no faktycznie coś tu cicho
wiele ze staraczek dało sobie spokój- np. ja
wiele zaciążyło i pisze gdzie indziej
no i cisza i pustka się zrobiła. ja nie mam o czym pisać, bo małżon jak chciał badania zrobić, tak już nie chce. i jestem w zawieszeniu. bo z czym mam do gina iść? jak już wszystko co mogło być bez jego badań było zrobione, a i tak dziecka nie ma? no to są dwie możliwości- albo małżon ma słabą armię, albo ja mam zrosty i konieczne będzie hsg
bez badań małża żaden lekarz mnie nie skieruje na to badanie, a skoro małżon nie chce, to co robić? ostatnimi razy to w okolicach owu chodzę szybciej spać, żeby nie myśleć potem czy się udało czy nie. zbyt wiele razy się łudziłam i nic z tego nie było, to po co mi to jeszcze? ponad 2 lata starań i nic, to teraz by się udało? dopóki małżon się nie przebada, to starań nie ma. i specjalnie brak seksiku w płodne
ja się nie będę wkręcac niewiadomo ile razy. teraz jego ruch- jak chce mieć dziecko, to niech się bada. ja łaziłam do lekarza, "rozkładałam" się, badałam, brałam leki i cuda wianki, a on co? sama sobie dziecka nie zrobię. a skoro on jest zdania, że jak dziecko ma być to będzie, to widać dziecka nie będzie. 2 lata i nic, to coś jest na rzeczy i nie można tak sobie powiedzieć, że jak będzie to będzie. ja mam dość- albo chce mieć dziecko i coś robimy, albo nie i przechodzę na anty, to przynajmniej nie będę się z bólu w czasie @ zwijać i co miesiąc łudzić, że może może...
więc co ja mam tu pisać- starań nie ma, dziecka nie ma. może nigdy nie będzie. tak szczerze, to już mnie taka znieczulica wzięła, że chyba samej sobie mi już nie zależy na dziecku. gorzej, żeby potem nie wyszło, że między nami będzie coś nie teges. żeby małż nie wyładowywał się na mnie, a ja na nim. czeka mnie poważna rozmowa. tylko, że od jakiegoś czasu, jak jest mowa o dzieciach, to robi tak, że temat się urywa. a ja go na chama nie chcę zmuszać do gadki. w sumie nie jest dobrze
trzeba to zmienić. dlatego daję luz, zajmuję się praktykami, myśleniem o świętach i tyle. o dziecku myślę tylko jak widzę się z chrześnica- która baaardzo kocham. albo jak wracam do domu i widzę ciężarówki, albo kobitki z wózkami, dziećmi. boli wtedy. że ja teraz nic nie mogę zrobić, żeby swoje tulić, opowiadać bajki, uczyć. widać dużo czasu przede mną jeszcze. a jak małżon mi znowu focha strzeli, to skończy się na kłotni. tego bym chciała uniknąć, no ale jeśli innego sposobu nie ma. to musi wyjść od niego- gotowość na badania, dziecko i całą resztę.
rany, to się wywnętrzyłam