reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Podróże małe i duże!

ja nie wiem ale np w Krakowie w sadzie jest takie przejscie z jednej str gdzie tylko torba jest przeswietlana. Najlepiej powiedz ze jestes w ciazy i nie masz bomby ;)
 
reklama
Jeśli chodzi o wyjazdy to narazie w te upały staram się nie jeżdzic dalej niż godzinę jazdy w samochodzie. Cóż rodzina musi wybaczyc że ostatnio rzadko ich odwiedzamy. Ale weekend staram się spędzac zawsze na powietrzu. Teraz ostatnio byliśmy w takim nadleśnictwie pod miastem super miejsce bo można tam organizowac piknik,i rozpalac ogniska robic grilla bo jest tam dużo zorganizowanych miejsc na takie jumprezy, jakieś scieżki rowerowe (tylko teraz nie dla nas), szlaki dydaktyczne, itd. A dowiedziałam się o tym miejscu przypadkowo od dyrektorki przedszkola do którego będzie chodziła moja córka, bo podobno jeżdzą tam z dziecmi na wycieczki.
A na dluższy urlop jedziemy nad Bałtyk do Krynicy Morskiej ale to dopiero w sierpniu. W lipcu może zostanę u rodziców na tydzień dwa w mojej kochanej Wielkopolsce i jak będzie ciepło wybiorę się nad jakiś zalew albo do dziadkow na działkę. Z resztą teraz żyję z dnia na dzień za dużo staram się nie planowac bo z ciążą różnie bywa.
 
Ciezko cos planowac ja wiem z doswiadczenia ze to co sobie wyknuje to sie na bank skaplikuje i nie wypali wiec czekam na zywiol pozatym plany w cizay to jakos tak nie dlamie za duzo strachow i odrazu obaw ;)
 
A ja dzis bede leciala samolotem i sprawdze jak to jest z tymi bramkami. Pozwola mi nie przejsc, czy nie? Ciekawe. Z drugiej strony nie bardzo wiem jak to ma zaszkodzic. W koncu to tylko wykrywacz metalu.
P.S. Zaszalalam wczoraj na wesolym miasteczku, moj maz zwymiotowal a NAM sie podobalo :)
 
No i dolecialam. Powiem Wam z własnego doświadczenia, że mój synek nie będzie pilotem. POdróż znosił dobrze, ale lądowanie i zmainy ciśnień... Nie ma bata, nikt mi nie powie, że dzidzia nie czuje. Tak mnie chyba jeszcze nigdy nie kopał. Cały wieczór nie mógł się uspokoić.
Przez bramkę nie musiałam przechodzić i tyle. Choć szybciej samolotem ja jednak zrezygnuję z wszelkich dalekobieżnych wypadów. Pozostaję przy naziemnych środkach lokomocji.
 
Jednak ?? moja lekarka odrazu mi mowila zeby uwazac zwlaszca przestrzegala w pierwszym i ostatnim trymestrze przed lotami...dobrze ze juzu na miejscu jestescie i teraz tylko odpoczywac...
 
Wróciłam!!!
Dziewczęta jestem cała, zdrowa, utyta i cieszę się, że już w Europie.
Wszysciutko opiszę w najbliższym czasie, bo długoby opowiadać. W załączeniu zdjątko:)
A, przez bramki musiałam przechodzić, ale moje drogie, to nie promieniowanie RTG, ono, owszem jest, ale tam, przez co przechodzi bagaż. Bramka, to zwykły, tylko bardzo duży wykrywacz metalu.
Podróż samiolotem zniosłam bardzo dobrze pomimo jej długości ( tam 9 a z powrotem 11 godzin-koszmar nawet dla tych, którzy nie są w ciąży).
POzdrawiam i idę nadrobić zaległości w zmianie czasu:)
 
reklama
Witamy wszystkie podróżniczki!
POnieważ nie chce mi się pisac po raz drugi przesyłam Wam wersję, którą wysłałam do znajomych mailem. :)

Z wakacji wróciliśmy szczęśliwie. Na miejscu nie było z nami kontaktu, więc w telegraficznym skrócie napisze Wam jak było.
Uprzedzę, że 12 dni na miejscu, to stanowczo za długo i za ciepło.
W Wenezueli było ok. Wycieczki i kraj piekny. Hotele, obsługa i ludzie do dupy.
3 dniowa wycieczka na stały ląd (przypominam, ze bylismy na wyspie) uratowała nam urlop.
Łazilismy po olbrzymiej jaskini, w której Hitchock kręcił "Ptaki". Urocze miejsce z mnóstwem rzeczonych ptaków, zyjących w ciemnościach oraz innymi zwierzatkami i insektami przewyższającymi wielkość naszych, europejskich:)
Bylismy w wiosce, gdzie mieszkają Indianie (nie pamiętam, niestety jakie plemię) i jeden z nich zabrał nas łodzią na wyprawę (w delcie Orinoko) po którejs z odnóg Orinoko. Po podziwianiu małp i kolorowych ptaków latających nad namorzynowymi lasami udalismy się na 2 godzinną wyprawę do dżungli. Okazało się, że nie jest to pic dla turystów, tylko AUTENTYCZNA dżungla ze wszystkimi jej minusami. Tysiące gryzących insektów, brnięcie po tyłek (nie żartuję) w błocie, ale również: próbowanie pędów
palm (miejscowy smakołyk-rzadki, bo trudno dostępny), picie cierpkiego soku z jakiś dziwnych tamtejszych owoców (jedyne coś, czym podczas wycieczki można było zwilzyc usta).
Na koniec, po wyjściu z gąszczu (na potwierdzenie autentyczności załączam zdjęcia) weszlismy brudni do łodzi. Rzeka, którą płyneliśmy miała kolor rdzawo-brązowej brei. Obiecano nam gdzieś kąpiel, bo wyglądaliśmy jak sieroty (część ludzi pozostawiała buty w bagnie, bo nie mogli ich odszukać, jak im potoneły w błocie). Indianin wyziózł nas na środek tej brunatnej rzeki i powiedział, że własnie tutaj możemy się wykapać:) Chcac nie chcąc każdy (jedni w kapokach, inni bez, przypominam, że był to
środek rzeki) wskoczył ostatecznie do wody. Podczas kapieli zakomunikowano nam, że w "naszej wannie" żyją sobie piranie:) I proszę się nie smiać, bo po powrocie na łódź popłyneliśmy 100 m. dalej, gdzie każdy dostał wędkę i zaczęło się polowanie na piranie. Udało nam się złowić 3, z czego 2 zerwały się wraz z haczykami z wędki. (Na potwiedzenie autentyczności mam film).
Nocleg spedzilismy na rancho-rewelacja!! Piękne domki i masę zwierząt i ptactwa(żółwie lądowe i wodne, małpki, konie, świnki morskie, kakadu, inne rodzaja papug, kapiwara, węże (te akurat w akwarium) i inne zwierzęta biegające na wolności wokół nas). Było czysto i komfortowo a to dlatego, że właścicielami byli Francuz i Niemka (a nie Wenezuelczycy,(oprócz olbrzymiego pająka mieszkającego z nami pod jednym dachem). Po pysznym grilu pozostałym miesem karmilismy krokodyle i żółwie.
3dnia zawieziono nas do miejsca, gdzie szlismy nurtem górskiej rzeki, mijając plantacje kawy pomiędzy wysokimi (OK. 200 M.)skałami. W czasie drogi natknelismy się na miejscowego, który przytaszczył nam pek bananów prosto z drzewa-nigdy nie jadłam lepszych. PO ok. 1,5 godzinie dotarliśmy do miejsca, gdzie 2 tubylców popisywało się przed nami skokami do wody z kilkunastometrowych półek skalnych. Potem każdy z nas mógł tego spróbować, z tym, że europejczycy wybierali półki z wysokości 5 m. :) Mój
mąż-Maćko jako jedyny skoczył na główkę ( w tym, z jednego miejsca, z którego nikt inny nie podjął wyzwania), a reszta lądowała na nogach.
Reasumując-3dniowa wyprawa w głąb lądu była de lux!
Hotele w Wenezueli (pytałam ludzi z innych hoteli i zdania sa takie same) są tragiczne. Orócz kobiety w rejestracji nikt nie mówi i nie rozumie po angielsku (tylko hiszpański). Barmani nie maja pojecie o drinkach. Soki są z proszku (zdarza się, że chciało im sie zrobić z pomarańczy ale nie zawsze był on dostepny, bo przeciez trzeba się napracowac, żeby wycisnać). W pokojach jak w Polsce za czasów króle Ćwieczka-syf, kiła i mogiła oraz karakany wielkości męskich kciuków. Naczynia w restauracji
brudne. Personel niepuntkualny, czeste braki np. herbaty, ketchupu. Powtarzające się i niedoprawione potrawy...to wszytsko powodowało, że pobyt w hotelu dłużył nam się niemiłosiernie. Plaża i woda dość urokliwe, oprócz tłumów miejscowych, którzy przez cały dzień nekają cie, by sprzedać ci, np: kolczyki, muszelki, wisiorki, figurki, chusty, czapki, okulary, kapelusze, wyciągi z aloesu, zrobienie masażu, warkoczyków, paznokci...i co tylko się da. Tak mi zostało, że nawet w samolocie, do
stewardesy mówiłam "no, gracias" :) Utrapienie i skaranie Boże z tymi akwizytorami...
A, zaliczyłam też snoorkling. Najpierw łodzią po falach (rzucało, tak, że bałam się o dziecko, choć sternik starał się nie pędzić i omijać co większe fale mając na uwadze moj stan). Potem 2 razy pływanie nad rafą w towarzystwie setek kolorowych ryb i żyjątek morksich z przerwą na lunch na wyspie (pychota) ze stadami zgłodniałych muszek czychających na naszę europejska krew (tragedia).
Trzeba przyznać, że na miejscu do wyboru jest wiele atrakcji, jednak ze względu na ciążę w wielu nie mogłam brać udziału, np. pływanie z delfinami (sonar), dżip safari po wyspie (wyboje), nurkowanie (zakazane dla ciężarówek). Maćko skorzystał z nurkowanie i był zadowolony. POdwodny świat jest tam wyjątkowo bogaty w żyjątka, których nie spotkał wczesniej.
Niewątpliwym plusem są też niektóre ceny, np: 1 litr benzyny kosztuje...8-12 groszy!!!To fakt nie fikcja. Pięknota, nic tylko jeździć. A np. 30 kg. worek pomarańczy 16 zł. nic tylko jeść lub pić sok, ale żyć tam za żadne skarby świata byśmy nie chcieli.
Byliśmy, zaobaczyliśmy, pzreżyliśmy a teraz "Europo witaj nam..." :)
Drodzy Przyjaciele pragniemy Wam donieść, że Maleństwo 19.06 po raz pierwszy się poruszyło na tyle znacznie, że poczulismy to i od tej chwili jest wyjątkowo aktywne. Pływa sobie u mnie, koziołkuje, kopie, trąca i wypycha, Wspaniełe uczucie.
Na razie przytyłam tylko 3,5 kg. jest ok. Jesteśmy wszystcy zdrowi i zaczynamy żyć po europejsku. Ponieważ z Małym nie będziemy podróżowac przez jakiś czas tak daleko, postanowiliśmy, że naszym wakacyjnym celem na lata jest odwiedzenie wszytskich lub też wielu stolic europejskich :) Myślę, że pomysł i pasja niezłe, nie?
Fotki dołączę w kolejnym mailu.
POzdrawiamy wszytskich serdecznie
POla i Maćko

 
Do góry