to ja wam powiem jak u mnie bylo...
termin mialam na 4 grudnia ale brunkowi sie nie sieszylo... w koncu pewnego dnia, to byla sobota dostalam skurczy- slabych. caly dzien pojawialy sie znikaly, spoko. w nocy bolalo troche, o 4 rano w niedziele odeszly mi wody. wykapalam sie i pojechalam do szpitala z mezulkiem. po godzinie czekania zbadala mnie czarna polozna- przepraszam bede piszac bez wzgledu na czyjes odczucia i mam w dupie czy kogos obraze czy nie- i zbadala mnie tak ze sie poplakalam i jeszcze mi powiedziala zebym cyrkow nie robila ku r wa jedna, stwierdzila ze nie mam rozwarcia. podlaczyli mnie do maszynki co zeby sprawdzic skurcze, stwierdzili po 2 godzinach ze nie ma, odeslali mnie do domu. caly dzien w domu radzilam sobie ok, skurcze coraz mocniejsze, w koncu o 1 w nocy z niedzieli na pon mam tak bolesne skurcze co 3 min ze jade znow do szpitala. na porodowce duzy ruch, brakuje poloznych. zbadali mnie, niby rozwarcie na 2 cm, dali gaz, zostawili sama. o 5 rano zero postepu. bolalo jak cholera ale sie trzymalam, chodzilam i bylam 'aktywna'
o 7 rano rozwarcie na 4 cm. przenosza mnie do mojego pokoju. godz 9 okazuje sie ze mnie czrnuszki zle zbadaly i nie mam rozwarcia. przychodzi cudowny ciapatek i wklada mi reke miedzy nogi, wygiaga czop, woda chlusta do konca
i co ku rw a po co sie tyle meczylam?
pozniej juz z gorki, powoli ale rozwarcie sie rusza, przyjezdza moja sister, o 14 mam rozwarcie na 5 cm, dostaje epidural w kregoslup, dzieki czemu nie biegne do okna i nie wyskakuje.
w miedzyczasie moj maz spi na fotelu...
o polnocy w poniedzialek w koncu moge przec, konczy mi sie znieczulenie i czuje mocniej skurcze, boli jak cholera ale ciesze sie ze to juz koncowka. wiec pre i pre i wrzeszcze w nieboglosy, mlodemu przyczepiaja klipsa do glowki zeby mierzyc jego tetno.godz. 1 w nocy- cos z mlodego tetnem jest nie tak czarnuszka karze przec na maksa, nie nacina mnie oczywiscie...
godz 1:20 brunek wychodzi na swiat, dostaje go do rak ale niemam sily go nakarmic
wazy 3 700 i ma56 cm
jest piekny i wydaje elfie glosy, palcze ze czcescia. nie mam sily go trzymac,zabierajami go z rak, mam roztarganie 3 stopnia i se wykrwawiam. zaczynaja na siebie krzyczec nie wiem co dzie dzieje zabieraja mi dziecko i zabieraja na sale operacyjna. zszywajac mi cipke i dupke panie chirurg plotkuja o czyms, w recovery room2 pilnujace pielegniarki obgaduja kogos z pracy.
jako ze mialam traumatyczny porod dostaje swoj pokoj, danielowi kaza isc do domu, zostaje sama z dzieckiem ale nie mam sily nawet podnies reki.
co chwile przychodza sprawdzic czy wszystko dobrze, jak zadzwonie przychodzi pielegniarka. spie, bruncio spi.
umieram z bolu, daja mi leki. ucza karmic,pokazuja jak sie myje dzidziola.
rano jak daniel przychodzi pielegniarki wiaza mnie wozkiem pod prysznic. niemoge sie dotknac zeby sie podmyc ale widze jak mnie zszyli i plakac mi sie chce namysl o mojej 'rekonstrukcji'
the end