Angiee
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 7 Listopad 2020
- Postów
- 2 005
Hej! Zainspirowana postem @rybka1989 o ciągłych pobudkach rocznego dziecka stwierdziłam, że założę ten wątek.
Mam 5-miesięcznego syna i przed porodem nie miałam pojęcia, że niemowlę może tak fatalnie spać. Jasne, zdawałam sobie sprawę z tego, że przy chorobie, szczepieniach, ząbkowaniu itp. trafią się gorsze nocki, ale pobudki co 1h praktycznie co noc? O tym nikt nie mówił.
No i właśnie mój syn to taki typ. Jako noworodek spał ładnie, musiałam go wybudzać na karmienie. Później sam budził się co 3-4 h i dla mnie to było naprawdę super. Problem zaczął się jakoś po skończeniu 2 miesiąca i trwa do tej pory, a wręcz jest tylko gorzej. O ile kiedyś wystarczyła pierś i zasypiał w 10-15 minut, tak teraz usypianie na cycku udaje się coraz rzadziej. Więc wyobraźcie sobie bujanie 7,5 kg dziecka na rękach co 1-2h i trzymanie go z pół godziny, bo wcześniejsza próba odłożenia praktycznie zawsze kończy się wybudzeniem.
Dodajmy do tego słabe drzemki (półgodzinne), po których syn jest nadal zmęczony, ale już nie zaśnie. Poza tym jest pogodnym, świetnie rozwijającym się chłopcem. Szybko opanowuje kolejne kroki milowe, dużo się razem bawimy, wygłupiamy i śmiejemy.
Przeczytałam sporo książek i artykułów na ten temat i wniosek jest jeden - syn nie potrafi przechodzić z cyklu do cyklu (czyli właśnie co ok. 1h) i potrzebuje tego samego, co miał przy zaśnięciu - piersi, kołysania itp.
Jedyny sposób na to to nauka samodzielnego zasypiania, no albo czekanie, aż samo minie. Tylko że gdyby to był jeszcze miesiąc, 2 czy nawet 3 to spoko. Ale właśnie później dziecko kończy rok czy 2 i nadal budzi się co 1-2h. Moim zdaniem to nie jest normalne i nie chcę tego zostawiać czasowi.
W czym problem? W tym, że nawet łagodne metody nauki samodzielnego zasypiania łączą się z płaczem dziecka i z tym, że w pewnym sensie trzeba je po prostu zostawić w łóżeczku. I nie mówię tutaj o metodzie cry it out, a np o metodach, które zakładają pocieszanie dziecka leżącego, bez wyjmowania z łóżeczka. Mój syn jest typem dziecka, które praktycznie nie płacze gdy coś go boli, ale gdy jest zmęczony, to drze się w niebogłosy i wiem, że na początku tego płaczu będzie dużo - obstawiam, że minimum pół godziny.
I szczerze nie mam pojęcia, co robić. Ogarnęłam już wszystko inne, co się dało, ale nie przyniosło to żadnych efektów. A ja po kolejnej nocy, podczas której przespałam 4h pozlepiane z krótkich interwałów mam już po prostu dosyć. Wychodzi ze mnie frustracja, zdarzyło mi się krzyknąć coś niemiłego w kierunku syna i mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Nie chcę tak robić i wiem, że jedynym rozwiązaniem jest to samodzielne zasypianie, ale z drugiej strony boję się, że w ten sposób skrzywdzę swoje dziecko, że nie będzie już potrafiło mi zaufać, że sobie pomyśli "ja tu płacze, jest mi smutno, a mama nie chce mnie wziąć na ręce".
Dlatego rozpoczynam ten wątek, bo może są tutaj mamy, które przeszły przez te same dylematy i mogą coś podpowiedzieć.
A może @aniaslu dałoby się ogarnąć jakiś live na ten temat z psychologiem? Chyba że już było coś takiego i przegapiłam.
Mam 5-miesięcznego syna i przed porodem nie miałam pojęcia, że niemowlę może tak fatalnie spać. Jasne, zdawałam sobie sprawę z tego, że przy chorobie, szczepieniach, ząbkowaniu itp. trafią się gorsze nocki, ale pobudki co 1h praktycznie co noc? O tym nikt nie mówił.
No i właśnie mój syn to taki typ. Jako noworodek spał ładnie, musiałam go wybudzać na karmienie. Później sam budził się co 3-4 h i dla mnie to było naprawdę super. Problem zaczął się jakoś po skończeniu 2 miesiąca i trwa do tej pory, a wręcz jest tylko gorzej. O ile kiedyś wystarczyła pierś i zasypiał w 10-15 minut, tak teraz usypianie na cycku udaje się coraz rzadziej. Więc wyobraźcie sobie bujanie 7,5 kg dziecka na rękach co 1-2h i trzymanie go z pół godziny, bo wcześniejsza próba odłożenia praktycznie zawsze kończy się wybudzeniem.
Dodajmy do tego słabe drzemki (półgodzinne), po których syn jest nadal zmęczony, ale już nie zaśnie. Poza tym jest pogodnym, świetnie rozwijającym się chłopcem. Szybko opanowuje kolejne kroki milowe, dużo się razem bawimy, wygłupiamy i śmiejemy.
Przeczytałam sporo książek i artykułów na ten temat i wniosek jest jeden - syn nie potrafi przechodzić z cyklu do cyklu (czyli właśnie co ok. 1h) i potrzebuje tego samego, co miał przy zaśnięciu - piersi, kołysania itp.
Jedyny sposób na to to nauka samodzielnego zasypiania, no albo czekanie, aż samo minie. Tylko że gdyby to był jeszcze miesiąc, 2 czy nawet 3 to spoko. Ale właśnie później dziecko kończy rok czy 2 i nadal budzi się co 1-2h. Moim zdaniem to nie jest normalne i nie chcę tego zostawiać czasowi.
W czym problem? W tym, że nawet łagodne metody nauki samodzielnego zasypiania łączą się z płaczem dziecka i z tym, że w pewnym sensie trzeba je po prostu zostawić w łóżeczku. I nie mówię tutaj o metodzie cry it out, a np o metodach, które zakładają pocieszanie dziecka leżącego, bez wyjmowania z łóżeczka. Mój syn jest typem dziecka, które praktycznie nie płacze gdy coś go boli, ale gdy jest zmęczony, to drze się w niebogłosy i wiem, że na początku tego płaczu będzie dużo - obstawiam, że minimum pół godziny.
I szczerze nie mam pojęcia, co robić. Ogarnęłam już wszystko inne, co się dało, ale nie przyniosło to żadnych efektów. A ja po kolejnej nocy, podczas której przespałam 4h pozlepiane z krótkich interwałów mam już po prostu dosyć. Wychodzi ze mnie frustracja, zdarzyło mi się krzyknąć coś niemiłego w kierunku syna i mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Nie chcę tak robić i wiem, że jedynym rozwiązaniem jest to samodzielne zasypianie, ale z drugiej strony boję się, że w ten sposób skrzywdzę swoje dziecko, że nie będzie już potrafiło mi zaufać, że sobie pomyśli "ja tu płacze, jest mi smutno, a mama nie chce mnie wziąć na ręce".
Dlatego rozpoczynam ten wątek, bo może są tutaj mamy, które przeszły przez te same dylematy i mogą coś podpowiedzieć.
A może @aniaslu dałoby się ogarnąć jakiś live na ten temat z psychologiem? Chyba że już było coś takiego i przegapiłam.