enya81
Fanka BB :)
Cornellka ja też po CC miałam corkę przy sobie zaraz jak sie wybudziłam na sali. I cały czas była ze mną, ale przerzucanie jej z jednej strony na drugą żeby nakarmić to była masakra. Mąż był przy porodzie (mieliśmy mieć rodzinny ale wyszło jak wyszło), posiedział do popołudnia a potem poszedł świętować. Urodziłam o 4:50 a o 16 już wstałam do łazienki. Cały czas dziecko było ze mną. Ale to był dramat, ból, ketonal i zgięcie wpół. Mam porównanie do SN więc wiem o czym piszę bo wcześniej się nie wypowiadałam na ten temat. Ja rozumiem - CC ratujące życie i zdrowie dziecka albo matki - nie ma dyskusji. Ale na życzenie?? Masakra. Od poczatku w tej ciąży nastawiałam się na SN, nawet nie brałam pod uwagę CC chyba że podczas porodu znowu coś zaczęłoby się dziać. Mobilizująco działała na mnie położna szepcząc mi do ucha żebym się postarała bo zrobią mi CC
Wiem że gdyby mój mąż był ze mną a córcia nie byłaby wczesniakiem to byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak było wspaniale:-) Chętnie bym to powtórzyła;-)