Nie bój się, ja miałam zagrożoną ciążę od początku, plamiłam, krwawiłam do 11tc. Później szyjka zaczęła puszczać. Do porodu byłam w szpitalu chyba 6 razy, cały czas coś się działo. Jak mówiłam mojej gince że chce SN to najpierw pukała się w głowę, potem zaczęła trochę się łamać ale i tak decyzję podejmowałam ja. O dziwo położne nie były zdziwione a nie miałam "swojej" bo u mnie w szpitalu nie jest to praktykowane. Fakt że byłam pod stałą opieką, gin ten na dyżurze cały czas gdzieś tam krążył, pytał jak postępy. Ja sie nie bałam, bałam sie tylko o dziecko dlatego non stop Basia miała sprawdzane tętno. W razie "W" zawsze tą CC by mi zrobili w razie zagrożenia życia dziecka lub mojego. U mnie było o tyle łatwiej że na porodówkę szłam z pełnym rozwarciem. Ale rodziłam w 35tc....
Zaufałam mojej intuicji, czułam że chcę bardzo tak rodzić. Dla mnie CC była traumą pomimo że nie miałam komplikacji i generalnie wszystko poszlo dobrze. Poród SN boli, skurcze bolą, nacięcie/pęknięcie boli ale to trwa chwilę, ja po 5 dniach nie czułam już nic a o bólu zapomniałam praktycznie natychmiast. A po CC -sama wiesz....Ja też teraz byłam sama, mój mąż nie dojechał z zagranicy, mama opiekowała sie starszą córką która na oddział nie mogła wejść. Nie wyobrażam sobie opieki nad Basią po CC. A tak byłam od razu na chodzie. Inna sprawa że Basia pierwszą noc spędziła w inkubatorku z przerwą na jedzenie. Ale to już kwestia jej wcześniactwa.
Nie da się z niczym porównać tego uczucia jak rodzisz to dziecko, jak wyskakuje, jak kładą Ci je takie cieplutkie na piersi, ja do tej przeżywam to uczucie i chciałabym móc je przeżyć jeszcze raz:-)