Przyszła i na mnie pora, jednak nie będzie to miła opowieść...
15 maja pojechałam na KTG, koło 12:00, Oczywiście jak za każdym razem żaden skurcz się nie zapisał. Byłam pięć dni po terminie. Około 13:00 przyszła pani doktor i mówi, że prawdopodobnie dziecko jest duże i możemy poczekać jeszcze dwa dni, może coś się ruszy, ale jeżeli chcę to możemy wywołać poród dziś. Zgodziłam się, miałam nadzieję że pójdzie w miarę szybko i do północy maluszek będzie z nami, pani doktor zdążyła jeszcze zrobić mi masaż szyjki
(rozwarcie miała na jeden palec). Sala porodowa była super, nowoczesna, kolorowa i stała się moim "domem na kolejne 24godziny"...
Przyszła położna i pyta czy podpisałam zgodę na ZZO, mówię, że nie bo nie było jakoś okazji porozmawiać z anestezjologiem (tu są takie przepisy, że najpierw trzeba odbyć taką rozmowę ale jakiś czas przed porodem), ona powiedziała że póki nie mam skurczy to można to jeszcze załatwić, więc poprosiłam żeby wezwała anestezjologa na wszelki wypadek chciałam podpisać zgodę.
Po pogawędce, o 14:30 podano mi pierwszy żel (przedtem lewatywka), po ok. godzince zaczęły zapisywać się skurczyki, o 18:00 odesłali mnie na kolację. O 19:00 wróciłam na KTG i tak leżałam podpięta pod maszynkę do 23:00. w międzyczasie o 20:30 podali drugi raz żel. Później przyszła położna i powiedziała że dziś nic z tego nie będzie bo skurcze za słabe, kazała mi iść spać i podała zastrzyk z tramalu żeby mnie nie bolało i żebym mogła pospać.
M. odesłałam do domu i położyłam się do łóżka, próbowałam zasnąć ale bóle mimo zastrzyku nie ustawały, przeciwnie były coraz częstsze i mocniejsze.
O 2:30 w nocy poczułam takie dziwne pyk i jak robi mi się mokro w gatkach, wstałam, poszłam do nocnej pielęgniarki a ta kazała mi iść na porodówkę. W między czasie zadzwoniłam do M. żeby przyjechał bo wody mi odeszły.
Na sali porodowej położna podpięła KTG, skurcze były dość mocne co 5-6min, ale rozwarcie tylko na palec. Zapytała czy mam ochotę poleżeć w wannie to nie będzie tak mocno bolało. Zgodziłam się, przyjechał M. i poszliśmy na salę z wanną (super-polecam), tam byłam cały czas podpięta pod KTG, między skurczami przysypiałam, było mi tak miło cieplutko...
Ok. 8:00 wyszłam z wanny i poprosiłam o ZZO bo skurcze powoli robiły się nieznośne.
Ok 9:00 Podali mi ZZO, anestezjolog wkuwał się dwa razy bo za pierwszym nie trafił
, na szczęście nie bolało, spodziewałam się jakiegoś olbrzymiego bólu a tu nic.
Po godzinie dalej czułam skurcze i mówię do położnej że chyba coś jest nie tak, znieczulenie chyba nie działa. Zadzwoniła do anestezjologa, kazał podać jakąś dodatkową kroplówkę i podawać co 20 min ZZO, wtedy naprawdę nic nie czułam. ZZO podgoniło moje rozwarcie do 9cm bardzo szybko...
No a potem się zaczęło...
Ok 13:00 odeszło znieczulenie, bóle miałam takie że myślałam że wszystkich pozabijam, krzyczałam żeby podali mi znów ZZO (rurkę miałam cały czas w plecach), na co położna że nie mogą bo nie będę wiedziała kiedy przeć. Chciało mi się płakać...
Dopiero ok. 15:30 przyszła pani doktor, rozwarcie miałam pełne, kazali przeć ale nic nie szło (przy parciu bolało trochę mniej), zapytała czy zgadzam się na cesarkę bo mały utkną w kanale i dalej nie pójdzie.
To było dla mnie zbawienie. Zabrali mnie na salę operacyjną, M kazali czekać na dzidziusia na sali porodowej.
Na operacyjnej szybka akcja z cewnikiem (tytlko trochę zaszczypało), szybko narkoza.
Obudziłam się po 18:00,na sali pooperacyjnej, jakiejś pielęgniarki zapytałam tylko czy z moim synkiem wszystko ok. powiedziała że tak.
Za chwilę przyszła salowa z M żeby zabrać mnie na górę na salę, za chwilę przywieźli nam nasze słoneczko, leżałam i patrzyłam na niego bo nie mogłam się ruszyć a on chyba wiedział że jesem jego mamą bo tak fajnie na mnie patrzył...
A później to już wiecie, po tygodniu otworzył mi się brzuch w szpitalu spędziliśmy miesiąc czasu, do tej pory brzuch jest otwarty...
Mój poród trwał 24godziny, nikomu takiego nie życzę...
Dodam tylko że Oskarek urodził się 16maja 0 16:15 z wagą 4620g i 56cm długi...
15 maja pojechałam na KTG, koło 12:00, Oczywiście jak za każdym razem żaden skurcz się nie zapisał. Byłam pięć dni po terminie. Około 13:00 przyszła pani doktor i mówi, że prawdopodobnie dziecko jest duże i możemy poczekać jeszcze dwa dni, może coś się ruszy, ale jeżeli chcę to możemy wywołać poród dziś. Zgodziłam się, miałam nadzieję że pójdzie w miarę szybko i do północy maluszek będzie z nami, pani doktor zdążyła jeszcze zrobić mi masaż szyjki

Przyszła położna i pyta czy podpisałam zgodę na ZZO, mówię, że nie bo nie było jakoś okazji porozmawiać z anestezjologiem (tu są takie przepisy, że najpierw trzeba odbyć taką rozmowę ale jakiś czas przed porodem), ona powiedziała że póki nie mam skurczy to można to jeszcze załatwić, więc poprosiłam żeby wezwała anestezjologa na wszelki wypadek chciałam podpisać zgodę.
Po pogawędce, o 14:30 podano mi pierwszy żel (przedtem lewatywka), po ok. godzince zaczęły zapisywać się skurczyki, o 18:00 odesłali mnie na kolację. O 19:00 wróciłam na KTG i tak leżałam podpięta pod maszynkę do 23:00. w międzyczasie o 20:30 podali drugi raz żel. Później przyszła położna i powiedziała że dziś nic z tego nie będzie bo skurcze za słabe, kazała mi iść spać i podała zastrzyk z tramalu żeby mnie nie bolało i żebym mogła pospać.
M. odesłałam do domu i położyłam się do łóżka, próbowałam zasnąć ale bóle mimo zastrzyku nie ustawały, przeciwnie były coraz częstsze i mocniejsze.
O 2:30 w nocy poczułam takie dziwne pyk i jak robi mi się mokro w gatkach, wstałam, poszłam do nocnej pielęgniarki a ta kazała mi iść na porodówkę. W między czasie zadzwoniłam do M. żeby przyjechał bo wody mi odeszły.
Na sali porodowej położna podpięła KTG, skurcze były dość mocne co 5-6min, ale rozwarcie tylko na palec. Zapytała czy mam ochotę poleżeć w wannie to nie będzie tak mocno bolało. Zgodziłam się, przyjechał M. i poszliśmy na salę z wanną (super-polecam), tam byłam cały czas podpięta pod KTG, między skurczami przysypiałam, było mi tak miło cieplutko...
Ok. 8:00 wyszłam z wanny i poprosiłam o ZZO bo skurcze powoli robiły się nieznośne.
Ok 9:00 Podali mi ZZO, anestezjolog wkuwał się dwa razy bo za pierwszym nie trafił

Po godzinie dalej czułam skurcze i mówię do położnej że chyba coś jest nie tak, znieczulenie chyba nie działa. Zadzwoniła do anestezjologa, kazał podać jakąś dodatkową kroplówkę i podawać co 20 min ZZO, wtedy naprawdę nic nie czułam. ZZO podgoniło moje rozwarcie do 9cm bardzo szybko...
No a potem się zaczęło...
Ok 13:00 odeszło znieczulenie, bóle miałam takie że myślałam że wszystkich pozabijam, krzyczałam żeby podali mi znów ZZO (rurkę miałam cały czas w plecach), na co położna że nie mogą bo nie będę wiedziała kiedy przeć. Chciało mi się płakać...
Dopiero ok. 15:30 przyszła pani doktor, rozwarcie miałam pełne, kazali przeć ale nic nie szło (przy parciu bolało trochę mniej), zapytała czy zgadzam się na cesarkę bo mały utkną w kanale i dalej nie pójdzie.
To było dla mnie zbawienie. Zabrali mnie na salę operacyjną, M kazali czekać na dzidziusia na sali porodowej.
Na operacyjnej szybka akcja z cewnikiem (tytlko trochę zaszczypało), szybko narkoza.
Obudziłam się po 18:00,na sali pooperacyjnej, jakiejś pielęgniarki zapytałam tylko czy z moim synkiem wszystko ok. powiedziała że tak.
Za chwilę przyszła salowa z M żeby zabrać mnie na górę na salę, za chwilę przywieźli nam nasze słoneczko, leżałam i patrzyłam na niego bo nie mogłam się ruszyć a on chyba wiedział że jesem jego mamą bo tak fajnie na mnie patrzył...

A później to już wiecie, po tygodniu otworzył mi się brzuch w szpitalu spędziliśmy miesiąc czasu, do tej pory brzuch jest otwarty...
Mój poród trwał 24godziny, nikomu takiego nie życzę...
Dodam tylko że Oskarek urodził się 16maja 0 16:15 z wagą 4620g i 56cm długi...
Ostatnia edycja: