- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
reklama
kasia@kruszyna
Zadomowiona(y)
- Dołączył(a)
- 20 Czerwiec 2008
- Postów
- 957
rondzia jeszcze raz gratulacje. synek śliczniutki i naprawdę zazdroszczę ci takiego porodu.
klaudia011
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 15 Lipiec 2008
- Postów
- 2 389
Rondzia synuś kochaniutki...strasznie mnie rozczulił...aż mam ochotę już mojego łobuziaka przytulić!
Jeszcze raz gratulacje!
Jeszcze raz gratulacje!
M
miloku
Gość
Rondzi nie bylo tak strasznie , ja tez tak chce ,albo i lepiej
sliczenego masz synusia do schrupania
sliczenego masz synusia do schrupania
wstretnamalpa
Zadomowiona(y)
- Dołączył(a)
- 7 Sierpień 2008
- Postów
- 3 457
Rondzia gratuluje raz jeszcze!!!!!:-):-):-):-):-)
reklama
Kluliczek
Babka z laską
Dobra, to ja spróbuje opisac jak to było, chociaż zmęczona jestem straszliwie.
Cały dzień potwornie bolała mnie głowa, zwlekłam się z łózka o 18 i tak błakałam po domu. O 22 połozyłam spac Janka do łóżeczka, sama obok na łózku, podyskutowalismy, on powywalał kraby i ryby, ja mu je podałam i tak zasneliśmy sobie. Jakies takie nieregularne byle skurcze miałam cały dzień, ale nic specjalnego. O 23 obudziłam się i zaczęłam zwlekac z łóżka, a zejście z niego mam tylko od strony nóg, wiec jak ta dżdżownica się czołgałam, bo siku mnie wzywało wielkim głosem. Jak usiadłam to poczułam chlup, wstałam i znów chlub, no to podeszłam do kuchni i mówie mamie, zeby podniosła kraba i przykryła Janka, bo ja do wc (chlup, chlup). Jak usłyszałam że wraca to mówię, żeby mi wkładkę przyniosła (chlup). Zadzwoniłam po męża, no on akurat w pracy, ubrałam się i pojechalismy. Tym razem zdecydowanie wody, skurczy brak. Lekarz cudo, zbadał mnie, zrobił wywiad, kazali mi się już w koszule do porodu przepakowac. Miałam czekac 5 godzin na skurcze, na porodowej sali, ale bez męża. Troche mi się smutno zrobiło, ale co tam. Poszłam jeszcze na USG, a tam moje maleństwo wyszło na 4-4,5 kg. Lekarz zerkną, coś zająkną się o cc. Poszłam na salę, dwuosobowa niby, przedzielona ściana i parawanem, luksusy jak na jednoosobowej poprzednio. Przyszedł lekarz i ja mu odrazu, ze cc to jednak operacja, więc jak on uważa, że moje biodra przepchną to ja wolę sn. Ucieszył się, stwierdził, że za te 5 godzin podłaczą ozy jesli nie będzie skurczów. Połozyłam się, podłaczyli KTG, potem leżałam i ogladałam sobie na mp4 dżungle i shreka3, w miedzy czasie połozna mnie zbadała, pojawiły się mikro skurcze, dostałam czopki na szyjkę. Obok pojawiła się dziewczyna, dali jej piłkę, mnie tez przy okazji (taka fajna podwujną). Po 5 przyszedł lekarz, stwierdził, żepodłąvczymy oxy, mi się zrobiło szaro i mówię, że po poprzednim porodzie to ja bym wolała by mąż był przy mnie. Na to on się spytał o której mąz kończy zmianę (8), a to poczekamy. Szok, bez niczego, bez żadnego ale, poczekają! No i poczekali, o 8 przyszedł Tomek, ja niby te skurczyki mocniejsze, ale niestety nieefektywne i nieregularne. Podali mi jeszcze nawodnienie, antybiotyk i około 9 dostałam oxy. No i o 10 się rozkreciłam, dostałam znów czopki. O 11 skurcze jak diabli, plecy mi nawalają, mąż je masuje, ja na niego pluje jadem, przysięgam, że nigdy wiecej w duchu, ale się jakoś trzymam, szyjka się skróciła. O 12 skurcze takie mam że mi się źle gdzieś w środku robi, na badaniu wychodzi, że 2 cm rozwarcia, ja wspominam poprzedni poród, załamana, dopiero 2 cm, 1 cm na godzinę tno to jeszcze się pomęczę, a ja już bzikuje. Czy mam możliwośc zzo? Mam jak anestezjolog będzie wolny, obecnie 2 na szpitalu (! to nie szpital, to mini miasteczko!). Ide pod prysznic, mąz opluty jadem, powinien chyba już mnie zostawic, wzglednie się rozwieśc. Wysyłam go po czopek glicerynowy bo mnie cisnie, no i na szczęście udaje mi się częściowo załatwic. Pod prysznicem na piłce spędzam 15 minut, wyciaga mnie za uszy czort wie po co. Nie oddycham porzadnie podczas skurczy, tylko klnę i syczę ze wsciekłości. Zapowiadam, że nigdy więcej, niech sobie tę córeczke sam rodzi, przeklinam się za upór w kwesti cc, zapowiadam dziecku ciężkie zycie jak tylko zostanie nastolatkiem, będe matką potworem z zemsty, klnę, klnę i wrzeszczę. 13 kolejne badanie, modlę się o 4 cm, jestem niedobra dla połoznej (super babka, odpowiednia osoba na właściwym miejscu) która chce mnie badac podczas skurczu, usiłuje jej uciekac na tym łóżku, no ale słyszę "6 cm zmierza ku7", popłakałam się ze szczęscia. Znów pod prysznic, moge siedziec 30 minut, ale skurcze sa takie, że robi mi się słabo, najpierw piksele przed oczyma, potem ciemnośc. Wyłaże zapłakana, juz nie daje rady, położna przypina mnie do ktg, obiecuje tylko 15 minut, ale jak mąż masuje plecy to źle się zapisuje, kolejne 15 minut, dostaje ochrzan, że mam oddychac, w nagrodę znów pod prysznic, Tomek się za mnie wstydzi już, ledwo przeżywam każdy kolejny skurcz, a on mi powtarza oddychaj. No do diabła oddycham! Nie powiem by mi było lepiej, wolę kląc, ale oddycham, niech on sie zamknie, Zwalczam silną potrzebe zaprawienia go stołkiem (za cięki, nie uniosę), następny skurcz, zwalczam potrzebę zaprawienia go stojakiem od kroplówki, nastepny skurcz - o do diabła to cos nowego. Wysyłam go do położnej, a on "za 2 skurcze". Klnę, mówię mu co mu zrobię, nastepny skurcz, całkiem nowe doznanie "won, wynocha spieralaj do niej!!!!" wysyłam męża po położną. 8 cm i bóle parte. idę siusiac, wracam a oni mnie ładują podczas skurczu na łóżko, ja się nie daje, cyrki wyczyniam. Potem 9 cm, nastepny skurcz już 10. No to teraz mam tylko nie przec dopuki mi nie pozwolą. cała skupiam się na tym nie parciu i kurcze pre, wrzeszcze, że nie mogę nie przec, oni rozumieją, że nie chcę nie przec, a ja nie mogę. Cały mój organizm prze, cała się trzęsę. W końcu mówią przyj, no to ja całą sobą prę, modlac się w duchu o nie zadużą głowę małego. Ups czuję, że chyba jednak nie wypróżniłam się do końca, ale nie jestem pewna, nikt nic nie mówi, wszystko ok, więc co się mam przejmowac, wypycham. Boli jak cholera, zastanawiam się jak bardzo mnie porozrywał, nacięcie czuję ale to nic przy ogólnym odczuciu. Głowa - ulga drobna, reszta - jak cudownie, bez tego bólu! Kładą mi na brzuchu, ja tak sobie rejestruje co się dzieje, tylko że śmieszne to małe, takie szare na łbie, Tomek przecina pępowine i biegiem zabieraja mi synka do sali obok. Jedno parcie i nie ma łozyska, podobno sliczne, oczywiście mój mąż tez chce obejrzec. A co tam. Cos długo małego nie ma, ale drze się, obok nie słychac nic niepokojącego, w końcu przyworzą go. Pogaduje sobie z lekarzem który mnie zszywa, przepraszam położną i dziękuję jej. Pediatra mówi, że mały miał pępowinę raz wokół szyji, ale nic się nie stało (grunt to dobra położna), że posiniaczony i obdrapany przez to parcie, ale ma 10 pkt. No i rzeczywiście wygląda jak mały bokser, ztym że tomkowi kojarzy się ze sportowcem mi z psem. Takie słodkie brzydactwo, podobne do Tomka, malutkie. Podczas zszywania trzęsę się, ale lekarz nic nie komentuje, znieczulił mnie ładnie. Potem salowa mnie obmywa, maleńki leży obok. Koniecznie chcę go do cycka przystawic, prosze o pomoc, przychodzi doradczyni laktacyjna, pomaga. Mały jest tak słodko brzydki, jak to noworodek. Oczka ma zamkniete.
Potem okzało się, że ma zapalenie spojówek, nadal z nim walczymy i że opił się wód płodowych.
Od pierwszych prawdziwych - efektywnych skurczy rodziłam coś koło 4 godzin, w tym parcie 10 minut. Nacięta byłam chyba nieźle, nie chcieli mi powiedziec.
Cały dzień potwornie bolała mnie głowa, zwlekłam się z łózka o 18 i tak błakałam po domu. O 22 połozyłam spac Janka do łóżeczka, sama obok na łózku, podyskutowalismy, on powywalał kraby i ryby, ja mu je podałam i tak zasneliśmy sobie. Jakies takie nieregularne byle skurcze miałam cały dzień, ale nic specjalnego. O 23 obudziłam się i zaczęłam zwlekac z łóżka, a zejście z niego mam tylko od strony nóg, wiec jak ta dżdżownica się czołgałam, bo siku mnie wzywało wielkim głosem. Jak usiadłam to poczułam chlup, wstałam i znów chlub, no to podeszłam do kuchni i mówie mamie, zeby podniosła kraba i przykryła Janka, bo ja do wc (chlup, chlup). Jak usłyszałam że wraca to mówię, żeby mi wkładkę przyniosła (chlup). Zadzwoniłam po męża, no on akurat w pracy, ubrałam się i pojechalismy. Tym razem zdecydowanie wody, skurczy brak. Lekarz cudo, zbadał mnie, zrobił wywiad, kazali mi się już w koszule do porodu przepakowac. Miałam czekac 5 godzin na skurcze, na porodowej sali, ale bez męża. Troche mi się smutno zrobiło, ale co tam. Poszłam jeszcze na USG, a tam moje maleństwo wyszło na 4-4,5 kg. Lekarz zerkną, coś zająkną się o cc. Poszłam na salę, dwuosobowa niby, przedzielona ściana i parawanem, luksusy jak na jednoosobowej poprzednio. Przyszedł lekarz i ja mu odrazu, ze cc to jednak operacja, więc jak on uważa, że moje biodra przepchną to ja wolę sn. Ucieszył się, stwierdził, że za te 5 godzin podłaczą ozy jesli nie będzie skurczów. Połozyłam się, podłaczyli KTG, potem leżałam i ogladałam sobie na mp4 dżungle i shreka3, w miedzy czasie połozna mnie zbadała, pojawiły się mikro skurcze, dostałam czopki na szyjkę. Obok pojawiła się dziewczyna, dali jej piłkę, mnie tez przy okazji (taka fajna podwujną). Po 5 przyszedł lekarz, stwierdził, żepodłąvczymy oxy, mi się zrobiło szaro i mówię, że po poprzednim porodzie to ja bym wolała by mąż był przy mnie. Na to on się spytał o której mąz kończy zmianę (8), a to poczekamy. Szok, bez niczego, bez żadnego ale, poczekają! No i poczekali, o 8 przyszedł Tomek, ja niby te skurczyki mocniejsze, ale niestety nieefektywne i nieregularne. Podali mi jeszcze nawodnienie, antybiotyk i około 9 dostałam oxy. No i o 10 się rozkreciłam, dostałam znów czopki. O 11 skurcze jak diabli, plecy mi nawalają, mąż je masuje, ja na niego pluje jadem, przysięgam, że nigdy wiecej w duchu, ale się jakoś trzymam, szyjka się skróciła. O 12 skurcze takie mam że mi się źle gdzieś w środku robi, na badaniu wychodzi, że 2 cm rozwarcia, ja wspominam poprzedni poród, załamana, dopiero 2 cm, 1 cm na godzinę tno to jeszcze się pomęczę, a ja już bzikuje. Czy mam możliwośc zzo? Mam jak anestezjolog będzie wolny, obecnie 2 na szpitalu (! to nie szpital, to mini miasteczko!). Ide pod prysznic, mąz opluty jadem, powinien chyba już mnie zostawic, wzglednie się rozwieśc. Wysyłam go po czopek glicerynowy bo mnie cisnie, no i na szczęście udaje mi się częściowo załatwic. Pod prysznicem na piłce spędzam 15 minut, wyciaga mnie za uszy czort wie po co. Nie oddycham porzadnie podczas skurczy, tylko klnę i syczę ze wsciekłości. Zapowiadam, że nigdy więcej, niech sobie tę córeczke sam rodzi, przeklinam się za upór w kwesti cc, zapowiadam dziecku ciężkie zycie jak tylko zostanie nastolatkiem, będe matką potworem z zemsty, klnę, klnę i wrzeszczę. 13 kolejne badanie, modlę się o 4 cm, jestem niedobra dla połoznej (super babka, odpowiednia osoba na właściwym miejscu) która chce mnie badac podczas skurczu, usiłuje jej uciekac na tym łóżku, no ale słyszę "6 cm zmierza ku7", popłakałam się ze szczęscia. Znów pod prysznic, moge siedziec 30 minut, ale skurcze sa takie, że robi mi się słabo, najpierw piksele przed oczyma, potem ciemnośc. Wyłaże zapłakana, juz nie daje rady, położna przypina mnie do ktg, obiecuje tylko 15 minut, ale jak mąż masuje plecy to źle się zapisuje, kolejne 15 minut, dostaje ochrzan, że mam oddychac, w nagrodę znów pod prysznic, Tomek się za mnie wstydzi już, ledwo przeżywam każdy kolejny skurcz, a on mi powtarza oddychaj. No do diabła oddycham! Nie powiem by mi było lepiej, wolę kląc, ale oddycham, niech on sie zamknie, Zwalczam silną potrzebe zaprawienia go stołkiem (za cięki, nie uniosę), następny skurcz, zwalczam potrzebę zaprawienia go stojakiem od kroplówki, nastepny skurcz - o do diabła to cos nowego. Wysyłam go do położnej, a on "za 2 skurcze". Klnę, mówię mu co mu zrobię, nastepny skurcz, całkiem nowe doznanie "won, wynocha spieralaj do niej!!!!" wysyłam męża po położną. 8 cm i bóle parte. idę siusiac, wracam a oni mnie ładują podczas skurczu na łóżko, ja się nie daje, cyrki wyczyniam. Potem 9 cm, nastepny skurcz już 10. No to teraz mam tylko nie przec dopuki mi nie pozwolą. cała skupiam się na tym nie parciu i kurcze pre, wrzeszcze, że nie mogę nie przec, oni rozumieją, że nie chcę nie przec, a ja nie mogę. Cały mój organizm prze, cała się trzęsę. W końcu mówią przyj, no to ja całą sobą prę, modlac się w duchu o nie zadużą głowę małego. Ups czuję, że chyba jednak nie wypróżniłam się do końca, ale nie jestem pewna, nikt nic nie mówi, wszystko ok, więc co się mam przejmowac, wypycham. Boli jak cholera, zastanawiam się jak bardzo mnie porozrywał, nacięcie czuję ale to nic przy ogólnym odczuciu. Głowa - ulga drobna, reszta - jak cudownie, bez tego bólu! Kładą mi na brzuchu, ja tak sobie rejestruje co się dzieje, tylko że śmieszne to małe, takie szare na łbie, Tomek przecina pępowine i biegiem zabieraja mi synka do sali obok. Jedno parcie i nie ma łozyska, podobno sliczne, oczywiście mój mąż tez chce obejrzec. A co tam. Cos długo małego nie ma, ale drze się, obok nie słychac nic niepokojącego, w końcu przyworzą go. Pogaduje sobie z lekarzem który mnie zszywa, przepraszam położną i dziękuję jej. Pediatra mówi, że mały miał pępowinę raz wokół szyji, ale nic się nie stało (grunt to dobra położna), że posiniaczony i obdrapany przez to parcie, ale ma 10 pkt. No i rzeczywiście wygląda jak mały bokser, ztym że tomkowi kojarzy się ze sportowcem mi z psem. Takie słodkie brzydactwo, podobne do Tomka, malutkie. Podczas zszywania trzęsę się, ale lekarz nic nie komentuje, znieczulił mnie ładnie. Potem salowa mnie obmywa, maleńki leży obok. Koniecznie chcę go do cycka przystawic, prosze o pomoc, przychodzi doradczyni laktacyjna, pomaga. Mały jest tak słodko brzydki, jak to noworodek. Oczka ma zamkniete.
Potem okzało się, że ma zapalenie spojówek, nadal z nim walczymy i że opił się wód płodowych.
Od pierwszych prawdziwych - efektywnych skurczy rodziłam coś koło 4 godzin, w tym parcie 10 minut. Nacięta byłam chyba nieźle, nie chcieli mi powiedziec.
- Status
- Zamknięty i nie można odpowiadać.
Podobne tematy
- Zamknięty
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 7 tys
Podziel się: