reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Są rodzice, którzy wogóle nie szczepią....

Dzięki. W takim razie musze to porządnie przemyśleć. Moj maly ma torbielki w główce-prawdopodobnie w wyniku zbyt szybkiego porodu (rożnice cisnień je spowodowały), poki co za 2 mies. mam Mu usg zrobić, czy sie rozeszły, więc zanim nie bede tego pewna na pewno i tak nie zaszczepie.
Wiesz z tymi szczepionkami, to jakby to byo moje pierwsze dziecko może i bym wogole nie zaszczepila, ale boje się, że czyms Go Brat zarazi i bede sobie potem pluła w brodę...
 
reklama
Ja właśnie czekam na drugie, lada dzień już będzie z nami :tak: I nie zamierzam szczepić niczym i na nic. Mimo, że mam starszą córcię, 6 letnią, chodzącą do zerówki, którą niestety szczepiłam. Wyjeździliśmy się z nią po szpitalach, lekarzach itp. Dalej się leczymy. I powiedziałam sobie, że za nic na świecie nie dam tak uszkodzić drugiego dziecka :no2: Poczytaj na temat składu wszystkich preparatów i ich wpływu na organizm. Potem na temat przechodzenia danej choroby wieku dziecięcego i ich ewent. (b. rzadkich) powikłań. I wtedy podejmij decyzję. Piszesz o torbielkach... Jeśli z moim dzieciątkiem byłoby COKOLWIEK nie tak, nie zaszczepiłabym. Przejrzyj ten wątek od początku i wejdź na NIE SZCZEPIMY, jak pisała wcześniej Kerna. Może to zająć trochę czasu, ale zdrowie naszych dzieciaczków jest w naszych, rodziców rękach i są tego warte.
Ale naprawdę chce cię pochwalić za twoją postawę i myślenie o tym :tak: Świadczy to o tobie jak najlepiej jako o troskliwej matce. Bez względu na to jaka będzie twoja i męża decyzja, to wiem, że będzie podyktowana twoją miłością :happy2:
 
Dordi, mi Sokala też mówiła, że jej córka szczepi, ale nie na wszystko i to tylko dlatego, że są buddystami i jeżdżą na różne spędy, i nie wiadomo, co może ich tam spotkać. Mi neonatolog powiedziała, że rodzina, żyjąca w czystości, przestrzegająca zasad higieny, jedząca normalnie i mająca ogrzewanie, w żadnym wypadku nie robi krzywdy dziecku nie szczepiąc go. Więc ja nie szczepię. Poszłam o krok dalej i do przychodni też się nie zapisałam, niech wszyscy spadają.
 
Na wstepie napisze, ze bardzo sie ciesze, ze widze takie watki na BB.
Jeszcze przed narodzinami mojego dziecka bylam przeciwna szczepionkom po kilku artykulach znalezionych tu i tam. Mieszkam z mezem w Holandii, gdzie szczepienia da darmowe i dobrowolne.

Niestety kiedy poinformowalam meza ze nie chce szczepic dziecka, byl przeciwny mojej postawie i byl oburzony, ze nie tego tego zrobic, ze to dla jego zdrowia itd. Kiedy dowiedziala sie o tym moja mama, rowniez go poparla i niestety wiekszosc zwyciezyla, a ja nie mialam sily dalej walczyc, myslalam, ze jeszcze mam czas do szczepienia i zainteresuje sie jeszcze nieco pozniej.

Czas zlecial jak z bicza strzelil i wybilo pierwsze szczepienie. Maly zniosl same wklocia calkiem niezle. Najgrosze zaczelo sie wieczorem kiedy obudzil sie z drzemki. Krzyczal, darl sie, nie moglam go uspokoic, goraczka rosla, maly nawet nie skonczyl jeszcze 2 miesiecy.. to bylo w zeszly piatek. Kiedy go uspokoilam , to mial nadal bol na twarzy, grymas i pojekiwal z bolu... A ja plakalam , ze dalam sie IM zmanipulowac. Po czopku przeszla goraczka, ale przez 3 dni dziecko nie chcialo jesc i w ogole zachowywalo sie jak nie nasze...

Maz sie w koncu przekonal i zapalilo mu sie czerwone swiatelko. Caly weekend spedzilismy w internecie sprawdzajac ilosci zachorowan na zaszczepiane choroby, czytalismy o skutkach ubocznych szczepien, tlumaczylismy na 3 jezyki , bo w kazdym jezyku inne teksty zrodlowe...

I teraz juz jestesmy madrzejsi. Wiemy, ze dziecka napewno nie zaszczepimy ponownie.

Mam teraz poczucie winy, ze dalam niepotrzebnie zbrukac swoje dziecko.
 
Ayni współczuję i rozumiem. Presja otoczenia, szczególnie najbliższych jest b. silna i niestety w większości wypływająca z przekonania o cudowności szczepień. Życzę wam, aby uszczerbek na zdrowiu waszego dzieciątka był jak najmniejszy. Płakać się chce, jak te maleństwa cierpią przez całe to lobby farmaceutyczne i ich chciwość :-( Celowo wprowadza się w błąd opinię publiczną, pokazuje rozbrajające i odnoszące się do uczuć matek filmiki, jak to dziecko "strasznie" choruje albo umiera, bo nie było zaszczepione :dry: Ciekawe dlaczego nie pokazują dzieci uszkodzonych tymi "cudownymi" szczepionkami? Każdy medal ma przecież 2 strony. A jest ich nie mało wbrew obiegowej opinii. To jest dopiero cierpienie i rozpacz rodziców, których i tak traktuje się jak kosmitów, ludzi gorszej kategorii.
 
Dzięki. W takim razie musze to porządnie przemyśleć. Moj maly ma torbielki w główce-prawdopodobnie w wyniku zbyt szybkiego porodu (rożnice cisnień je spowodowały), poki co za 2 mies. mam Mu usg zrobić, czy sie rozeszły, więc zanim nie bede tego pewna na pewno i tak nie zaszczepie.
Wiesz z tymi szczepionkami, to jakby to byo moje pierwsze dziecko może i bym wogole nie zaszczepila, ale boje się, że czyms Go Brat zarazi i bede sobie potem pluła w brodę...
dlatego musisz spedzić mnóśtwo godzin nad lekturą. O chorobach, jak sieleczy jakie są statystyki zachorowalności w ostatnich latach.
Jesteś pewna że Twój szczepiony starszak nie zachoruje? Oby nie! Ale dzieci szczepione jak i nie szczepione sa tak samo podatne na choroby na które dostały ten koktajl.
A w to, że na pewno przejdą szczepione lżej doprowadza mnei do bólu brzucha ze smiechu:cool2:
 
ze strony m. dakowskiego ;-)-cos w tym jest :tak:

My - dzieci tamtych rodziców

[stare, ale jare; nostalgicznie... ]

Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.

Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami.

My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi.

W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy.

Wspominany z nostalgią lata 70-te.

Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem lub jodyną .

Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy.

Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).

Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad.

Ojciec postawił mu piwo.

Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą.

Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina.

Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola.

Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju.

Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.

Z chorobami sezonowymi walczyła babcia.

Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna.

Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny.

Mama nie bała się że zje nas wilk, czy zarazimy się wścieklizną albo zginiemy.

Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.

Oczywiście na czas.

Powrót po dobranocce był nagradzany paskiem.

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę.

Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych.

Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo - jak zwykle.

Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na Milicję, żeby zakablować rodziców.

Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy.

Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych.

Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku.

Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca.

Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.

Mogliśmy dotykać inne zwierzęta.

Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru,

Każdy dzieciak to wiedział.

Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską.

Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać mówić - Dzień dobry .

Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień dobry.

A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień dobry wymusić.

Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką.

Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.

Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków.

Czasami próbowaliśmy to jeść.

Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności.

Nikt nam nie liczył kalorii.

Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami.

Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą.

Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód.

Niektórzy wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów.

Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziękujemy rodzicom za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas "dobrze" wychować.

To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
 
ja narazie poprzestałam na tym, że szczepię tylko szczepionki podstawowe, nie szczepiłam ani jednej z tak zwanych "zalecanych" ... ale widyuję i słucham mam, które wydają ostatnie grosze aby szczepić na rotawirusy, pneumokoki i inne ... ja wychodzę z założenia - im mniej, tym lepiej ... w obecnych czasam cięzko nam jeszcze będzie dojść co jest prawdą, co dają szczepionki itd. ale lepiej być ostrożnym ... w niekórych kręgach uznaje się po prostu że najbardziej szkodliwy jest sam fakt, że obecnie aplikuje się dziecku dużą ilość szczepionek na raz!!! nikt nam nigdy nie powie, czy od tego dzieci mają autyzm itd. może za 100 lat ktoś się odważy i dowiedzie, a narazie? pozostajemy w strefie czystych domysłów, przypadkowych informacji i oskarżeń, ale potrzeba wielu lat rzetelnych badań!!!! no ale są też tacy którzy twierdzą że ich dziecko nie może mieć jelitówki bo był na to szczepiony!!! o zgrozo!!! szanowny rodzicu - nie ma szczepionki na jelitówkę!!! to jest szczepiona przeciw rotawirusom, które powodują biegunki m.in. ... natomiast zatrucie pokarmowe i "jelitówka" jak najbardziej wchodzą w grę ... tak więc póki co unikam jak ognia szczepień na grypę, "kleszcze" ;) itp. a mojemu dziecku nie aplikuję wszystkiego co tylko wymyślili ci od szczepionek!!!
 
reklama
Do góry