Normalnie jak dzieci w piaskownicy
karolina ja dopiero teraz doczłapałam na spokojnie do kompa i i tak siedze jak na szpilkach.
Znowu pół godziny po odłożeniu krzyk, że mamy nie ma
Teraz przekręcił się jeszcze ze dwa razy, ale chyba już będzie spał spokojnie...
A wcześniej ogarnij chatę, małego, dużego - bo lata zakatarzony, na leki, które mu podsuwam, kręci nosem, kazałam mu kupić tabletki na katar (karteczkę zostawiłam) to nie kupił (nie doczytał), miał się położyć po przyjściu z pracy, to mi siedzi i się bawi (komóra, laptop); pogoniłam wreszcie, bo już mi się cierpliwość kończyła
Jego teksty, że najwyżej grypa go dopadnie spacyfikowałam stwierdzeniem, że jego sprawa, ale jak Rafał się rozchoruje i w szpitalu z antybiotykiem wyląduje, to za siebie nie ręczę
Poskutkowało.
Mieliśmy jeszcze do teściów jechać, ale na szczęście M przytomnie jeszcze zdecydował, że wizyte przełożymy (jak to dobrze, że ja nie musiałam tego proponować, bo znowu byłabym ta zła).
No i tak dzień przeleciał...
Teraz przydałoby się jeszcze podłogi przetrzeć, bo Rafał zaczyna je coraz intensywniej froterować.
Dziś buszował całkiem sporo co i rusz stając na czterech - normalnie po nocach juz mi się śni, że zaczyna raczkować. I pewnie lada dzień (a może jednak tydzien? ;-)) sen się ziści...
Do tego dochodzi drugie dziecko czyli dziadek tym razem; daję dziś małemu obiad, a ten mi go zagaduje z drugiej jego strony, stuka po stole, kiwa nogą
Noż pogoniłam dzisiaj, bo nie mogłam już
Na spacer wysłałam, to wrócili po niespełna kwadransie - "bo wieje". Zastanawiam się tylko komu, bo Rafał dobrze ubrany, nasmarowany, opatulony w wózku - wczoraj jakoś nie zauważyłam, żeby mu półgodzinny spacer jakoś szkodził, a też wiało.
karolina dawca-mąż powiadasz? To zagoń go do pomocy i tyle. Wiesz, że mój święty tez nie był (i nadal, niestety nie jest), ale to i owo udało się już zmienić i nie mam zamiaru na dotychczasowych zmianach poprzestać ;-)
A co u reszty towarzystwa?