witajcie, przedstawie wam moja sytuacje, otoz mam 4 letnia coreczke, maz jest jedynakiem, to ja w sumie zadecydowalam o pojawieniu sie Matyldy na swiecie, bo maz mowil, ze teraz nie, musimy dom wyremontowac itp, byla wtedy tuz przed 30 i bardzo mi zalezalo zeby pierwsze dziecko miec jeszcze przed magiczna 30. Ok tak mijaly szczesliwe lata, po dwoch latach zaczelam przebakiwac ,ze moze drugie ( bo postanowilam sobie,ze juz nigdy wiecej nie bede decydowac za nas oboje odnosnie posiadania drugiego dziecka), znowu ta sama spiewka wychodzila z ust meza,ze nie teraz, ze moze za rok, ok , rok minal i ja znowu zaczelam wspominac o drugim, znowu slyszalam to samo, wscieklam sie powiedzialam mu, ze na co czekamy, ja mam juz po 30, ty jestes lekarze-masz dobra prace, mamy kase, ja mam prace , wiec o co chodzi???ok jakos takos sie zgodzil, to bylo w lipcu tego roku i niestety zajsc w ciaze nie umiem, w miedzyczasie moja tesciowa zachorowala na raka i 2 tygodnie temu umarla, ojciec mojego meza umarl tez na raka 7 lat temu i moj m sie obudzil,a,ze nie potrafie zajsc w ciaze juz 5 ty miesiac, dostaje schizy, w przyszlym tygodniu ma badanie nasienia, i caly czas powtarza, ze musi byc drugie dziecko, bo mu jako jedynakowi strasznie jest teraz ciezko, a widzisz powiedzialam, lecz coz z tego...jak moze byc tak, ze nie zajde w ciazy, tak wiec, praca praca, pieniadze zawsze sie znajda, nie ma na co czekac, rodzina najwazniejsza, pozdrawiam.