ja tak miałam kochana... na oddzial przyjela mnie w czwartek poznym wieczorem pani doktor. na sali leżały 4 cięzarne. jedna miala problemy z mocze, 2 czekały na poród i jedna z jakąs infekcja ale wszystkie w ciazach zaawansowanych, 4 sale obok były puste. mloda pani doktor, zrobila usg, byl pecherzyk i cialko zolte. mialam wtedy silny bol jajnika i bardzo lekkie plamienie. polozyli mnie na oddziale, luteina dopochwowo, i kroplowka dozylnie. w piatek rano na obchodzie, jeden ze starszych lekarzy, popatrzyl w moj karte i powiedzial, ze niedlugo beda przychodzic kobiety narzekajace na bole a nie bedace jeszcze w ciazy, tak jakbym zglosila sie tam dla przyjemnosci. w sobote na obchodzie, pan ordynator stwierdzil smiejac sie, ze etraz poczekamy czy dziecko bedzie wsrod zywych. lzy naplynely mi do oczu. w niedziele rano na obchodzie zdecydowali o odlaczeniu kroplowki. po kilku godzinach dostalam silnych boli i plamienia. na wieczornym obchodzie zglosilam ze bole sa coraz silniejsze, zabrano mnie na usg. ta sama mloda pani doktor, ktora przyjmowala mnie na oddzial, powiedziala, ze pojawil sie zarodek ze slabo bijacym serduszkiem, nie dajac jednak wiele nadziei ze wzgledu na coraz ostrzejsze bole. dostalam zastrzyk domiesniowo, nie pomogl. w nocy przezylam najgorsze kilka godzin w moim zyciu. pamietam tylko, ze podeszla do mnie jedna z pielegniarek i powiedziala, ze juz nic wiecej nie moga mi dac, jesli zastrzyk nie dziala. nie wiem o ktorej zasnelam... jak obudzilam sie rano wiedzialam, ze poronilam. na obchodzie zglosilam panu ordynatorowi, ze mam plamienie, ze mysle, ze poronilam bo kilka godzin zwijalam sie z bolu. zbadal mnie palpacyjnie, stwierdzil,ze szyjka ok, wszystko ok. nie wierzylam , zapytalam czy moglabym miec zrobione usg, spytal kto jest lekarzem, ja czy on. wrocilam na lozko, zaczelo sie krwawienie ze skrzepami, poszlam zglosic przelozonej pielegniarek, ktora nakrzyczala na mnie, ze mam przestac panikowac, ze chyba pan doktor zbadal mnie od stop do glow. spedzilam caly dzien w lazience gapiac sie na wylatujace skrzepy, gdy dziewczyny obok miały co chwile robione ktg. gdy o 18 nastapila zmiana lekarzy, poszlam placzac do jednej z pielegniarek, blagajac, zeby ktos mnie zbadal. kazala zglosic na wieczornym obchodzie dolegliwosci. po godzinie przyszli lekarze, na szczescie bez ordynatora. jeden z nich po uslyszeniu co mi dolega przez caly dzien, zlecil natychmiastowe usg. wykonal je sam, poinformowal mnie, ze niestety serduszko przestalo bic. powiedzial, ze rano mam pozostac na czczo aby mogli wykonac usg kontrolne w celu powteirdzenia. przemila mloda stazystka, ktora mu asystowala, zapytala czy chce tabletke nasenna. zapytalam czy moge wyjsc ze szpitala na parking tylko. zgodzili sie. przyjechal narzeczony, przesiedzielismy w samochodzie na parkingu 2 godziny bo jak mogłam wtedy siedziec na sali z 4 cieżarnymi jak miałam świadomość, że serduszko juz nie bije a ze mnie wylatuja kawalki tkanek zarodka? jak. wrocilam na sale, wzielam tabletke i zasnelam. przespalam cala noc. rano podczas obchodu pan ordynator wzial do reki moja karte, spojrzal na nia i powiedzial, no i wszystko super, wyniki dobre,dzisiaj pani wyjdzie. zatkalo mnie. gdy szedl do nastepnej dziewczyny lezacej obok, powiedzialam z zatkanym od placzu gardlem, panie doktorze, nie ma akcji serca. nie uslyszal. powtorzylam... dopiero jedna z pielegniarek ruszyla go i powiedziala, ze nie bije serce. wrocil do mojego lozka, wzial karte i stwierdzil, ze nie doczytal, taka sytuacja. pwoiedzial, prosze przygotowac pacjentke do zabiegu lyzeczkowania. zapytalam czy jest szansa na to, aby przy tak wczesnej ciazy 5+6 (wedlug usg, a wedlug om 8+1)oczyscic sie samoistnie. zaczal krzyczec, ze moge sprobowac jak chce umrzec bo na pewno dostane infekcji, sepse i po mnie. powiedzial dac papiery do podpisania i wypisac na wlasne zadanie. nie potrafilam powiedziec slowa. plakalam a wszyscy na mnie patrzyli. gdy caly obchod wyszedl, zadzwonilam po narzeczonego ze wychodze,. poszlam do pielegniarek zapytac co z usg kontrolnym, ktore mialam miec. musialy isc przekonac pana ordynatora do tego bo chcial mnie wypuscic bez usg. w koncu jedna z nich przyszla i poprosila mnie na usg. na cale szczescie usg wykonywala ta sama mloda pani doktor, ktora mnie przyjmowala. powiedziala, ze zarodka juz nawet nie widac, ze na pewno jest w drogach rodnych. zapytalam ja czy to prawda co powiedzial pan ordynator, powiedziala, ze podjelam dobra decyzje, ze warto sprobowac najpierw organizmowi oczyscic sie samoczynnie. podpisalam papiery, ze odmawiam zabiegu i wyszlam.
Duphaston dostałam od razu gdy biło serduszko, w 6 tygodniu. Owulacje miałam 23 października, test wyszedł 3 listopada, z tym, że kreska była tak blada, że mąż jej nie widział. 29 października byłam na usg żeby doradzić czy wszystko się oczyścilo, nic nie było wtedy widać. Pani doktor kazała mi zrobić beta hcg na drugi dzień, wyniosło 0., kolejne zrobiłam 5 listopada i wynosiło 36 jeśli dobrze pamiętam.