymulację owulacji (Clo) prowadzoną przez lekarza na NFZ? Wiem, że potrzebne jest wtedy dużo wizyt i monitoring. Miałam tylko nadzieję, że lekarz na NFZ mógłby być tym "głównym koordynatorem", a prywatnie chodziłabym w razie czego na dodatkowy monitoring. W moim mieście ceny wizyt z USG są zabójcze (180zł, monitoring 90zł za 1 wizyte)
3. do dziewczyn, które dostały Clo na stymulację - ile wizyt poprzedzało taką decyzję gina i przepisanie leku? Czy mogę po prostu iść prywatnie do gina, powiedzieć, że mam dość czekania i poprosić o Clo?
Z góry dziękuję za wszelkie podpowiedzi. W razie czego chętnie odpowiem na dodatkowe pytania.
Pozdrawiam i życzę powodzenia wszystkim starającym się!
Moja historia jest taka:
Mam 29 lat. 13 miesięcy temu urodziłam synka. Przed porodem regularne cykle, średnio co 30 dni. Do gin chodziłam dość rzadko, nigdy nie miałam problemów ginekologicznych, hormonalnych (tylko jako nastolatka stwierdzone Hashimoto - brałam jakiś czas Letrox50, potem chyba się unormowało, TSH, fT3, ft4 w normie). Zaszłam w pierwszą ciążę po ok 5 miesiącach - bez wyliczania, stosunków co 2 dni itp.
Teraz staramy się już 9 miesięcy, bez skutku. (Wiem, że to jeszcze nie powód do paniki, ale przeczytajcie proszę do końca - nic dziwnego, że efektu brak i jak nic się nie zmieni to nadal nic z tego nie będzie). Karmiłam piersią tylko tydzień, okres dostałam ok. 6 tyg po porodzie więc wydawało mi się, że płodność powinna wrócić dość szybko. Niestety moje cykle po porodzie trwały 2 miesiące, potem 3, ostatnio jak okres nie przychodził po ponad 100 dniach poszłam do lekarza i wyprosiłam Duphaston na wywołanie. Dotarło do mnie, że nasze starania są na marne, coś się dzieje z moimi hormonami i zamiast być lepiej, jest coraz gorzej. Podejrzewam, że nawet nie miewałam owulacji, no bo jak, przy tak długich cyklach.
Myślałam, że lekarz (państwowo, ale b.dobre opinie) coś mi wyjaśni, tymczasem po 2 wizytach jestem bardziej skołowana i...dobita.
Na obrazie USG gin stwierdził liczne pęcherzyki, powiększone jajniki (widzę je nawet przez brzuch). Zapytał czy ktoś mi kiedyś stwierdził PCO (nie) - bo teraz obraz USG na to wskazuje.
Ja dodałam, że cykle ponad 90 dni, mlekotok do tej pory mimo, że nie karmiłam prawie wcale (!!), w ciążę nie udaje się zajść, niedługo wyłysieję (dopiero teraz się to zaczeło, rok po porodzie), strasznie sucha skóra. Waga ok.
Mimo tych wszystkich objawów i pesymistycznego USG, gin zlecił mi tylko poziom prolaktyny. Wynik 628 przy normie 637. Stwierdził, że przecież się mieści w normie. Moim zdaniem jest dość wysoki, może jak na mój organizm z wysoki? Może powinnam zbadać prolaktynę czynnościową, może ona jest podwyższona i blokuje owulację oraz jest przyczyną mlekotoku?
Sama zrobiłam sobie hormony tarczycowe (w normie), pełną morfologię (ok).
Gin odmawia zlecenia jakichkolwiek innych badań, jak się upieram to proponuje mi skierowanie do endokrynologa (i tak musiałabym iść prywatnie bo czeka się strasznie długo, poza tym ewidentnie to ginekologicznie jest coś nie tak!). Gin przy obecności wszystkich powyższych objawów i PCO na USG jednocześnie stwierdza PCO i to, że "może samo się unormuje", "poczekajmy do jesieni", "jeśli zaszła pani w pierwszą ciążę naturalnie to wszystko jest ok". Inny gin, u którego byłam raz rzucił hasłem "niepłodność wtórna", ale również nie rozwinął tematu, nie zlecił żadnych badań, nie wypisał żadnych leków. Ja się załamuję coraz bardziej.
Nie znam się kurczę, ale wydaje mi się, że gin mówi bzdury, zwłaszcza z tym, że "samo przyszło, samo minie" i, że zajście w ciążę raz gwarantuje dalsze sukcesy. Przecież jest masa rzeczy, ktore mogą pójść nie tak później. Hormony mogą zaszaleć. Chociażby te liczne pęcherzyki na USG, to pewnie skutek zaburzonych cykli i braku owulacji. Czy można tak pacjentkę olać? Czy ja muszę się na to godzić czy wymusić działanie? Z kilku różnych powodów nie chcę za długo zwlekać, czekać na niewiadomo co, nie wierzę już, że wszystko samo wróci do normy.
Idę do innego gin w przyszłym tygodniu. Dziś mój 2dc, wreszcie dostałam okres, ostatni miałam późną zimą. (Ale czy okres po odstawieniu Duphastonu to taki prawdziwy okres?).
Dlatego też zwracam się do Was po radę:
1. czego mogę oczekiwać/wymagać od gina państwowo w takiej sytuacji? Jaki jest plan działania po stwierdzeniu w/w objawów?
2. czy którakolwiek z Was miała stymulację owulacji (Clo) prowadzoną przez lekarza na NFZ? Wiem, że potrzebne jest wtedy dużo wizyt i monitoring. Miałam tylko nadzieję, że lekarz na NFZ mógłby być tym "głównym koordynatorem", a prywatnie chodziłabym w razie czego na dodatkowy monitoring. W moim mieście ceny wizyt z USG są zabójcze (180zł, monitoring 90zł za 1 wizyte)
3. do dziewczyn, które dostały Clo na stymulację - ile wizyt poprzedzało taką decyzję gina i przepisanie leku? Czy mogę po prostu iść prywatnie do gina, powiedzieć, że mam dość czekania i poprosić o Clo?
Z góry dziękuję za wszelkie podpowiedzi. W razie czego chętnie odpowiem na dodatkowe pytania.
Pozdrawiam i życzę powodzenia wszystkim starającym się!