Oj widzę, że większość tak jak ja nie może się dogdać z rodzeństwem swojego współmałżonka. Ja bardzo żałuję, że u nas tak jest , bo to żadna frajda wynosić się na miesiąc lub 1,5 kiedy przyjeżdżą siostra mojego męża (mieszka u swojej matki, ale uważa że jej brat ma obowiązek jej pomagać jak już tu jest i ma prawo do korzystania ze wszystkiego czego potrzebuje z naszego domu!) albo starać się zgrabnie lawirować pod drzwiami swojego mieszakania, żeby jej nie wpaść w oko. Moj mąż też nie jest szczęśliwy z tego powodu, bo niestety powoduje to niezbyt mile nastroje w naszym domu, które też nietety udzielają się dzieciom, choć nie wiedzą o co chodzi.
Ja ze swoją szwagierką różnimy się praktycznie we wszystkim: podejśćiu do relacji rodzinnych (ona uważą, że cała rodzina powinna dbać o jej dobre samopoczucie, ale ona nie ma żadnych obowiązków), podejściu do dzieci (mają nie sprawiać kłopotu, a jak już sprawiają to niech sobie same radzą, albo idą z tym do kogo innego), należy być miłym do czasu jak się nie osiągnie czego się chciało, a potem to nie trzeba itp, itd.
Niestety jest ona chrzesną naszej córeczki, więc ze względu na mają córcię należałoby te kontakty jakoś podtrzymywać, ale ja po 10 latach starań tylko z mojej strony mam już dość. To siostra bliźniaczka mojego mężą, ale zupełne jego przeciwieństwo. Mimo to mój mąż jest z nią związany tą niewidoczną nicią łącząca bliźnięta na całe życie, co powoduje, że bardzo przeżywa wynikłe sytuacje jak również chęć uniknięcia kontaktu z mojej strony.
A najzabawniejsze jest to że moja szwagierka mieszka obecnie teraz na innym kontynencie, ma męża obcokrajowca, który nie przepada za Polską i rodzinką swojej żony, a mimo to moja szwagierka potrafi zdrowo namieszać na odległość!
Tak więc co by nie zrobić, to zawsze ktoś ucierpi!