Cześć. Pisze tego posta gdyż osobiście mi brakło tych informacji. Mamy listopad a w tym roku byłam w ciąży dwa razy. Pierwsza strata w 11 tygodniu szczerze bez żadnych wcześniejszych sygnałów. Jedynie to przeczucie. Zapisałam się na dodatkowe badanie usg, mówię tylko się uspokoję. Nigdy tego nie zapomnę, kiedy raz się widzi serduszko to wie gdzie go szukać, bicia nie było. Poronienie zatrzymane. Poszłam do szpitala państwowego - na sterlinga w Łodzi- ABSOLUTNIE ODRADZAM. Zero zainteresowania, mogłabym się wykrwawić a i tak by nie widzieli. Leki które podają u mnie (jak u większości) powodowały wymioty. Usłyszałam ze mam „rzygac do kibla”. Szpital to nie miejsce na żałobę. Wyszłam po 3 dniach w których widziałam myśle wszystko. Za drugim razem 4 mc później, znowu poronienie zatrzymane. Emocjonalny rollercoaster. Myslisz sobie ok widziałaś wszystko dasz radę. Ta strata była nieco inna. Traciliśmy naszego maluszka prawie dwa tygodnie. Wiec emocjonalnie rozłożyło się ro na wiele dni. Nie chciałam isc do szpitala państwowego. mój partner zadzwonił do prywatnego szpitala, mimo ze wiedzieliśmy ze nie maja zabiegu w ofercie. Ordynator przyjął mnie na NFZ, czułam się niesamowicie zaopiekowana. Wszyscy wiedzieli po co przyszłam i nikt nie zadawał mi pytań non stop „pani w jakim celu”. Po 3h wyszłam, ciąża zakończona.
Nie chce wchodzić w super szczegóły bo każdy przypadek jest inny. Pisze to bo czytam ze dziewczyny decydują się na szpital, gdzie wiedza ze będzie złe. Może być „lepiej”. Warto zadzwonic. To tylko telefon. A na prawdę w tym całym „nieszczęściu” to było niesamowite ukojenie.