No wiec u nas było tak:
W czwartek poszłam do lekarza na 17-ta on powiedział, ze rozwarcie jest na półtora palca( przez 2 dni przybyło niby te pol) i ze szyka się znowu skróciła, ale jeszcze jest. Na KTG wyszły regularne skurcze co 5 minut ( tzn one były co 5 , 6 minut) ale bardzo słabe.
Zapytał, jak jestem umówiona z położna, czy mam dzwonić do niej, czy w nocy jechac od razu na porodówkę…a ja od niego, a co to już dzisiaj w nocy…on mówi niekoniecznie, ale może i tak.
Starałam się tym nie sugerować, starym zwyczajem zaplanowałam na piątek pare rzeczy
Około 1 w nocy zaczęły mnie bolec plecy, jakoś tak po półtorej godzinie snu, przewracałam się z boku na bok i czekałam czy to tylko plecy…głupia zamiast spać dalej, ale ja się bałam, ze cos przegapię……..potem ból pleców przeszedł dość szybko w ból brzucha.
Bole były na początku co 14, 10, 13 minut różnie, ale potem nagle regularnie co 6 min czasami 5 czasami 6)……no tak, ja to chyba za dokładnie mierzyłam no wiec myślałam, czekam az będą regularne co 6 minut i obudzę Wojtka, było już tak Kolo 4 rano, międzyczasie zrobiłam jednak kanapki dla niego do szpitala i przygotowałam co tam jeszcze było do przygotowania i nagle te skurcze zaczęły być co 4 minuty no wiec obudziłam Wojtka, było około 4:30. On rozsądny powiedział, żebym zrobiła sobie ciepla kapiel, ze to rozstrzygnie……..no faktycznie, pomyślałam, skad on o tym pamieta a ja nie no ale bole były dalej coraz silniejsze i zdecydowanie regularne. Nie wiedziałam, czy dzwonic po nocach do poloznej, Wojtek jednak postawil telefon do niej na pierwszym miejscu…właściwie miał racje, sama się denerwowałam powoli. Zadzwoniłam i umowilismy się tak, ze jak mi nic nie przejdzie to mam jej dac znac jak będę wyjeżdżała z domu ona tez ruszy do pracyna porodowke Uspokoila mnie, ze ona jest gotowa w każdej chwili dnia i nocy i żebym się tym absolutnie nie przejmowala. Bole już powoli były co 3 minuty, ale ja się ogólnie czułam bardzo dobrze, chciałam tylko umyc jeszcze glowe ale Wojtek jednak postawil na wyjazd, może i dobrze, bo po drodze do szpitala bolało już mocno, oj bardzo mocno.
Tak wiec po śniadanku około 5 rano ruszyliśmy do szpitala. Tam zbadała mnie moja polozna i powiedziała, ze szyjki nie ma wcale a rozwarcie na 2 palce podłączyła KTG na pol godziny a potem kazała się gdzies przejść godzinkę. Po powrocie badanie rozwarcie 3 cm i KTG. Znowu spacerek po spacerku badanie USG mierzeniem, oj ono trwalo długo i znowu polozna sprawdza szyjke a tu nic wiecej, wiec zapytala, czy mam ochote na spacer, miałam oczywscie. Sliczny słoneczny dzien, śmialiśmy się okropnie jakos ze wszystkiego i cieszyliśmy się, ze to już niebawem, poza tym myślałam, ze chodzeniem, ( glownie po schodach) pomoge sobie w rozwieraniu a przede wszystkim łatwiej było mi znieść bole. Pochodziłam znowu godzinke a rozwarcie stoi w miejscu. Petra –polozna poradzila przebic pęcherz, zobaczyc jak to podziala i podłączyć ewentualnie oksytocyne, było już około 10-tej jak przebila pęcherz, brzuszek spłaszczyl się nieco i bole były sporo silniejsze. Wody były lekko zielone, co oczywiście minie przejęło, ale ona mówiła ze to tylko lekko. Rozwarcie postępowało baaaardzo powoli. Wiec zzo i oksytocyna, znieczulenie zrobili około 13-tej super zrobione, super efekt
Od tej pory jak podlaczyli oksytocyne skurdze były baaardzo silne widziałam na KTG a ja spalam sobie i odpoczywałam po zarwanej nocy
Wojtus czytal książkę chodzil, jadł sobie, było super. Jak nie spalam jakos tak fajowo nam się gadalo, prawie stale śmialiśmy się.
Rozwarcie w ciagu 2 godzin było pelne, około 16-tej, ale glowka malej nie zsunęła się w tym czasie tak nisko jak powinna być bo była lekko skosnie, nie w odpowiedniej płaszczyźnie, i tony serducha były bardzo nieregularne, zaczely się bole parte, ale widziałam, ze lekarze mowia o cc. Polozna jednak stale mowi badając główkę, ze zsuwa się nizej i ze rodzimy normalnie. OK……tylko, ze ja po dodatkowym znieczuleniu ( dodali mi, jak zdecydowali o cc ze względu na tony serca i brak zsuwania) lewa noge miałam zupełnie niewladna.
Nagle polozna mowi do Wojtka ( który wg, naszych planow wlasnie w tym momencie miał wychodzic z porodowki na korytarz) żeby chwycil tamta noge i przyciągał mi glowe do klatki.hahaha pomyślałam, a on podchodzi i z abiera się fachowo za noge i glowe. No potem powinno być już z gorki, ale nie było, bo ta glowka była jednak przekrecona i mala nie wychodzila tak jak mogla, pytałam, czy mogę cos zrobic z parciem, a oni ( był już przy tym lekarz ) mowili, ze pre bardzo dobrze, tylko kosci…..
wszystko było przygotowane do cc, i przywieziony był tez …jakzesz się nazywa po polsku…..prozniowe wyciąganie maluszka) ale przy nastepnym parciu polozna mowi widac główkę, przy nastepnym ja wyciągnęła i położyła zaraz na mnie.
Szczescie niemożliwe tym bardziej, ze byliśmy obydwoje przy tym, ale widziałam, ze mala odkrztusza zielonkawe wody i powiem szczerze, ze przytulałabym ja cale wieki, ale balam się, ze się tym zachłyśnie, no i sama mowie, ze trzeba odessac ja…a polozna się smieje i mowi, to OK. dajmy ja pediatrom A pediatra już był i czekal na nia, zabral ja od razu, przyszedł do mnie po jakichs 20 minutach i powidzial, ze wszystko jest z nia OK. ale musieli podłączyć respirator……no ladnie pomyślałam, ale opowiedział potem dokladnie co jest, ze odsysaja jej caly czas z żołądka wody, którymi ona wymiotuje i to powoduje niebezpieczeństwo zachłyśnięcia.
Mnie położyli do sali poporodowej, a po drodze zatrzymaliśmy się na korytarzu, żeby spotkac jeszcze malą zaopatrzoną w inkubatorku w czasie przewozu na intensywna noworodków.
Dali kolacyjkę - zjadlam nie myslac wcale co mi dają ( o tym napisze w odpowiednim watku
)
Przyszedł pediatra, powidzial, ze oddycha już samodzielnie tylko odech jest niemiarowy i zostaje w inkubatorze do jutra.
Potem wywieźli na gore na oddział.
Po ok. godzinie pojechaliśmy w mezem, ja na wozku bo dalej nie miałam wladnej nogi do Anulki, oddychala już samodzielnie, znowu lekarz wytłumaczył mi co jest grane i uspokoil mnie bardzo. Już wieczorem po powrocie dostalam laktator elektr. I odciągnęłam 10ml!!!!!!!! :laugh: pielegniarka zaraz zniosła to do Anulki, żeby jej dali o 6 rano poszlam już sama do niej  o 7:30 znowu odciągnęłam 20ml
sama już zaniosłam Anulce jedzonko, ale ponieważ zaczynała się pora obsługi maleństw musiałam wyjść. O 12 zeszliśmy z mezem zanioslam nastepna porcje tym razem ciut mniej, a ona już była w łóżeczku i sama zupełnie fajnie osbie radzila, pozwolili mi ja nakarmic
Wypisali ja do mnie z intensywnej ter. O 16-tej. :laugh: