reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Poronienie i ciąża

Dołączył(a)
14 Listopad 2020
Postów
8
Witam , jestem tu nowa mam 24 lata i podjęłam z partnerem starania o dziecko , zaskoczyło za 1 razem ale niestety w 11 tygodniu poroniłam samoistnie całkowicie po 2 tygodniach od poronienia na kontrolnym usg lekarz powiedział ze za 2-3 dni powinna wystąpić owulacja a po dwóch tygodniach od niej miesiączka , w dni przewidzianej owulacji przez lekarza współżyłam z partnerem bez zabezpieczenia (postanowiliśmy nie czekać i spróbować odrazu drugi raz) po tygodniu zaczęły pobolewac mnie jajniki i podbrzusze po kilku dniach pojawiły się jasno brązowe upławy , czy myślicie ze może być to objaw kolejnej ciąży ? Czy jest szansa ze mi się udało ? Jest jeszcze zbyt wcześnie na wykonanie testu a ja nie mogę przestać o tym myśleć , po tym poronieniu pragnę dziecka dużo bardziej niż za pierwszym razem , czekam na odpowiedz , pozdrawiam
 
reklama
Rozwiązanie
Na pewno. Trzymam bardzo mocno kciuki. Po poronieniu moja gin mówi, że jest bardzo łatwo zajść bo hormony robią swoje. Także głową do góry, pamiętaj, tak w przeszłości nie możesz nic zmienić bo na noc nie jedz już wpływu ale możesz patrzeć z nadzieją w przyszłość bo tam czeka Cię jeszcze bardzo dużo dobrego
Dziękuje kochana.. ja choruje jeszcze na tarczyce akurat miałam idealny wynik jak zaszłam . Ciekawa jestem czy przez to poronienie on jakoś sie zmieni i nie podskoczy:/ i znowu przez to może być gorzej..
Jestem po poronieniu . Strach przed tym ze to znowu się powtórzy .. powiedz jak sobie poradziłaś z ta strata
Hej. Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Nie napisze, że miałam lekka, fajne ciążę bo jednak psychika robi swoje. Na początku bardzo się stresowałam, więc wizyty były częstsze. Wyznaczyłam sobie cele, 12,16, 20, 24, 28, 32 i 36 tydzień. Kupiłem detektor tętna i on uspokajał mnie przez całą ciążę chyba najbardziej. Zaczęłam odmawiać nowennę pomejanska w intencji synka, która pomogła mi się wyciszyć i wierzyć, że będzie dobrze. Gdy martwilam się na dalszym etapie, jechałam do innego lekarza na dodatkowe usg. Kochana najważniejsze to uwierzyć, że to marzenie się spełni, że poronienie nie przkresla szansy na szczęśliwe zakończenie kolejnej ciąży. Jeśli będzie chciała pogadać albo zapytać o cokolwiek to pisz tutaj lub na priv
 
reklama
Ja po łyżeczkowaniu miałam powiedziane przez mojego gina, który pracuje w klinice niepłodności i ogólnie jest autorytetem tutaj lokalnym,że macica po łyżeczkowaniu jwst bardziej podatna na ciążę, bo jest właśnie drazniona i jest to nawet jedna z metod wspomagania leczenia niepłodności, dlatego dwa tyg po zabiegu jak byłam u niego na kontroli, to powiedział że już działamy, bo może być łatwiej. Dokładnie wyjaśnił o co chodzi, ale nie umiem teraz w sposób naukowy tego opisać już.
Masz rację, kobietom z niepłodnościa robi się tzw. scratching endometrium (podobny zabieg do łyżeczkowania), najczęściej przed zabiegiem in vitro albo inseminacji, wtedy "podrażnione" endometrium bardziej narasta, żeby się zregenerować i jest bardziej przygotowane na przyjęcie zarodka. [emoji4]
 
Masz rację, kobietom z niepłodnościa robi się tzw. scratching endometrium (podobny zabieg do łyżeczkowania), najczęściej przed zabiegiem in vitro albo inseminacji, wtedy "podrażnione" endometrium bardziej narasta, żeby się zregenerować i jest bardziej przygotowane na przyjęcie zarodka. [emoji4]
No właśnie coś tam takiego się dzieje podobno. Chociaż u mnie teraz szybka ciąża dwa miesiące po zabiegu nie skończyła się dobrze...biochemiczna i skoncyzlo się krwawienie wlansie i jutro idę do swojego ginekologa i się martwię właśnie co mi powie. Kurcze to jest takie wszystko ciężkie, wlansie mój gin mówił że była u nich pacjentka, miała 7 in vitro! Nieudanych, dała sobie spokój o zaszła naturalnie i urodziła. To jest jakiś normalnie nie wiem, czasem mam wrażenie że te 80,% niepowodzen to tylko głowa...
 
Hej. Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Nie napisze, że miałam lekka, fajne ciążę bo jednak psychika robi swoje. Na początku bardzo się stresowałam, więc wizyty były częstsze. Wyznaczyłam sobie cele, 12,16, 20, 24, 28, 32 i 36 tydzień. Kupiłem detektor tętna i on uspokajał mnie przez całą ciążę chyba najbardziej. Zaczęłam odmawiać nowennę pomejanska w intencji synka, która pomogła mi się wyciszyć i wierzyć, że będzie dobrze. Gdy martwilam się na dalszym etapie, jechałam do innego lekarza na dodatkowe usg. Kochana najważniejsze to uwierzyć, że to marzenie się spełni, że poronienie nie przkresla szansy na szczęśliwe zakończenie kolejnej ciąży. Jeśli będzie chciała pogadać albo zapytać o cokolwiek to pisz tutaj lub na priv
Dajesz mi wiarę, ze będzie dobrze. Zaczynam działać za 12 dni pojadę na usg sprawdzić czy będzie owulacja i będziemy już się starać. Myślisz ze będzie owulacja? Juz mi przęsło Prawie wogole nie plamie szybko sie oczyściło. Nie poddam się będę walczyć jak ty.. robiłaś jakiss badania po poronieniu?? Dowiedziałaś się wtedy co było przyczyna tamtego poronienia?
 
Dajesz mi wiarę, ze będzie dobrze. Zaczynam działać za 12 dni pojadę na usg sprawdzić czy będzie owulacja i będziemy już się starać. Myślisz ze będzie owulacja? Juz mi przęsło Prawie wogole nie plamie szybko sie oczyściło. Nie poddam się będę walczyć jak ty.. robiłaś jakiss badania po poronieniu?? Dowiedziałaś się wtedy co było przyczyna tamtego poronienia?
Nie robiliśmy badań bo moja pani ginekolog mówi, że pierwsze poronienie trzeba traktować jako przyczynę losową. Szybko zapominamy i działamy dalej. Mi owulacja pojawiła się w normalnym czasie, więc organizm potraktował poronienie jak miesiączkę. Ja sprawdzałam owulacje testami. Kochana, ja w dniu kiedy dowiedziałam się, że serduszko przestało bić, siedziałam z mężem na szpitalnym parkingu (długa historia, szpital dramatyczny, ordynator powinien dostać zakaz wykonywania zawodu) i płacząc powiedziałam mu, że nie poddamy się, ważne, że wiemy, że możemy zajść w ciążę, to już ogromną połowa sukcesu. Że nie będziemy rozpamiętywać straty. Kochana nie patrz wstecz, tam już nic nie zmienisz. Musisz patrzeć w przyszłość, żeby szybko zostać mamą fantastycznego bobasa! Ciąża nje będzie łatwa i jeśli będziesz czuła potrzebę to skorzystaj z pomocy psychologa. Ja żałuję, że gdy miałam największy strach w ciąży to wybuchł covid bo w innym wypadku chętnie pogadałabym z kimś obcym, może byłoby mi lżej.
 
Nie robiliśmy badań bo moja pani ginekolog mówi, że pierwsze poronienie trzeba traktować jako przyczynę losową. Szybko zapominamy i działamy dalej. Mi owulacja pojawiła się w normalnym czasie, więc organizm potraktował poronienie jak miesiączkę. Ja sprawdzałam owulacje testami. Kochana, ja w dniu kiedy dowiedziałam się, że serduszko przestało bić, siedziałam z mężem na szpitalnym parkingu (długa historia, szpital dramatyczny, ordynator powinien dostać zakaz wykonywania zawodu) i płacząc powiedziałam mu, że nie poddamy się, ważne, że wiemy, że możemy zajść w ciążę, to już ogromną połowa sukcesu. Że nie będziemy rozpamiętywać straty. Kochana nie patrz wstecz, tam już nic nie zmienisz. Musisz patrzeć w przyszłość, żeby szybko zostać mamą fantastycznego bobasa! Ciąża nje będzie łatwa i jeśli będziesz czuła potrzebę to skorzystaj z pomocy psychologa. Ja żałuję, że gdy miałam największy strach w ciąży to wybuchł covid bo w innym wypadku chętnie pogadałabym z kimś obcym, może byłoby mi lżej.

ja płacząc i nie wyrabiając z bólu krew lala mi się po spodniach czekałam na sor aż przyjdzie ginekolog gdy przyszedł po 20min pielęgniarka do lekarki mowi dobrze ze przyszłaś bo tego stękania nie dało się słuchac chciałam jej coś powiedzieć ale byłam taka osłabiona nie miałam siły wydusić słowa. Co za szmata. Jutro mam zamiar zadzwonić na szpital złożyć skargę i zrobię to nie daruje jej
 
Nie robiliśmy badań bo moja pani ginekolog mówi, że pierwsze poronienie trzeba traktować jako przyczynę losową. Szybko zapominamy i działamy dalej. Mi owulacja pojawiła się w normalnym czasie, więc organizm potraktował poronienie jak miesiączkę. Ja sprawdzałam owulacje testami. Kochana, ja w dniu kiedy dowiedziałam się, że serduszko przestało bić, siedziałam z mężem na szpitalnym parkingu (długa historia, szpital dramatyczny, ordynator powinien dostać zakaz wykonywania zawodu) i płacząc powiedziałam mu, że nie poddamy się, ważne, że wiemy, że możemy zajść w ciążę, to już ogromną połowa sukcesu. Że nie będziemy rozpamiętywać straty. Kochana nie patrz wstecz, tam już nic nie zmienisz. Musisz patrzeć w przyszłość, żeby szybko zostać mamą fantastycznego bobasa! Ciąża nje będzie łatwa i jeśli będziesz czuła potrzebę to skorzystaj z pomocy psychologa. Ja żałuję, że gdy miałam największy strach w ciąży to wybuchł covid bo w innym wypadku chętnie pogadałabym z kimś obcym, może byłoby mi lżej.

kupie testy owulacyjne. A test ciążowy kiedy wyszedł ci pozytywny ? Nie Obawiałaś się ze wynik mógł być jeszcze z zeszłej ciąży ?? Czy brałaś juz na zaś luteinę od początku? Mi lekarz powiedział ze w drugiej ciąży od początku mi włączy te leki do 12 tyg..
 
kupie testy owulacyjne. A test ciążowy kiedy wyszedł ci pozytywny ? Nie Obawiałaś się ze wynik mógł być jeszcze z zeszłej ciąży ?? Czy brałaś juz na zaś luteinę od początku? Mi lekarz powiedział ze w drugiej ciąży od początku mi włączy te leki do 12 tyg..
ja tak miałam kochana... na oddzial przyjela mnie w czwartek poznym wieczorem pani doktor. na sali leżały 4 cięzarne. jedna miala problemy z mocze, 2 czekały na poród i jedna z jakąs infekcja ale wszystkie w ciazach zaawansowanych, 4 sale obok były puste. mloda pani doktor, zrobila usg, byl pecherzyk i cialko zolte. mialam wtedy silny bol jajnika i bardzo lekkie plamienie. polozyli mnie na oddziale, luteina dopochwowo, i kroplowka dozylnie. w piatek rano na obchodzie, jeden ze starszych lekarzy, popatrzyl w moj karte i powiedzial, ze niedlugo beda przychodzic kobiety narzekajace na bole a nie bedace jeszcze w ciazy, tak jakbym zglosila sie tam dla przyjemnosci. w sobote na obchodzie, pan ordynator stwierdzil smiejac sie, ze etraz poczekamy czy dziecko bedzie wsrod zywych. lzy naplynely mi do oczu. w niedziele rano na obchodzie zdecydowali o odlaczeniu kroplowki. po kilku godzinach dostalam silnych boli i plamienia. na wieczornym obchodzie zglosilam ze bole sa coraz silniejsze, zabrano mnie na usg. ta sama mloda pani doktor, ktora przyjmowala mnie na oddzial, powiedziala, ze pojawil sie zarodek ze slabo bijacym serduszkiem, nie dajac jednak wiele nadziei ze wzgledu na coraz ostrzejsze bole. dostalam zastrzyk domiesniowo, nie pomogl. w nocy przezylam najgorsze kilka godzin w moim zyciu. pamietam tylko, ze podeszla do mnie jedna z pielegniarek i powiedziala, ze juz nic wiecej nie moga mi dac, jesli zastrzyk nie dziala. nie wiem o ktorej zasnelam... jak obudzilam sie rano wiedzialam, ze poronilam. na obchodzie zglosilam panu ordynatorowi, ze mam plamienie, ze mysle, ze poronilam bo kilka godzin zwijalam sie z bolu. zbadal mnie palpacyjnie, stwierdzil,ze szyjka ok, wszystko ok. nie wierzylam , zapytalam czy moglabym miec zrobione usg, spytal kto jest lekarzem, ja czy on. wrocilam na lozko, zaczelo sie krwawienie ze skrzepami, poszlam zglosic przelozonej pielegniarek, ktora nakrzyczala na mnie, ze mam przestac panikowac, ze chyba pan doktor zbadal mnie od stop do glow. spedzilam caly dzien w lazience gapiac sie na wylatujace skrzepy, gdy dziewczyny obok miały co chwile robione ktg. gdy o 18 nastapila zmiana lekarzy, poszlam placzac do jednej z pielegniarek, blagajac, zeby ktos mnie zbadal. kazala zglosic na wieczornym obchodzie dolegliwosci. po godzinie przyszli lekarze, na szczescie bez ordynatora. jeden z nich po uslyszeniu co mi dolega przez caly dzien, zlecil natychmiastowe usg. wykonal je sam, poinformowal mnie, ze niestety serduszko przestalo bic. powiedzial, ze rano mam pozostac na czczo aby mogli wykonac usg kontrolne w celu powteirdzenia. przemila mloda stazystka, ktora mu asystowala, zapytala czy chce tabletke nasenna. zapytalam czy moge wyjsc ze szpitala na parking tylko. zgodzili sie. przyjechal narzeczony, przesiedzielismy w samochodzie na parkingu 2 godziny bo jak mogłam wtedy siedziec na sali z 4 cieżarnymi jak miałam świadomość, że serduszko juz nie bije a ze mnie wylatuja kawalki tkanek zarodka? jak. wrocilam na sale, wzielam tabletke i zasnelam. przespalam cala noc. rano podczas obchodu pan ordynator wzial do reki moja karte, spojrzal na nia i powiedzial, no i wszystko super, wyniki dobre,dzisiaj pani wyjdzie. zatkalo mnie. gdy szedl do nastepnej dziewczyny lezacej obok, powiedzialam z zatkanym od placzu gardlem, panie doktorze, nie ma akcji serca. nie uslyszal. powtorzylam... dopiero jedna z pielegniarek ruszyla go i powiedziala, ze nie bije serce. wrocil do mojego lozka, wzial karte i stwierdzil, ze nie doczytal, taka sytuacja. pwoiedzial, prosze przygotowac pacjentke do zabiegu lyzeczkowania. zapytalam czy jest szansa na to, aby przy tak wczesnej ciazy 5+6 (wedlug usg, a wedlug om 8+1)oczyscic sie samoistnie. zaczal krzyczec, ze moge sprobowac jak chce umrzec bo na pewno dostane infekcji, sepse i po mnie. powiedzial dac papiery do podpisania i wypisac na wlasne zadanie. nie potrafilam powiedziec slowa. plakalam a wszyscy na mnie patrzyli. gdy caly obchod wyszedl, zadzwonilam po narzeczonego ze wychodze,. poszlam do pielegniarek zapytac co z usg kontrolnym, ktore mialam miec. musialy isc przekonac pana ordynatora do tego bo chcial mnie wypuscic bez usg. w koncu jedna z nich przyszla i poprosila mnie na usg. na cale szczescie usg wykonywala ta sama mloda pani doktor, ktora mnie przyjmowala. powiedziala, ze zarodka juz nawet nie widac, ze na pewno jest w drogach rodnych. zapytalam ja czy to prawda co powiedzial pan ordynator, powiedziala, ze podjelam dobra decyzje, ze warto sprobowac najpierw organizmowi oczyscic sie samoczynnie. podpisalam papiery, ze odmawiam zabiegu i wyszlam.
Duphaston dostałam od razu gdy biło serduszko, w 6 tygodniu. Owulacje miałam 23 października, test wyszedł 3 listopada, z tym, że kreska była tak blada, że mąż jej nie widział. 29 października byłam na usg żeby doradzić czy wszystko się oczyścilo, nic nie było wtedy widać. Pani doktor kazała mi zrobić beta hcg na drugi dzień, wyniosło 0., kolejne zrobiłam 5 listopada i wynosiło 36 jeśli dobrze pamiętam.
 
ja tak miałam kochana... na oddzial przyjela mnie w czwartek poznym wieczorem pani doktor. na sali leżały 4 cięzarne. jedna miala problemy z mocze, 2 czekały na poród i jedna z jakąs infekcja ale wszystkie w ciazach zaawansowanych, 4 sale obok były puste. mloda pani doktor, zrobila usg, byl pecherzyk i cialko zolte. mialam wtedy silny bol jajnika i bardzo lekkie plamienie. polozyli mnie na oddziale, luteina dopochwowo, i kroplowka dozylnie. w piatek rano na obchodzie, jeden ze starszych lekarzy, popatrzyl w moj karte i powiedzial, ze niedlugo beda przychodzic kobiety narzekajace na bole a nie bedace jeszcze w ciazy, tak jakbym zglosila sie tam dla przyjemnosci. w sobote na obchodzie, pan ordynator stwierdzil smiejac sie, ze etraz poczekamy czy dziecko bedzie wsrod zywych. lzy naplynely mi do oczu. w niedziele rano na obchodzie zdecydowali o odlaczeniu kroplowki. po kilku godzinach dostalam silnych boli i plamienia. na wieczornym obchodzie zglosilam ze bole sa coraz silniejsze, zabrano mnie na usg. ta sama mloda pani doktor, ktora przyjmowala mnie na oddzial, powiedziala, ze pojawil sie zarodek ze slabo bijacym serduszkiem, nie dajac jednak wiele nadziei ze wzgledu na coraz ostrzejsze bole. dostalam zastrzyk domiesniowo, nie pomogl. w nocy przezylam najgorsze kilka godzin w moim zyciu. pamietam tylko, ze podeszla do mnie jedna z pielegniarek i powiedziala, ze juz nic wiecej nie moga mi dac, jesli zastrzyk nie dziala. nie wiem o ktorej zasnelam... jak obudzilam sie rano wiedzialam, ze poronilam. na obchodzie zglosilam panu ordynatorowi, ze mam plamienie, ze mysle, ze poronilam bo kilka godzin zwijalam sie z bolu. zbadal mnie palpacyjnie, stwierdzil,ze szyjka ok, wszystko ok. nie wierzylam , zapytalam czy moglabym miec zrobione usg, spytal kto jest lekarzem, ja czy on. wrocilam na lozko, zaczelo sie krwawienie ze skrzepami, poszlam zglosic przelozonej pielegniarek, ktora nakrzyczala na mnie, ze mam przestac panikowac, ze chyba pan doktor zbadal mnie od stop do glow. spedzilam caly dzien w lazience gapiac sie na wylatujace skrzepy, gdy dziewczyny obok miały co chwile robione ktg. gdy o 18 nastapila zmiana lekarzy, poszlam placzac do jednej z pielegniarek, blagajac, zeby ktos mnie zbadal. kazala zglosic na wieczornym obchodzie dolegliwosci. po godzinie przyszli lekarze, na szczescie bez ordynatora. jeden z nich po uslyszeniu co mi dolega przez caly dzien, zlecil natychmiastowe usg. wykonal je sam, poinformowal mnie, ze niestety serduszko przestalo bic. powiedzial, ze rano mam pozostac na czczo aby mogli wykonac usg kontrolne w celu powteirdzenia. przemila mloda stazystka, ktora mu asystowala, zapytala czy chce tabletke nasenna. zapytalam czy moge wyjsc ze szpitala na parking tylko. zgodzili sie. przyjechal narzeczony, przesiedzielismy w samochodzie na parkingu 2 godziny bo jak mogłam wtedy siedziec na sali z 4 cieżarnymi jak miałam świadomość, że serduszko juz nie bije a ze mnie wylatuja kawalki tkanek zarodka? jak. wrocilam na sale, wzielam tabletke i zasnelam. przespalam cala noc. rano podczas obchodu pan ordynator wzial do reki moja karte, spojrzal na nia i powiedzial, no i wszystko super, wyniki dobre,dzisiaj pani wyjdzie. zatkalo mnie. gdy szedl do nastepnej dziewczyny lezacej obok, powiedzialam z zatkanym od placzu gardlem, panie doktorze, nie ma akcji serca. nie uslyszal. powtorzylam... dopiero jedna z pielegniarek ruszyla go i powiedziala, ze nie bije serce. wrocil do mojego lozka, wzial karte i stwierdzil, ze nie doczytal, taka sytuacja. pwoiedzial, prosze przygotowac pacjentke do zabiegu lyzeczkowania. zapytalam czy jest szansa na to, aby przy tak wczesnej ciazy 5+6 (wedlug usg, a wedlug om 8+1)oczyscic sie samoistnie. zaczal krzyczec, ze moge sprobowac jak chce umrzec bo na pewno dostane infekcji, sepse i po mnie. powiedzial dac papiery do podpisania i wypisac na wlasne zadanie. nie potrafilam powiedziec slowa. plakalam a wszyscy na mnie patrzyli. gdy caly obchod wyszedl, zadzwonilam po narzeczonego ze wychodze,. poszlam do pielegniarek zapytac co z usg kontrolnym, ktore mialam miec. musialy isc przekonac pana ordynatora do tego bo chcial mnie wypuscic bez usg. w koncu jedna z nich przyszla i poprosila mnie na usg. na cale szczescie usg wykonywala ta sama mloda pani doktor, ktora mnie przyjmowala. powiedziala, ze zarodka juz nawet nie widac, ze na pewno jest w drogach rodnych. zapytalam ja czy to prawda co powiedzial pan ordynator, powiedziala, ze podjelam dobra decyzje, ze warto sprobowac najpierw organizmowi oczyscic sie samoczynnie. podpisalam papiery, ze odmawiam zabiegu i wyszlam.
Duphaston dostałam od razu gdy biło serduszko, w 6 tygodniu. Owulacje miałam 23 października, test wyszedł 3 listopada, z tym, że kreska była tak blada, że mąż jej nie widział. 29 października byłam na usg żeby doradzić czy wszystko się oczyścilo, nic nie było wtedy widać. Pani doktor kazała mi zrobić beta hcg na drugi dzień, wyniosło 0., kolejne zrobiłam 5 listopada i wynosiło 36 jeśli dobrze pamiętam.

czytając to poleciały mi łzy. Jezu co ty przeżyłaś jeszcze gorsze piekło niż ja.. ja bynajmniej w domu z tym się pożegnałam.. Boże ludzie mówią o różnych rzeczach a temat poronienia nawet nigdzie nie poruszają co my czujemy . Mąż jest ze mną wspiera mnie ciagle mówi ze tak musiało być i ze będziemy dalej się starać. Po jakim czasie byłaś w stanie na przytulanie.. od tego poronienia? Bolało cię coś później?
 
reklama
czytając to poleciały mi łzy. Jezu co ty przeżyłaś jeszcze gorsze piekło niż ja.. ja bynajmniej w domu z tym się pożegnałam.. Boże ludzie mówią o różnych rzeczach a temat poronienia nawet nigdzie nie poruszają co my czujemy . Mąż jest ze mną wspiera mnie ciagle mówi ze tak musiało być i ze będziemy dalej się starać. Po jakim czasie byłaś w stanie na przytulanie.. od tego poronienia? Bolało cię coś później?
Krwawiłam tydzień i po tym czasie gdy całkiem ustalo już kochalismy się z mężem. Wiem, że wiele kobiet ma blokadę, ja znowu w drugą stronę, potrzebowałam jego bliskosci, czułości, intymności. Nie bolało nic kompletnie.
 
Do góry