Wiecie co? A ja mimo wszystko nie rozumiem. Paliłam bardzo długo, bo zaczęłam w wieku lat 15 a teraz mam prawie 30-tkę na karku. A tak naprawdę to paliłam jeszcze dłużej, bo zaczęłam już w łonie mojej mamy, w wyniku czego urodziłam się malutka, chudziutka i cały okres niemowlęcy non stop byłam w szpitalu. Potem paliłam biernie przez całe dzieciństwo i to po 2-3 paczki dziennie, bo rodzice palili w mieszkaniu. Na studiach doszłam do takiego stanu uzależnienia, że rano pierwszą rzeczą, po jaką sięgałam, był papieros. Potem kawa, potem ewentualnie może śniadanie, ale niekoniecznie. W późniejszym okresie wielokrotnie próbowałam rzucać, kompletnie bez skutku. W efekcie co najwyżej przerzuciłam się na inny rodzaj papierosów, pewnie jeszcze gorszy, bo smakowy. Miałam wyrzuty sumienia, czułam się ze sobą źle, byłam zła na siebie, kombinowałam żeby nikt nie wiedział, że palę, wymykałam się, nieraz kosztowało mnie to wiele nerwów a mimo wszystko dalej to robiłam. Starania o dziecko poszły tak szybko, że się nie zdążyłam pożegnać z nałogiem. Czekając na wyniki bety pod laboratorium jeszcze paliłam papierosa. I to był ostatni. Nagle to, co mi się od tak długiego czasu nie udawało, stało się dziecinnie proste. Bo przestało chodzić o mnie. Żadne argumenty nie mogły dotrzeć do mnie w kwestii mojego własnego zdrowia, tylko mnie wkurzały i dołowała mnie moja bezsilność. Poza tym w gruncie rzeczy lubiłam palenie. Ale jak zaczęło chodzić o zdrowie mojego dziecka... Nagle ten wysiłek związany z rzucaniem przestał być niemożliwy. Bo to przecież nie dla mnie, nie w imię jakiś chorób, które może kiedyś mnie dotkną, a może się wywinę, to dla dziecka. Mojego dziecka. A przecież nieba bym mu przychyliła już od pierwszego momentu, od chwili, kiedy było tylko dwoma komórkami. To uczucie jest tak silne, że trudno mi teraz zrozumieć moją własną matkę, która naraziła mnie na takie kłopoty zdrowotne i w dodatku nie wyciągnęła z tego wniosków i kolejną ciążę również całą przepaliła.
Ciąża może wymagać jeszcze więcej wyrzeczeń. Rzucanie palenia to pikuś. Bywa, że trzeba całą przeleżeć dla dobra dziecka. Bywa, że trzeba będzie zrezygnować z innych rzeczy. Ja np. dostałam cukrzycy ciążowej. Muszę być na bardzo ścisłej diecie, cały czas biegać z zegarkiem w ręku i kłuć się w paluchy parę razy dziennie. A ja z tych kobiet, które uwielbiają jeść i którym nigdy w życiu nie udało się żadnej diety utrzymać, dieta to zawsze było zło. Więc wyrzeczenie się tego i poddanie ścisłemu rygorowi to ogromne wyzwanie dla mnie. Tylko znowu.. jak chodziło o mnie, nie umiałam się zmobilizować. Ba, domyślam się, że jakby chodziło o mnie, machnęłabym ręką na tę całą cukrzycę. Ale nie chodzi o mnie. Chodzi o moje dziecko. I nagle wszystko okazuje się możliwe. Myśl o dziecku naprawdę potrafi człowiekowi dać mnóstwo siły. Warto z niej próbować korzystać.
P.S. Nie krytykuję, tylko nie rozumiem. Chciałabym zrozumieć. Może mimo wszystko nie wiem, co to uzależnienie.