L
Ladycarooo
Gość
W ogóle jesteś mega mądrą typiarą i cieszę się, ze jesteś z nami. To znaczy wolałabym, żebyś nie miała żadnych problemów, ale serio, masz łeb na karku dziewczyno.Ok to już wyjaśnianiem co miałam na myśli.
Ja się zgadzam z tym, że to zawsze będzie siedzieć w głowie. Bo niepłodność moim zdaniem jest stratą analogiczną jak smierć. „Jedną” stratą są dla mnie moje poronienia, ale druga będzie ten moment kiedy powiem dość starań. I to jest jak z każdą inną ważna dla nas stratą ona nas może boleć (dawać poczucie pustki czy tęsknoty) do końca życia. Można te sytuacje na swój sposób zaakceptować ale czy poczucie straty minie? Dla mnie pewnie nie.
A z granica chodzi mi o coś innego - powiedziałam sobie nie będę robić badań genetycznych, w tym kariotypow (bo to dla mnie statystyka), nie będę wchodzić w immunologie bo to dla mnie za gruby temat i ma mocno ingerujące leczenie (w moim odczuciu nastawione na jeden cel - dziecko, ze zgubioną troską o konsekwencje dla matki - mam nadzieje ze nikogo z Was tym nie uraziłam) i in vitro. W marcu zbadałam kariotypy bo wracałam myślami w kółko do tego tematu. Teraz wracam w głowie do immunologii i sobie myślę „a może chociaż sprawdzę czy jest cos nie tak”.
Brakiem konsekwencji w swoich granicach niepotrzebnie analizuje w kółko te same rzeczy, rozgrzebują to znowu niepotrzebnie, poświęcam czas na czytanie, sprawdzanie itp. Dlatego napisałam, że zazdroszczę @Ladycarooo bo to znaczy, że potrafii odpuszczać, a to wspaniała umiejetność