Jak już napisałam na ogólnym, w piątek 23.05 zauważyłam krew w śluzie, tylko nitki ale zawsze. W nocy o 2:30 obudziły mnie lekkie skurcze, a Grześ mocno się wiercił. Ale nie panikowałam, tylko obserwowałam... skurcze były taki, że nie mogłam się ułożyć dobrze, bo mnie bolało i ciągle wstawałam do wc. Około 3:30 poczułam jak ze mnie coś wypływa - chodziłam znów do wc ale tym razem po to, żeby zobaczyć, co mi tam leci
tak pomyślałam, że mi się wody sączą, więc w końcu obudziłam A, zadzwoniliśmy po moją mamę, żeby wsiadała w taxi, bo przecież Gabryś. W tym czasie się przygotowaliśmy i w drogę
na porodówce miałam na dzień dobry 4cm rozwarcia, potem skurcze się nasiliły, ale nie były jakieś straszne. Około 7 A pojechał do domu, żeby spakować Gabrysia i zawieźć ich do babci, wrócił ok. 9, akurat jak się zaczęło, bo wcześniej wzięłam lewatywę, która w mig doprowadziła do tego, że z 4cm zrobiło się 10cm
bolało, ale bez dramatu
no i jak już zaczęły się parte, to skurcze osłabły
podejrzewam, że to wina tego, że po1 - lekarz niepotrzebnie położył mnie na ktg, bo jak chodziłam, to o wiele szybciej szło, po 2 - wcześniej brałam spasmolinę na skurcze i może ona jeszcze działała w organizmie... więc trochę się męczyłam z tymi partymi, w końcu podłączyli oxy i dosłownie w 10min poszło
na tyle szybko, że główka już wychodziła, a nic nie było przygotowane na poród, nie było położnika ani pediatry, łóżko nie było przerobione na porodowe
więc dosłownie położna przytrzymywała główkę, żeby jeszcze nie wyszła a reszta personelu w biegu szykowała wszystko
no i się urodził
szybciutko
od razu go dostaliśmy, leżeliśmy razem w sali porodowej ok. 2godz, potem Grzesia wzięli, a mnie przewieźli na poporodówkę, zdążyłam się wykąpać i już go miałam przy sobie
i powiem Wam coś - dopiero przy drugim porodzie poczułam się spełniona - bo po pierwszym to się wszystkim stresowałam, że nie umiem przewinąć, że go nie umiem wziąć na ręce, a teraz skupiłam się tylko na dziecku
generalnie muszę powiedzieć, że poród był super, w zasadzie w sobotę wieczorem mogłam iść do domu
jakbym się zatrudniła jako surogatka to chyba lepiej bym zarobiła niż u mnie w pracy
gorzej z donoszeniem, no ale widocznie tak miał się urodzić
i tak jak myśleliśmy, że to nasze ostatnie dziecko, to teraz nie mówię nie - jak się trafi trzecie, to będzie git - mój A jest przerażony