przedzkolanko, dzięki za rady, ja już właściwie sama doszłam do wniosku, że nie ma się czym przejmować, ale cieszę się, że to potwierdzasz. Dla mnie najważniejsze jest teraz to, że Filip zaadoptował się w przedszkolu, bo największym stresem było dla mnie to, że co dzień płakał, że nie chce tam iść, wymyślał różne historyjki o tym, jak to go dzieci straszą i temu podobne, byle tylko wzbudzić w nas litość.Teraz już mu przeszło i chodzi chętnie. Co do jedzenia, to bywa, że do przez cały dzień nie je nic, czasem je chleb lub bułkę z masłem, czasem ogórka czy jabłko, nauczył się już pić herbatę z cytryną (jak mu robię w domu, to mówi, że niedobra, bo nie taka jak w przedszkolu
), no i zjada oczywiście pączusie lub ciastka, bo to czasem dostają na podwieczorek, no i oczywiście swoje ulubione danonki. Nie tak dawno pani namówiła go nawet na dwie łyżki zupy. Zjadł o dziwo, więc chwaliłam, ile mogłam. Poźniej chciałam pójść za ciosem i zrobić mu taką zupkę w domu, żeby choć jeden rodzaj zupy zaczął jeść. Synuś się napalił i krzyczy - zrób mi pomidorową. Więc pobiegłam szybko do sklepu po odpowiednie składniki, nagotowałam mu tej zupiny, nalałam na talerz i...... okazało się, że on nie będzie jadł, bo to jednak nie była ta zupa (biedak nie pamiętał jednak, jak się ta pyszna zupa w przedszkolu nazywała)
. Ale nic to, dokarmiam potwora w domu i jestem dobrej myśli, bo skoro już zaakceptował przedszkole to wydaje mi się, że za tym pójdzie też jedzenie. Na pewno nie od razu, ale w końcu może ruszymy do przodu.
pozdrawiam
nikita