Myślę że łatwiej nam będzie ze soba się komunikowac jak napisze każda z nas coś o sobie, może zaproponuję żebyśmy pisały w ten sposób:
Imię Patrycja
Wiek ur 1986r
Nasze dzieci aniołki 23.12.08 (10tc), 29.06.09 (10tc), Michał urodzony 11.12.2010r oraz córcia w brzuszku - termin porodu 21.10.2012 r.
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Śląsk Żory
Zainteresowania rękodzielo-głównie szydełkowanie ubranek, serwetek itd.
Praca/Szkoła Bez pracy; studia na akademi ekonomicznej;-)
Zawód prawie mgr Rachunkowości
Mąż/Partner Adam mąż
Inne ifno np
gg 13760165
Stracilam dwoje dzieci w wyniku obumarcia ciazy...pierwsza ciaza-od poczatku bylo cos nie tak, najpierw plamienia, dostalam na nie zastrzyk i duphaston plamienia ustaly ale ciaza byla mniejsza o 2 tygodnie, pozniej okazalo sie ze ciaza stanela na 6tygodniu, serduszka w ogole nie zobaczylam... druga ciaza bylo wszystko ok za wyjatkiem malego krwiaka na ktory dostalam luteine dopochwowo i krwaiak zniknal ale dzidzius umarl w okolo 8tygodniu, mial juz raczki, nozki, glowke ale serduszko nie bilo w 10tygodniu... w pierwszej ciazy chodzilam do lekarza wyludzacza pieniedzy moim zdaniem od poczatku wiedzial ze jest zle, ale sciemnial ile sie dalo bylam u niego 4 razy i zaplacilam nawet jak bylam tylko po skierowanie. Druga ciaze prowadzil mi dr czuba (przyjmuje w zorach a pracuje w szpitalu w rudzie slaskiej godula) moim zdaniem najlepszy lekarz na jakiego trafilam...
szpital: ciaza 1 oczywiscie odbyl sie zabieg pod narkoza na szczescie a nie pod zwyklym znieczuleniem, jednak mam zal do lekarzy ze nie poczekali na samoistne poronienie wywolane lekami, bo leki dostalam (nazwy nie podam gdyz moga pozniej one sluzyc jako wskazowka dla ludzi chcacych dokonac aborcji) ale lekarzom sie spieszylo zeby mnie jak najszybciej wygonic i wykonali zabieg chociaz moim zdaniem wystarczyly te leki.
szpital:ciaza 2, dostalam na wywolanie poronienia leki, 3 serie i podzialaly, wprawdzie trwalo to duzo dluzej niz za pierwszym razem ale dla organizmu to o wiele lepsze niz inwazyjne lyzeczkowani, poronilam samoistnie w szpitalu w ciagu 4 dni.... to tyle wiecej informacji moge podac na priva..
lekarze nie znalezli przyczyny, mimo wykonania wielu badan (badania opisane na watku badania po poronieniu).
Bede probowac dalej.. bo wierze ze wkoncu zostane mama
edycja: 20.04.2010 - ciąża trzecia dziś zaczął się 5 tydzień, wierze w moje dzieciątko że przetrwa wszystkie trudności :-)
edycja: 31.05.2010 - 10 tydzien i 6dzien, serduszko BIJE 160/min dzidzius ma 4CM !! jestem przeszczesliwa
edycja: 14.07.2010 dziś 17tc 1dn- usg genetyczne w 12 tc 8.06.2010 wszystko ok, maluszek rośnie jak na drożdżach, 14tc 28.06.2010 - maluszka już nie da się zmierzyć na usg od tej pory wzrost będzie podawany w formie wagi malucha następna wizyta 22.07.2010 a później usg połówkowe 9.08.2010
edycja19.08.2010 dzis 22tc: usg połówkowe w 20tc i 6dniu9.08.2010 wszystkie narzady ok, BEDZIE SYNEK waga 340gram , imie jeszcze nie wybrane ale mysle ze niedlugo cos wymyslimy. wizyta u lekarza 21tc i 6dn 16.08.2010 podejrzenie cukrzycy ciazowej... zobaczymy co na to diabetolog...
edycja 02.10.2010 dziś 28tc 4dn: będzie Michałek :-) powolutku szykujemy wieksze zakupy, łóżeczko i wózeczek , cukrzycy ciążowej ostatnio jednak nie miałam, teraz musze i tak powtarzać glukoze 75mg co miesiac bleee.....
edycja: 13.11.2010 dziś 34tc 4dn: cukrzycy nie mam :-); usg w 30tc Michałek ładnie się rozwija, urósł do prawie 1400gram :-) pokazał nam nawet dziurki w nosku :-), kolejna wizyta w 33tc okazuje sie że skraca mi się szyjka przez co mam zalozony pessar ale jest ok :-) lekarz mi go ma ściągnąc po 37tc więc juz niedługo a potem to mogę już rodzić mój cud niedługo pojawi się na świecie :-). łóżeczko przygotowane, ubranka poprane i poprasowane (przesadziłam z ilościa ale co tam... ) niedlugo zamawiamy wózek, fotelik juz mamy
edycja: 07.02.2011 dzis Michałek ma 8 tygodni i 2 dni :-) tak udało się nam dobrnąć do konca :-) maly cud urodzil sie 11.12.2011r. o 2:20 :-) dzien wczesniej miałam zdjęty krążek :-) mam jeszcze zdjęcie z usg z tego dnia. Może opiszę teraz swój poród jesli maly mi pozwoli ;-). W nocy 10.12 rozmawialismy z mezem i marzylismy jak to bedzie jak juz maly sie urodzi, mąż upieral sie ze w weekend urodzie tym bardziej ze na wizycie lekarz stwirdzil odchodzacy czop i rozwarcie na 1,5 palca. smialismy sie z czegos az ja nagle poczulam pykniecie i lekko zabolalo, powiedzialm tylko "ała" a moj mąż "co się stało" a ja mu na to " a tam chyba nic..." odwrocilam sie na drugi bok i czuje ze robi sie mokro...oho chyba jednak cos sie dzieje... usiadlam na łóżko dobrze ze podlozylam sobie podkład bo w ten dzien zachcialo mi sie przebrac posciel i wyprac tez ochraniacz na materac, zaczely mi odchodzic wody. chcialam isc do wc ale złapal mnie odrazu skórcz odczekałam troche i wstałam do tego wc, musialam isc szybko bo kolejny skórcz nadchodzi a wody dalej sie sączyły... moj sie pyta " JUŻ?!!!!!" przerazony maskarycznie ;-) ja mu krzycze że nie wiem że może prysznic wezme (idiotka) siedze na kibelki a tam leci i leci i lecie i skorcze co chwile i to takie bolące już se mysle kurcze przeciez na SR gadali ze na poczatku skorcze beda tak co 30-20 minut a ja mialam odrazu co 3 minuty.... no nic wyszlam z łazienki po drodze mialam ze dwa skorcze doszlam do pokoju moj chlop lata i szuka sama nie wiem czego chyba majtek bo byl na golasa i sie jeszcze spytal z 5 razy czy juz jedziemy.... ja mówie ze tak i sycze bo znowu skórcze atakowaly no i tak z wielkim trudem sie ubralam i o 00:40 wyladowalismy w szpitalu. tam papierkologia i durne pytania po kilku takich pytanich mialam dosc a jak zapytali o nr telefonu meza to im tylko ryknelam " a skad ja mam wiedziec jaki on ma numer tel. do cholery!" a jak zapytali o imie mojego ojca to im powiedzialm "NIE WIEM!". Zbadali mnie wreszcie a tam 2,5 palca rozwarcia... i gadaja ze skorcze mam marne i ze szybko nie urodze mialam ich dosyc, wyslali nas na przedporodowa na pilke itd byla chyba 1:15 poskakalam na pilce, wody sie saczyly, robilo mi sie niedobrze ale nie żygałam jeczalam i stekalam i wbijałam palce w plecy meża. wkoncu poszlam pod prysznic... a tam zimna woda zanim z rur splynela letnia to troche to zetrwalo... maz leje mnie prysznicem, i w pewnym momencie zaczol cos grzebac przy swoich skarpetkach (potem sie dowiedzialam ze byl caly mokry ) i lał woda po scianie a nie po mnie "lej mnie po brzuchu a nie po scianie"... po paru minutach prysznica czuje sie coraz dziwniej boli jak cholera do tego nie zrobili mi lewatywy bo u nas nie robia i czuje ze musze na wc... myslalam ze naprawde musze sie załatwic.... usiadalam na trona i zamiast kupy to poczulam parcie główki dotknelam sie za krocze i faktycznie główka już wychodzila.... musialam wtedy glosno ryknąć "GŁÓWKA?!!!" bo przyleciala polozna odrazu, kaze mi wejsc na jakies dziwne łóżko co niby mialo sluzyc dla wygody przed porodem (bylo takie krzywe w litere S" i sprawdzila czy faktycznie to głóka bo mi nie wirzyla ze tak szybko... i "FAKTYCZNIE PEŁNE ROZWARCIE, MIGIEM NIECH PANI IDZIE NA PORODOWKE" "nie dojde przeciez...." moj maz wiec proboje mnie wziasc na rece, z tym ze lapie mnie za jedno udo..... i proboje podniesc (jego przerazonej miny nie zapomnie do dzis) mowie mu"zostaw mnei sama dojde" i szybko zanim mnie kolejny skorcz zaatakowal zeszlam z tego wyra.... i na golasa pedem na porodowek korytarzem a za mna biegł mój mąż i krzyczał "czekaj wolniej, ja potrzymam" mysle kurde co on chce potrzymac ?...chcial potrzymac glowke malego... bo myslal ze wypadnie i biegl za mna trzymajac rece miedzy moimi nogami-wyobrazcie sobie ten widok.... . no i tak dobiegliśmy, kaza mi sie wgramolic na fotel porodowy... a ja akurat mialam skorcz.. no ale wciagneli mnie jakos , byla godzina 2:00 i każa przec, ja pre ale zle bo dmucham powietrzem... maz kaze mi oddychac i dmucha mi w oczy mowie mu zeby przestal na mnie dmuchac no i przestaje ale oddycha sam jakby sam rodzil bolalo jak nie wiem ale smiac mi sie wtedy tez chcialo jak nie wiem ja pre a tu nic główka nie chce wyjsc i polozna mowi do drugiej"nie przejdzie, musze naciac" wystraszylam sie i mowie "nie chce naciecia, nie tnijcie mnie" tak sie przestraszylam ze skorcze mi przeszly na pare minut-mialam chwile zeby odetchnac :-) ale juz wiedzialam ze beda mnie nacinac... i chyba z tego strachu poczulam jak mnie nacinaja choc byl skorcz ale ponoc ryknelam wtedy najbardziej z calego porodu... i o 2:20 maly szybko wyskoczyl i odrazu wydal okrzyk ŁA ŁA ŁA ŁA ŁAAAAAaaaaa.... i potem cisza... patrze a on sie rozglada :-) "co sie stalo, co ja tu robie???" o taką miał mine .
edit 01.09.2012: czekamy na kolejnego szkraba, tym razem córcia, dziś jestem w 33 tygodniu ciąży, jeszcze chwila i będziemy mieli kolejnego malucha w domu, będzie ciężko ale jakże przyjemnie i wesoło :-) kolejny poród opiszę za kilka miesięcy
pamiętajcie każda z was doczeka takiej chwili. jakby ktoras miala jakies pytania to piszcie na gg lub pw :-)
Imię Patrycja
Wiek ur 1986r
Nasze dzieci aniołki 23.12.08 (10tc), 29.06.09 (10tc), Michał urodzony 11.12.2010r oraz córcia w brzuszku - termin porodu 21.10.2012 r.
Miejscowośc bądz okolice pochodzenia Śląsk Żory
Zainteresowania rękodzielo-głównie szydełkowanie ubranek, serwetek itd.
Praca/Szkoła Bez pracy; studia na akademi ekonomicznej;-)
Zawód prawie mgr Rachunkowości
Mąż/Partner Adam mąż
Inne ifno np
gg 13760165
Stracilam dwoje dzieci w wyniku obumarcia ciazy...pierwsza ciaza-od poczatku bylo cos nie tak, najpierw plamienia, dostalam na nie zastrzyk i duphaston plamienia ustaly ale ciaza byla mniejsza o 2 tygodnie, pozniej okazalo sie ze ciaza stanela na 6tygodniu, serduszka w ogole nie zobaczylam... druga ciaza bylo wszystko ok za wyjatkiem malego krwiaka na ktory dostalam luteine dopochwowo i krwaiak zniknal ale dzidzius umarl w okolo 8tygodniu, mial juz raczki, nozki, glowke ale serduszko nie bilo w 10tygodniu... w pierwszej ciazy chodzilam do lekarza wyludzacza pieniedzy moim zdaniem od poczatku wiedzial ze jest zle, ale sciemnial ile sie dalo bylam u niego 4 razy i zaplacilam nawet jak bylam tylko po skierowanie. Druga ciaze prowadzil mi dr czuba (przyjmuje w zorach a pracuje w szpitalu w rudzie slaskiej godula) moim zdaniem najlepszy lekarz na jakiego trafilam...
szpital: ciaza 1 oczywiscie odbyl sie zabieg pod narkoza na szczescie a nie pod zwyklym znieczuleniem, jednak mam zal do lekarzy ze nie poczekali na samoistne poronienie wywolane lekami, bo leki dostalam (nazwy nie podam gdyz moga pozniej one sluzyc jako wskazowka dla ludzi chcacych dokonac aborcji) ale lekarzom sie spieszylo zeby mnie jak najszybciej wygonic i wykonali zabieg chociaz moim zdaniem wystarczyly te leki.
szpital:ciaza 2, dostalam na wywolanie poronienia leki, 3 serie i podzialaly, wprawdzie trwalo to duzo dluzej niz za pierwszym razem ale dla organizmu to o wiele lepsze niz inwazyjne lyzeczkowani, poronilam samoistnie w szpitalu w ciagu 4 dni.... to tyle wiecej informacji moge podac na priva..
lekarze nie znalezli przyczyny, mimo wykonania wielu badan (badania opisane na watku badania po poronieniu).
Bede probowac dalej.. bo wierze ze wkoncu zostane mama
edycja: 20.04.2010 - ciąża trzecia dziś zaczął się 5 tydzień, wierze w moje dzieciątko że przetrwa wszystkie trudności :-)
edycja: 31.05.2010 - 10 tydzien i 6dzien, serduszko BIJE 160/min dzidzius ma 4CM !! jestem przeszczesliwa
edycja: 14.07.2010 dziś 17tc 1dn- usg genetyczne w 12 tc 8.06.2010 wszystko ok, maluszek rośnie jak na drożdżach, 14tc 28.06.2010 - maluszka już nie da się zmierzyć na usg od tej pory wzrost będzie podawany w formie wagi malucha następna wizyta 22.07.2010 a później usg połówkowe 9.08.2010
edycja19.08.2010 dzis 22tc: usg połówkowe w 20tc i 6dniu9.08.2010 wszystkie narzady ok, BEDZIE SYNEK waga 340gram , imie jeszcze nie wybrane ale mysle ze niedlugo cos wymyslimy. wizyta u lekarza 21tc i 6dn 16.08.2010 podejrzenie cukrzycy ciazowej... zobaczymy co na to diabetolog...
edycja 02.10.2010 dziś 28tc 4dn: będzie Michałek :-) powolutku szykujemy wieksze zakupy, łóżeczko i wózeczek , cukrzycy ciążowej ostatnio jednak nie miałam, teraz musze i tak powtarzać glukoze 75mg co miesiac bleee.....
edycja: 13.11.2010 dziś 34tc 4dn: cukrzycy nie mam :-); usg w 30tc Michałek ładnie się rozwija, urósł do prawie 1400gram :-) pokazał nam nawet dziurki w nosku :-), kolejna wizyta w 33tc okazuje sie że skraca mi się szyjka przez co mam zalozony pessar ale jest ok :-) lekarz mi go ma ściągnąc po 37tc więc juz niedługo a potem to mogę już rodzić mój cud niedługo pojawi się na świecie :-). łóżeczko przygotowane, ubranka poprane i poprasowane (przesadziłam z ilościa ale co tam... ) niedlugo zamawiamy wózek, fotelik juz mamy
edycja: 07.02.2011 dzis Michałek ma 8 tygodni i 2 dni :-) tak udało się nam dobrnąć do konca :-) maly cud urodzil sie 11.12.2011r. o 2:20 :-) dzien wczesniej miałam zdjęty krążek :-) mam jeszcze zdjęcie z usg z tego dnia. Może opiszę teraz swój poród jesli maly mi pozwoli ;-). W nocy 10.12 rozmawialismy z mezem i marzylismy jak to bedzie jak juz maly sie urodzi, mąż upieral sie ze w weekend urodzie tym bardziej ze na wizycie lekarz stwirdzil odchodzacy czop i rozwarcie na 1,5 palca. smialismy sie z czegos az ja nagle poczulam pykniecie i lekko zabolalo, powiedzialm tylko "ała" a moj mąż "co się stało" a ja mu na to " a tam chyba nic..." odwrocilam sie na drugi bok i czuje ze robi sie mokro...oho chyba jednak cos sie dzieje... usiadlam na łóżko dobrze ze podlozylam sobie podkład bo w ten dzien zachcialo mi sie przebrac posciel i wyprac tez ochraniacz na materac, zaczely mi odchodzic wody. chcialam isc do wc ale złapal mnie odrazu skórcz odczekałam troche i wstałam do tego wc, musialam isc szybko bo kolejny skórcz nadchodzi a wody dalej sie sączyły... moj sie pyta " JUŻ?!!!!!" przerazony maskarycznie ;-) ja mu krzycze że nie wiem że może prysznic wezme (idiotka) siedze na kibelki a tam leci i leci i lecie i skorcze co chwile i to takie bolące już se mysle kurcze przeciez na SR gadali ze na poczatku skorcze beda tak co 30-20 minut a ja mialam odrazu co 3 minuty.... no nic wyszlam z łazienki po drodze mialam ze dwa skorcze doszlam do pokoju moj chlop lata i szuka sama nie wiem czego chyba majtek bo byl na golasa i sie jeszcze spytal z 5 razy czy juz jedziemy.... ja mówie ze tak i sycze bo znowu skórcze atakowaly no i tak z wielkim trudem sie ubralam i o 00:40 wyladowalismy w szpitalu. tam papierkologia i durne pytania po kilku takich pytanich mialam dosc a jak zapytali o nr telefonu meza to im tylko ryknelam " a skad ja mam wiedziec jaki on ma numer tel. do cholery!" a jak zapytali o imie mojego ojca to im powiedzialm "NIE WIEM!". Zbadali mnie wreszcie a tam 2,5 palca rozwarcia... i gadaja ze skorcze mam marne i ze szybko nie urodze mialam ich dosyc, wyslali nas na przedporodowa na pilke itd byla chyba 1:15 poskakalam na pilce, wody sie saczyly, robilo mi sie niedobrze ale nie żygałam jeczalam i stekalam i wbijałam palce w plecy meża. wkoncu poszlam pod prysznic... a tam zimna woda zanim z rur splynela letnia to troche to zetrwalo... maz leje mnie prysznicem, i w pewnym momencie zaczol cos grzebac przy swoich skarpetkach (potem sie dowiedzialam ze byl caly mokry ) i lał woda po scianie a nie po mnie "lej mnie po brzuchu a nie po scianie"... po paru minutach prysznica czuje sie coraz dziwniej boli jak cholera do tego nie zrobili mi lewatywy bo u nas nie robia i czuje ze musze na wc... myslalam ze naprawde musze sie załatwic.... usiadalam na trona i zamiast kupy to poczulam parcie główki dotknelam sie za krocze i faktycznie główka już wychodzila.... musialam wtedy glosno ryknąć "GŁÓWKA?!!!" bo przyleciala polozna odrazu, kaze mi wejsc na jakies dziwne łóżko co niby mialo sluzyc dla wygody przed porodem (bylo takie krzywe w litere S" i sprawdzila czy faktycznie to głóka bo mi nie wirzyla ze tak szybko... i "FAKTYCZNIE PEŁNE ROZWARCIE, MIGIEM NIECH PANI IDZIE NA PORODOWKE" "nie dojde przeciez...." moj maz wiec proboje mnie wziasc na rece, z tym ze lapie mnie za jedno udo..... i proboje podniesc (jego przerazonej miny nie zapomnie do dzis) mowie mu"zostaw mnei sama dojde" i szybko zanim mnie kolejny skorcz zaatakowal zeszlam z tego wyra.... i na golasa pedem na porodowek korytarzem a za mna biegł mój mąż i krzyczał "czekaj wolniej, ja potrzymam" mysle kurde co on chce potrzymac ?...chcial potrzymac glowke malego... bo myslal ze wypadnie i biegl za mna trzymajac rece miedzy moimi nogami-wyobrazcie sobie ten widok.... . no i tak dobiegliśmy, kaza mi sie wgramolic na fotel porodowy... a ja akurat mialam skorcz.. no ale wciagneli mnie jakos , byla godzina 2:00 i każa przec, ja pre ale zle bo dmucham powietrzem... maz kaze mi oddychac i dmucha mi w oczy mowie mu zeby przestal na mnie dmuchac no i przestaje ale oddycha sam jakby sam rodzil bolalo jak nie wiem ale smiac mi sie wtedy tez chcialo jak nie wiem ja pre a tu nic główka nie chce wyjsc i polozna mowi do drugiej"nie przejdzie, musze naciac" wystraszylam sie i mowie "nie chce naciecia, nie tnijcie mnie" tak sie przestraszylam ze skorcze mi przeszly na pare minut-mialam chwile zeby odetchnac :-) ale juz wiedzialam ze beda mnie nacinac... i chyba z tego strachu poczulam jak mnie nacinaja choc byl skorcz ale ponoc ryknelam wtedy najbardziej z calego porodu... i o 2:20 maly szybko wyskoczyl i odrazu wydal okrzyk ŁA ŁA ŁA ŁA ŁAAAAAaaaaa.... i potem cisza... patrze a on sie rozglada :-) "co sie stalo, co ja tu robie???" o taką miał mine .
edit 01.09.2012: czekamy na kolejnego szkraba, tym razem córcia, dziś jestem w 33 tygodniu ciąży, jeszcze chwila i będziemy mieli kolejnego malucha w domu, będzie ciężko ale jakże przyjemnie i wesoło :-) kolejny poród opiszę za kilka miesięcy
pamiętajcie każda z was doczeka takiej chwili. jakby ktoras miala jakies pytania to piszcie na gg lub pw :-)
Ostatnia edycja: