anowi 82
piszę pracę empiryczną... w dodatku to praca inżynierska więc zawiera teorię, badania i projekt :// jakaś masakra...w ciąży umysł nie pracuje i jest cholernie ciężko
a najgorsze to właśnie te pierdoły typu cytaty, wykresy, marginesy itd heh...
charlene
szkoda, że wcześniej nie zawitałam na forum bo mieszkałam we wrocławiu przez wiele lat i właśnie kilka dni temu z niego uciekłam
tak byśmy chociaż mogły kawki się napić. po plotkować i wyżalić
Mamcie
widzę, że niektóre z was mają dylemat czy odejść czy nie odejść od partnera czy się męczyć czy nie itd...
powiem wam po krutce, że ja mam to za sobą i wiem, że to może być strasznie trudne
u mnie historia była taka...
w styczniu po 4 latach odeszłam od kogoś kogo bardzo kochałam, odeszłam bo chciałam sprawdzić czy on mnie faktycznie kocha i czy zatęskni, niestety okazało się że najwyraźniej mnie nie kochał i że pieniążki które mu przybyły od rodziców w zamian że się rozstaliśmy były cenniejsze niż to co było między nami... zaczęłam więc sobie wmawiać, że on nie był mnie wart ( choć szerze powiem że rozsądek zawsze mi mówił, że to egoista, któremu ze mną jest wygodnie bo popiore, ugotuje itd) zaczęłam więc spotykać się ze znajomymi, poznawać nowych ludzi itd i wtedy pojawił się ktoś dla kogo nagle stałam się najważniejsza, najcudowniejsza, jedna jedyna.... początkowo było to fajne, że wkońcu mnie ktoś docenił więc zaczeliśmy się spotykać. facet mi imponował bo był wybitnie mądry, miał pasje, zainteresowania, podróżował, pracował, miał własne mieszkanie i auto i dużo perspektyw przed sobą... ale jak się później okazało nie do końca tak było... po 3 tyg on mi się oświadczył ... wtedy to było coś wspaniałego, niesamowitego i jak z bajki- ja prosta dziewczyna ze wsi i on rozwojowy chłopak z zamożnej rodziny, oczywiście się zgodziłam, minął msc i nagle wszystko zaczęło się zmieniać, on nagle przestał chodzić do pracy, w żadną podróż się nie wybierał, nie spotykał się ze znajomymi, był za mną jak cień, krok w krok, natarczywie, namolnie itd. nie raz pytałam go czemu nie idzie do pracy, czemu ciągle siedzi w domu aż doszło do tego, ze nie mogłam odebrać smsa bo on musiał wiedzieć kto to i po co... strasznie wystraszyłam się tej sytuacji i postanowiłam odejść
w dniu, w którym mu to oświadczyłam, tzn porozmawiałam z nim, że to nie ma sensu, że nie będzie ślubu itd okazało się że jestem w ciąży... pomyślałam więc że to jakiś znak z nieba żebyśmy się nie rozstawali, że pewnie spotka nas coś wyjątkowego i takie tam. nie wiedziałam czy mam się cieszyć z ciąży czy płakać, wszyscy dokoła byli uradowani...a sytuacja między nami się nie zmieniała. On już był po prostu wszędzie, pilnował mnie na każdym kroku, zamęczał i do tego pierwsze objawy ciąży typu wymioty, omdlenia i różne cyrki... rodzice w związku z ciążą postanowili przyśpieszyć ślub więc wszystko się skumulowało
wkońcu nie wytrzymałam i powiedziałam otwarcie, że go nie kocham, że nie chcę tego ślubu i że to pomyłka, błąd czy jak kto nazwie. prosiłam go żebyśmy odkręcili to co się da ale słyszałam ciągle " ty mnie kochasz, to hormony ciążowe tak działają" nawet z bezsilności w to uwierzyłam na chwile. on tymczasem zaczął żalić się do moich rodziców dzięki czemu dostałam miano tej złej i nie wdzięcznej i już byłam całkiem bez szans
ryczałam całe dnie i noce atakowana z każdej strony za to że nie chcę być z kimś tak uczonym, przystojnym, zamożnym i kochanym
poczułam się zdradzona przez rodzinę i zamknęłam się w sobie
najgorsze było to że czułam się jak przedmiot nie potrzebny dla nikogo, dla każdego liczyło się tylko to że on chce ze mną być, a ja byłam coraz bardziej przerażona. raz poszliśmy do restauracji na obiad i zaczęłam mdleć a on jakby nic jadł obiad i nawet mi nie pomógł... wtedy wyszło na jaw jak wielka jest jego miłość do mnie... wystraszyłam się wtedy jak cholera ale starałam się zdusić w sobie myśl że tak już będzie wyglądało moje życie, w końcu za 2 tyg miał się odbyć ślub więc już nie miałam szans na ucieczkę... a rodzice by mi w to nigdy nie uwierzyli
że jak to niby ich ukochany prawie mój mąż mógłby mnie tak potraktować?! oliwy do ognia dolał fakt że mój niedoszły mąż zapomniał mi powiedzieć że np. wcześniej chorował na anoreksję, że leczył się psychiatrycznie. To oraz jego osaczanie mnie lub kompletne lekceważenie a także wymuszenia dotyczące ślubu i mydlenie oczu moim rodzicom dały mi do myślenia że z tym człowiekiem naprawdę może być coś nie tak... dosżło jeszcze kilka ekscesów i wyszło na to że tydzień przed ślubem się rozstaliśmy...
z jednej strony poczułam ogromną ulgę a z drugiej cyrk dopiero się zaczynał...
wszyscy zaczęli mnie atakować jaka jestem okropna, jak potwornie skrzywdziłam pana x, ciągle słuchałam jak to mu życie niszczę, że on mi tak wiele dał itd.... było tego cholernie dużo ale już nie chcę was tym zanudzać... skończyło się tym że znalazłam się u lekarza i stwierdzono depresję w stanie nadającym się do leczenia klinicznego. tylko że lekarze bali się położyć w psychiatryku ciężarną. przez depresję siadł mi cały organizm fizycznie, non stop się dusiłam i mdlałam. chyba to uzmysłowiło mojej rodzinie co się wydarzyło i że nie jestem winna za całe zło tego świata
od tamtej pory minęły zaledwie 2 msc
staram sie sama wyjsc z depresji, powoli ucze się czuć cokolwiek do mojego dziecka i nie zwracać uwagi na to że pan x ciągle miesza w moim życiu i rodzinie... dziś wiem że to że się rozstaliśmy było najlepszą decyzją ale i najtrudniejszą
każdego dnia nadal widzę zal kierowany w moją stronę za to że nie chciałam być z kimś tak cudownym, tylko że powoli niektórzy zauważają jaki naprawdę jest pan X. do dziś mści się na mnie okropnie, szantażuje emocjonalnie, zadaje milion przykrości szkoda tylko że nie pomyśli że przez to też rani własne dziecko bo gdy ja się stresuje ono napewno nie jest szczęśliwe...
mam nadzieję że za kilka msc zapomnę o tym co się stało i odzyskam rodzinę, radość z życia i spokój ducha...
ehhh ale wam się wyżaliłam, w każdym bądź razie chciałam powiedzieć że wiem jak trudno odejść nawet jeśli się nie kocha
3majcie się cieplutko