reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

reklama
OK.. chciałyście to macie.. może to nie odpowiedni wątek, ale zgodnie z regułą nie będę ich mnożyć... Część I Historii z życia wziętej... ;D
Jest poniedziałek.. gin dyżurny na obchodzie powiedział, że dzisiaj do domku.. ALLELUJA.. o godzinie 9 byłam już zwarta i gotowa do wyjści.. Nie przebrałam jeszcze Nicole w jej własne ciuszki.. a to dlatego, że chciałam jej oszczędzić stresu związanego z porzuceniem "kokona".. (tłum. sprytne zawiniątko pielęgniarek na noworodkach).. siedzę i czekam.. czekanie umilają mi wyprawy do kibelka.. Mąż ma się pojawić o 12 bo od tej są wypisy.. Nie mogłam się doczekać więc koło 10 odstawiłam "wóz" małej do zajezdni.. pielęgniarka do mnie "Ale jak Pani będzie wychodzić to u nas musi Pani pokwitować odbiór dziecka" (Chora jakaś nie dość, że se sama je urodziłam to jeszcze będę im kwitować odbiór.. jakby to jakaś paczka była)... o 11 już nie wytrzymałam i przebrałam Niunie. O 12, zgodnie z zegarkiem, pojawił się mąż. I czekanie na wypis.. przyszła siostra i przynosi mi wypis ginekologiczny.. hmm.. Nie dość że wpisali mi zły adres, to jeszcze odmłodzili mnie o dwa lata (DO POPRAWKI !!!) ;D, więc dalej siedzę i czekam... w końcu otrzymałam wersję poprawioną i pobiegłam pokwitować odbiór... na to przełożona.. JAK TO DZIECKO UBRANE DO WYJŚCIA A JA JESZCE MUSZĘ KREW Z PIĘTY POBRAĆ... cisnęło mi się na usta "SRAKTO".. ale jako grzeczna pacjentka zamrugałam jedynie niewinnie oczami.. Pobrali krew, wkurzyli moją małą i się rozryczała (JA TEŻ NIE LUBIĘ JAK KTOŚ UPUSZCZA COŚ ZE MNIE)... Jeszcze spotkanie z panią pediatrą i .. DO WIDZENIA .. na dzień dzisiejszy nie wiem czy nie powinnam powiedzieć ŻEGNAM NA ZAWSZE (hmm.. a może z czasem mi się to zmieni)... Truchtem do samochodu.. mała śpi.. Przejażdżka do domciu i wreszcie w rodzinnych pieleszach.. i teraz miała zacząć się sielanka.. JAKA BYŁAM GŁUPIA.. Na dzień dobry starcie z psem.. który chciał małą się "pobawić" .. pierwsza schiza (zapomniałam dodatć że mój pies to wodołaz i waży ponad 60 kg).. zabarykadowałam się w sypialni.. malutka nadal śpi.. a ja usiadłam jak ten matoł i nie wiedziałam co mam zrobić ... po łbie kolebało mi się tysiące myśli... z jednej strony moje dziecko z drugiej ukochany pies.. wiedziałam, że muszę wybrać i istnieje tylko jedno wyjście... po pracy wpadła mama.. zobaczyła niunię .. potem spojrzała na mnie.. PYTANIE .."co się dzieje??" a ja nie potrafię się opanować.. zaczynam ryczeć jak małe dziecko... (ryczałam tak tylko raz przed ustną maturą z polskiego ;D)... ale byłam twarda i po godzinie się opanowałam BUAHAHAH... wpadła bratowa z bratem i dzieciakami.. po ochach i achach .. pojechali do domu.. i zostałam sama (niby z mężem, ale jednak on w mojej głowie nie siedzi) .. poszłam się wykąpać i znowu w ryk... normalnie schiza... (ale to jeszcze nie depresja bo ta podobno dopada ok. 6 tygodnia ;D).. wracam do pokoju.. patrzę na męża i widzę jego bezradność.. (a zapomniałam dodać po kąpaniu mała dostała butlę bo ja wyrodna matka po cesarce nie miałam odpowiedniego pokarmu jeszcze)... położyłam się do łóżka.. i to był piękny widok.. moje dziecko w łóżeczku.. grzeczne jak aniołek.. potem mój mąż między łóżkiem a łóżeczkiem.. głaszczący jedną ręką małą, drugą morsa wyjącego na łóżku (czytaj mnie)... i to był pierwszy dzień.... Drugi był jeszcze ciekawszy.. ale o tym w kolejnym odcinku :)... Także drogie obecne i przyszłe mamy.. LIFE IS BRUTAL ;D
 
Duralex - gratuluję!
Mnie przeraża nalot gości, już od jakiegoś czasu zaczęłam zapowiadać, żeby raczej poczekali, bo znając siebie mogę nie być zbyt miła.... ;)
 
duralex no teraz sie nie dziwie, ze nie chcialas od razu o tym dniu pisac, dystans jest potrzebny. Ale chyle czola, ze pozbieralas sie tak szybciutko :)
Oj wszystko przed nami.
 
Duralex, może będę niemiła że nie powiem: "jak mi przykro..." ale potrafisz tak pisać że mało z krzesła nie spadłam tak się trzęsłam ze śmiechu. Musiałam trzymać brzuchol żeby mi się nie urwał. Powinnaś pisać książki!!!!!!!!!!!!!

No niestety, burza hormonów działa i nic nie możemy na to poradzić.

Jeszcze nie raz będziemy płakały z bezsilności ale jak zwykle DAMY WSZYSTKIEMU RADĘ.

Trzymaj się Duralex i przykro mi że musiałaś przez to przejść. Oby takich chwil jak najmniej.
 
"Poród w II aktach".... tak, tak, w II nie w III :laugh:

No więc zaczęło się to tak:

10X mała bardzo słabo się ruszała więc myślałam że to już blisko ale 11X zaczęła się rozpychać na maxa no więc dałam sobie spokój z takim myśleniem.
12X (w rocznicę naszego ślubu) opętało mnie, dostałam takiego kopa że nie mogłam usiedzieć na miejscu. Zaczęłam sprzątać na ogrodzie i grabić i nic mnie nie męczyło :laugh:
Mąż stukał się w głowę i myślał że oszalałam. Wieczorkiem podałam kolacyjkę, no i to winko, które kupiłam na naszą rocznicę. Zdążyłam wziąć łyka i zaraz poleciałam siusiu. No i w trakcie usłyszałam (może lepiej będzie - poczułam) jakby balonik we mnie pękł. No ale nic poza tym się nie działo. Idę do pokoju a tu coś ze mnie cieknie, no i szybciej wróciłam do łazienki niż z niej wyszłam. :laugh:
Była godzina 19,30 zadzwoniłam do położnej, opisałam sytuację, ona że pewnie o 24 będziemy się zbierały do szpitala. Chciała aby akcja rozwinęła się bardziej w domu bo często jest tak że jak za wcześnie pojedzie się do szpitala to cała akcja się zatrzymuje. Ja też chciałam siedzieć w domu ile się da. No więc miałam zaczekać do skurczy, których oczywiście nie miałam w ogóle. Zdążyłam odłożyć słuchawkę i poczułam lekki ból w krzyżu i lżejsze niż podczas ciąży skurcze. E tam skurcze, tyci, tyci skurczyki. Jeden drugi trzeci, co trzy minuty później co dwie. Ja na to hola, hola co tak często jeszcze przyjdzie mi rodzić w domu. Dzwonię do położnej. Opowiadam co i jak, ona na to, że fakt że są tak częste i nawet regularne to jeszcze nic, mam poczekać na skurcze, które będą napinały cały brzuch no i będą "INNE". O co chodziło z tymi innymi dowiedziałam się bardzo szybko, hi, hi. Położna powiedziała że zdzwonimy się o 22 i zobaczymy co dalej. O 20.30 skurcze były już trochę silniejsze, ale nie takie żeby znowu dzwonić do położnej i panikować. Postanowiłam przecież że wolę jak najdłużej posiedzieć w domu. Zdecydowałam jednak zadzwonić wcześniej czyli o 21,30 ponieważ skurcze miałam juz takie że musiałam sobie przysiąść a Oskar cały czas za mną chodził, ja do pokoju on za mną, ja do kuchni on za mną. Postanowiłam że chcę mu zniknąć z oczu żeby się nie stresował. To spowodowało że umówiłyśmy się z położną w szpitalu między 22.00 a 22.15. Oczywiście nie mogło być inaczej jak każde skrzyżowanie to czerwone światło i oczywiście skurcz, a były one coraz silniejsze. O 22.00 podjechaliśmy pod szpital równocześnie z położną. :laugh: I całe szczęście bo 20 minut później urodziłabym w samochodzie albo w McDonaldzie. Na parkingu miałam już skurcze niczego sobie. Położna do mnie że chyba rodzę :D więc nie przechodzimy przez Izbę Przyjęć tylko od razu mnie zbada. Okazało się że mam 5cm rozwarcia i położna idzie się przebierać i idziemy na salę porodową. No ale biedna miała bardzo mało czasu na przebranie się bo jak tylko wyszła złapał mnie taki skurcz party, jeden, później drugi. Zdążyły mi tylko zmierzyć ciśnienie i posłuchać serduszka małej. Ledwo położna zdążyła założyć rękawiczki.
Tak więc o 22 byliśmy w szpitalu a o 22.20 Igusia się urodziła. Godzina 24 w moim przypadku się nie sprawdziła ;D Położna powiedziała że jak będę w ciąży z trzecim dzieckiem to dwa dni wcześniej muszę znaleźć się w szpitalu aby w domu nie urodzić.
No i tak to było, I akt trwał godzinę, II 5 min.

Pierwszy poród był szybki ale ten to już pobił prędkość światła. :laugh:
 
Niezła jesteś Syla ;D Rekordzistka pod każdym względem - największe dzieciątko (z dotychczas urodzonych) i najszybszy poród!! :) :) :)
 
reklama
Syla- tylko pozadrościć Ci tego tempa porodu :-D . Dałaś nadzieję tym, które jeszcze mają to przed sobą :-)
 
Do góry