reklama
Czarodziejka
Fanka BB :)
Hej Dziewczynki
jestem z październiczówek...chcialabym Wam powiedziec ze poród nie taki straszny jak mogło by sie wydawać!!!! Zawsze kazdej kobiecie mówię: "Jak ja urodzilam....TO KAŻDA URODZI"....a to dlatego ze jestem okropną panikarą i bojuchem...dodatkowo sama czesto na ten strach sie nakręcam.
Jak tylko dowiedzialam sie ze jestem w ciązy to pierwsze co pomyslalam: o boże jak ja urodze? i pytanie to towarzyszylo mi do ostanich dni ciązy....bywalo nawet tak ze nie moglam spac i snulam w glowie wizje mojego porodu...oczywiscie przede mną roztaczal sie obraz rzeźi
...A kiedy przyszedł "ten dzień"...byłam zupelnie nieprzygotowana...do szpitala pojechalam poniewaz zaczelam krwawic...beztrosko myslalam ze wyslą mnie do domu i jeszcze wyśpie sie przed porodem. Tym czasem przyjęto mnie na odzdzial ...gdzie podpięta do pasów sluchalam tetna dziecka...co chwila jakas polozna pytala : CZUJE PANI SKURCZE?
boze a ja nic nie czulam!!! mowilam do męża: Jak im powiedziec prawde, ze nie mam skurczy, ze ja wcale nie rodze? tym czasem polozne robily swoje.
Po zbadaniu mnie przez polozną zaczely mi odchodzic wody(skubana przebila mi balonik:-) ) to bylo dziwne uczucie bo plynu owodniowego jest bardzo duzo do tego jest cieply.....mialam wrazenie jakbym siusiala...tylko nie tą "dziurką".
po odejsciu wod "coś" zaczelam czuc. Z tego "coś" po godzinie czulam takie bóle ze myslalam ze niczym wiewiór obgryze drabinki ktore znajdywaly sie na sali porodowej.
powiedzialam do męża ze chce ZZO....w moment mi je podali a ja po 5 minutach odpłynęlam (czyt. usnęlam). Z uwagi na to ze to byla noc ja spalam na lozku porodowym, mąż na krzesle obok. Co jakiś czas przychodzila polozna i sprawdzala rozwarcie.....no i co godzine prosilam o znieczulenie.....oczywiscie ZZO dziala okolo 2 godzin ale ja wolalam sie zabezpieczyc i nie dopuscic do sytuacji w ktorej znowu mialam bym poczuc ten okropny ból.Po 6 godzinach od odescia wod przyszla polozna (kolejny raz) i mowi: No to sprobujemy. Moj mąż prawie spadl z krzesla: jak to? jak to? juz?
Więc zaczelam przeć, najpierw na kucka przy lozku a potem jak pojawila sie glowka polozylam sie na lozku i tak do końca.
Mąż tak bardzo wczul sie przy parciu ze jeszcze troche i to on by mnie nacią a nie polozna . Bardzo mi pomógł w tych "trudnych" chwilach. Nasz synek urodzil sie o 5:20 i powitał nas okrzykiem......obydwoje z męzem "buczelismy" (czyt. płakaliśy) na jego widok.
Koncząc mą opowieść chcialabym powiedziec ze naprawdę poród nie jest taki zły.....duzo gorzej jest po
NIE ZEBYM STRASZYŁA!!!
Pozdrawiam wszystkie oczekujące mamy
PS: moja wizja nawet w 1% sie nie sprawdzila
jestem z październiczówek...chcialabym Wam powiedziec ze poród nie taki straszny jak mogło by sie wydawać!!!! Zawsze kazdej kobiecie mówię: "Jak ja urodzilam....TO KAŻDA URODZI"....a to dlatego ze jestem okropną panikarą i bojuchem...dodatkowo sama czesto na ten strach sie nakręcam.
Jak tylko dowiedzialam sie ze jestem w ciązy to pierwsze co pomyslalam: o boże jak ja urodze? i pytanie to towarzyszylo mi do ostanich dni ciązy....bywalo nawet tak ze nie moglam spac i snulam w glowie wizje mojego porodu...oczywiscie przede mną roztaczal sie obraz rzeźi
...A kiedy przyszedł "ten dzień"...byłam zupelnie nieprzygotowana...do szpitala pojechalam poniewaz zaczelam krwawic...beztrosko myslalam ze wyslą mnie do domu i jeszcze wyśpie sie przed porodem. Tym czasem przyjęto mnie na odzdzial ...gdzie podpięta do pasów sluchalam tetna dziecka...co chwila jakas polozna pytala : CZUJE PANI SKURCZE?
boze a ja nic nie czulam!!! mowilam do męża: Jak im powiedziec prawde, ze nie mam skurczy, ze ja wcale nie rodze? tym czasem polozne robily swoje.
Po zbadaniu mnie przez polozną zaczely mi odchodzic wody(skubana przebila mi balonik:-) ) to bylo dziwne uczucie bo plynu owodniowego jest bardzo duzo do tego jest cieply.....mialam wrazenie jakbym siusiala...tylko nie tą "dziurką".
po odejsciu wod "coś" zaczelam czuc. Z tego "coś" po godzinie czulam takie bóle ze myslalam ze niczym wiewiór obgryze drabinki ktore znajdywaly sie na sali porodowej.
powiedzialam do męża ze chce ZZO....w moment mi je podali a ja po 5 minutach odpłynęlam (czyt. usnęlam). Z uwagi na to ze to byla noc ja spalam na lozku porodowym, mąż na krzesle obok. Co jakiś czas przychodzila polozna i sprawdzala rozwarcie.....no i co godzine prosilam o znieczulenie.....oczywiscie ZZO dziala okolo 2 godzin ale ja wolalam sie zabezpieczyc i nie dopuscic do sytuacji w ktorej znowu mialam bym poczuc ten okropny ból.Po 6 godzinach od odescia wod przyszla polozna (kolejny raz) i mowi: No to sprobujemy. Moj mąż prawie spadl z krzesla: jak to? jak to? juz?
Więc zaczelam przeć, najpierw na kucka przy lozku a potem jak pojawila sie glowka polozylam sie na lozku i tak do końca.
Mąż tak bardzo wczul sie przy parciu ze jeszcze troche i to on by mnie nacią a nie polozna . Bardzo mi pomógł w tych "trudnych" chwilach. Nasz synek urodzil sie o 5:20 i powitał nas okrzykiem......obydwoje z męzem "buczelismy" (czyt. płakaliśy) na jego widok.
Koncząc mą opowieść chcialabym powiedziec ze naprawdę poród nie jest taki zły.....duzo gorzej jest po
NIE ZEBYM STRASZYŁA!!!
Pozdrawiam wszystkie oczekujące mamy
PS: moja wizja nawet w 1% sie nie sprawdzila
..aenye
Mama grudniowa'06
hehe, czarodziejko, dziekujemy... :-) widac nie zawsze jest tak strasznie :-)
ciekawa jestem straszecznie, jak bedzie u mnie!!!
ciekawa jestem straszecznie, jak bedzie u mnie!!!
Czarodziejko! Rewelacyjny opis!!! A załącznik przecudny. Polecam ustawić go jako suwaczek bo prześliczny i na pewno niepowtarzalny;-) Dzielna mamusia z Ciebie! Gratuluję i dziękuję za odwiedzenia nas "czytaj";-) wystraszonych grudniówek wciąż czekających na wielki poród.:-)
cudny opis porodu. Czarodziejka dziekuje, dziekuje ,dziekuje :-) po dzisiejszych smuteczkach przeczytanie tego bylo jak balsam na serce.
moja znajoma podobnie relacjonowała mi swój porod. po jej wygladzie (chudziutka, bladziutka, taka trzcinka ) moglabym sie spodziewac ze to byly dla niej męczarnie. a tym czasem ona stwierdzila ze własciwe skurcze praktycznie nie bolaly i nie mogla sie zorientowac czy to juz ,w trakcie akcji nie potrzbowała nawet zzo.
no cóż pozory myla, a co kobieta to inne odczucia.
moja znajoma podobnie relacjonowała mi swój porod. po jej wygladzie (chudziutka, bladziutka, taka trzcinka ) moglabym sie spodziewac ze to byly dla niej męczarnie. a tym czasem ona stwierdzila ze własciwe skurcze praktycznie nie bolaly i nie mogla sie zorientowac czy to juz ,w trakcie akcji nie potrzbowała nawet zzo.
no cóż pozory myla, a co kobieta to inne odczucia.
monexa72
Mam grudniowa'06 Wdrożona(y)
Dziewczyny, piękne te niektóre opisy porodu, aż łzy się cisną do oczu.
U mnie było to tak....
Nie umiem sobie wytłumaczyć jak to jest że kobieta czuje że właśnie tego dnia to nastąpi....Obudziwszy się rano w czwartek 7.12 nie przejawiając żadnych symptomów nadchodzącego porodu poczułam i stwierdziłam tak, to własnie dzisiaj urodzę, byłam o tym przekonana w 100%. Ciągnąc się kolejny dzień z męzem do pracy( z obawy przed porodem w osamotnieniu), jakoś dziwnie wokół wszystko zaczęło mnie wkurzać, zwłaszcza ludzie nonstop pytający jak się czuję, co w innych warunkach odebrałabym jako przejaw troski.
Około 13 pojechaliśmy na obiad. Okazało się, że tego dnia apetyt mi nie dopisywał, w przeciwieństwie do ostatnich dni ciąży.
Dzień mi się strasznie dłużył. W przekonaniu że to właśnie dzisiaj ciągle nic i nic aż do godziny około 15, kiedy to pojawiły sie jakieś skurcze, jakieś nienajsilniejsze co około 30 minut.Ale nadal luzik, przecież ostatnimi czasy tych skurczów trochę bywało....
Dobijam do około 17 godziny, godziny końca pracy mojego męża. Chcę już stamtąd jak najprędzej wybyć, a tu jak na złość jeszcze jedna sprawa, a to nastepna, chwileczka, moment itp. Skurcze zaczynają się robić jakby silniejsze i w miarę regularne. Nie chce panikować więc powoli udajemy się do domu, z myślą o prysznicu. wpadam do toalety, zauważam krwawienie, skurcze co 10 minut. Myslę że trzeba jechać do szpitala. Nim się zebrałam, skurcze co 5 minut, a wdrodze do szpitala już co 3 minuty, myśle sobie, że jak tak dalej błyskawicznie bedzie przebiegać to mąż w samochodzie bedzie odbierał poród, troche się pośmialismy z mężem. 0 20.20 wpadam na izbę przyjęć,Pani dr przeprowadza wywiad a skurcze nagle zanikają. No tak przyjdzie mi wrócic do chaty.:-( Ale na szcęście okazało się że to normalne i kobiety jak zobaczą szpital to ze stresu chwilowo tracą skurcze. Rzeczywiście tak było, i po chwili wróciły, rozwarcie 2 cm.
O 21.00 otrzymuję oksytocyne i tu się zaczyna prawdziwy ból, skaczę na piłce słaniam się na nogach, rozwarcie postepuje błyskawicznie z 2 na 3 z 3 na 5 cm. napusczają mi wody do wanny, jako że poród ma być w
wodzie, nagle robi się 8 cm i coś sie dzieje z tetnem dziecka, widzę popłoch położnych, przychodzi lekarka, a ja czuję parte skurcze. Lekarka mówi ze dzieciątko źle się czuje i poród w wodzie jest niemozliwy, natychmiast kazą mi przejść na fotel, a ja już nie mam siły i wydaje mi się że urodzę po drodze, na szczęście mąż pomaga mi w transporcie na fotel, siadam na fotel i zaczynam rodzić, zaczynam przeć, kilka razy, a główka nie chce wyjść, nagle słyszę słowo vacum, jeśli przy nastepnym parciu nie urodzę, zastosują vacum ..To był dla mnie ogromny bodziec, bo odrazu urodziłam(godz.23.35), synuś był bardzo siny , ja przerażona, mąż płacze. Na szczęście za chwilkę ładnie zróżowiał i dostał 10 Apgara .Wszystko skończyło się dobrze chociaż szkoda że poród nie odbył się w wodzie .
Jestesmy bardzo szczęśliwymi rodzicami po raz drugi . Wszystkim życzymy tegoż szczęścia.:-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)
U mnie było to tak....
Nie umiem sobie wytłumaczyć jak to jest że kobieta czuje że właśnie tego dnia to nastąpi....Obudziwszy się rano w czwartek 7.12 nie przejawiając żadnych symptomów nadchodzącego porodu poczułam i stwierdziłam tak, to własnie dzisiaj urodzę, byłam o tym przekonana w 100%. Ciągnąc się kolejny dzień z męzem do pracy( z obawy przed porodem w osamotnieniu), jakoś dziwnie wokół wszystko zaczęło mnie wkurzać, zwłaszcza ludzie nonstop pytający jak się czuję, co w innych warunkach odebrałabym jako przejaw troski.
Około 13 pojechaliśmy na obiad. Okazało się, że tego dnia apetyt mi nie dopisywał, w przeciwieństwie do ostatnich dni ciąży.
Dzień mi się strasznie dłużył. W przekonaniu że to właśnie dzisiaj ciągle nic i nic aż do godziny około 15, kiedy to pojawiły sie jakieś skurcze, jakieś nienajsilniejsze co około 30 minut.Ale nadal luzik, przecież ostatnimi czasy tych skurczów trochę bywało....
Dobijam do około 17 godziny, godziny końca pracy mojego męża. Chcę już stamtąd jak najprędzej wybyć, a tu jak na złość jeszcze jedna sprawa, a to nastepna, chwileczka, moment itp. Skurcze zaczynają się robić jakby silniejsze i w miarę regularne. Nie chce panikować więc powoli udajemy się do domu, z myślą o prysznicu. wpadam do toalety, zauważam krwawienie, skurcze co 10 minut. Myslę że trzeba jechać do szpitala. Nim się zebrałam, skurcze co 5 minut, a wdrodze do szpitala już co 3 minuty, myśle sobie, że jak tak dalej błyskawicznie bedzie przebiegać to mąż w samochodzie bedzie odbierał poród, troche się pośmialismy z mężem. 0 20.20 wpadam na izbę przyjęć,Pani dr przeprowadza wywiad a skurcze nagle zanikają. No tak przyjdzie mi wrócic do chaty.:-( Ale na szcęście okazało się że to normalne i kobiety jak zobaczą szpital to ze stresu chwilowo tracą skurcze. Rzeczywiście tak było, i po chwili wróciły, rozwarcie 2 cm.
O 21.00 otrzymuję oksytocyne i tu się zaczyna prawdziwy ból, skaczę na piłce słaniam się na nogach, rozwarcie postepuje błyskawicznie z 2 na 3 z 3 na 5 cm. napusczają mi wody do wanny, jako że poród ma być w
wodzie, nagle robi się 8 cm i coś sie dzieje z tetnem dziecka, widzę popłoch położnych, przychodzi lekarka, a ja czuję parte skurcze. Lekarka mówi ze dzieciątko źle się czuje i poród w wodzie jest niemozliwy, natychmiast kazą mi przejść na fotel, a ja już nie mam siły i wydaje mi się że urodzę po drodze, na szczęście mąż pomaga mi w transporcie na fotel, siadam na fotel i zaczynam rodzić, zaczynam przeć, kilka razy, a główka nie chce wyjść, nagle słyszę słowo vacum, jeśli przy nastepnym parciu nie urodzę, zastosują vacum ..To był dla mnie ogromny bodziec, bo odrazu urodziłam(godz.23.35), synuś był bardzo siny , ja przerażona, mąż płacze. Na szczęście za chwilkę ładnie zróżowiał i dostał 10 Apgara .Wszystko skończyło się dobrze chociaż szkoda że poród nie odbył się w wodzie .
Jestesmy bardzo szczęśliwymi rodzicami po raz drugi . Wszystkim życzymy tegoż szczęścia.:-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)
Miśka 5
Mamy lutowe'07
Monexa72, gratuluję jeszcze raz!!! :-) Byłaś bardzo dzielna, a Twój opis rozwiązania sprawił, że łzy same napłynęły mi do oczu.
reklama
Podziel się: