reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze porody - marzenia a rzeczywistość

No to i ja opiszę swój poród:-)
A więc godz.5 rano Piotrek wychodzi do pracy,ja wstaje też na siku.
Mija 20 minut i dostaję skurcze co 2 min,ale nie za silne,o 6.25 dzwonie do piotra,żeby wracał(a on do mnie czy serio,czy sobie jaja robie):-)
W szpitalu byłam o 8,a tam ful izba przyjęć,mówią że nie ma miejsc,no to ja im na to,że to moja 5 ciąża i bóle co 2 min.No to wtedy szybko do gabinetu,położna mnie zbadała i dzwoni na porodówkę,bo miałam pełne rozwarcie i tylko pęcherz płodowy trzymał(no to ja szczęśliwa,bo myślałam,że 2 parte i Kacper na świecie będzie i nawet nie wiecie jak bardzo się pomyliłam):-(
Zawieźli mnie na porodówkę,bada mnie połozna i od razu wody odeszły,woła lekarza,bo się okazało,że mały wysoko główkę ma.Podłączyli oxy i kazali w skurczu na piłce skakać.
Tak się bawiliśmy do 10,wtedy pierwszy raz tentno małemu spadło do 60.Szybko na łóżko,masa lekarzy,jedna zaczęła mi mieszać i mówi coś,że głowa się normalnie odbija,kazała poprzeć,ale to nic nie dało.Mówiłam do Piotrka,że sama nie urodzę,mały tak wysoko uciekł,że brzuch to pod samymi piersiami miałam.Miałam bóle parte co minutę i mówie,że chce znieczulenie,a oni,że na takim etapie porodu nie mogą mi dać,bo w każdej chwili mogę rodzić,to ja powiedziałam,że chce cc bo nie urodzę sama,a oni że jeszcze czas:wściekła/y:
To sie wk*****m i powiedziałam,że znieczulenia nie,cc nie to idę do domu.taka byłam zła.Poleżałam do 11 cały czas przypięta do zapisu tętna,z bólu to myślałam,że Piotrkowi rękę złamię,ale dał radę.Tak się męczyłam do 12,wtedy małemu drugi raz tętno spadło.Znowu zlot lekarzy,znowu mi zamieszała i kazała przeć,ale mały nie zszedł niżej,no i się zaczęło:małemu tętno spadało na maxa,ja prawie przytomność straciłam i szybka decyzja,zgadza się pani na cc?szybko podpis i na salę.To było najgorsze przeżycie w całym moim życiu,wszystko trwało 8 min(cewnik,przewiezienie na blok operacyjny,narkoza i koniec).Byłam w znieczuleniu ogólnym,obudzili mnie dopiero o 14,a mały się urodził o 12.08.Jak mi wyciągała rurkę intubacyjną,to myślałam,że mnie ktoś dusi,nie mogłam powietrza złapać,rurka wyszła a ja wtedy dostałam tak silnego skurczu partego,zaczęłam oddychać jak przy bólu,te mi się kazały uspokoić,ale ja nie mogłam(uspały mnie na skurczu i tak też się zbudziłam),mówię wam masakra.Jak juz się uspokoiłam,to powiedziały ile dziecko waży i mierzy itp.Piotrek cały czas pod drzwiami czekał,biedny tak mi go szkoda było.Miały być 2 parte,a skończyło się całkiem inaczej.Synka zobaczyłam dopiero po 24 godz:-(
Okaz zdrowia i ulubieniec pielęgniarek.Mówili o nim ten wielki z cc:-D
To by było na tyle.Jak wiecie nie tak sobie to wyobrażałam i nawet nie macie pojęcia jaka byłam zła,że miałam cc.Ja nie mogłam się z tym pogodzić,że 5 dziecko i normalnie się nie dało rodzić.Ale teraz to już po fakcie:tak:
 
reklama
Ja też Wam opowiem jak miałam :p

w piątek 4.03.2011 ok 5.50 odeszły mi wody, więc wzięłam prysznic i pojechałam do szpitala, bóli nie miałam.
zostałam przyjęta na oddział i o 11.25 dostałam pierwszą dawkę OXY, nie miałam, nie miałam skróconej szyjki i lekarz powiedział, że do porodu daleko.
o 11.30 zaczeły się bóle co 10 minut, około godziny 19 skończyła się kroplówka i skończyły się bóle.
w sobotę był lajcik do godziny 21. wtedy zaczeły się skurcze z krzyża i trwały do 6 rano, co 2-3 minuty.
w niedzielę w dzień znowu był spokój do godziny 19, wtedy to zaczeły się kolene skurcze co 2-3 minuty i trwały i trwały, całą noc...
ale dalej nic się w stronę porodu nie działo. wszystko pozamykane, nic rozwarcia. około godziny 3 (juz poniedziałek był) położna stwierdziła że szyjka się skrócił i może się w końcu zacznie. w poniedziałek dostałam rano drugą dawkę OXY, zaczeło się rozwarcie na 3, po godzinie było na 4.
położna zbadała mnie po 2 godzinach znowu i się okazało że cały czas na 4, osobiście przy skurczu zrobiła na 5, ale to nic nie dało.
o godzinie 14 lekarka mnie zbadała znowu i się okazało że jest jakieś 4-5, jak się naciągnie to może do 6 rozwrcie będzie, ale główka przestała napierać, i zarządziła że dłużej czekać nie będzie na godzinę 15 mam być naszykowana do cięcia.

Tak oto męczyłam się cały weekend aby w poniedziałek 07.03.2011r o godzinie 15.17 zobaczyć mój skarb jedyny Wojtusia :)
 
3 tygodnie po, ale też opiszę swój poród a dokładniej zacytuję fragment listu do mojego brata bo już nie chce mi się opisywać jeszcze raz :

22giego w dniu terminu obudziły mnie skurcze o 5:30, wstałam, wykąpałam się, pokręciłam po domu i zaczęłam się zbierać bo się umówiłam z mamą mojej koleżanki, że wpadnę do niej bo czekała tam na mnie paczka z ubrankami dla małego z anglii. Po tej wizycie u tej mamy miałam się pojawić na kontrolne ktg w szpitalu. Miałam już coraz silniejsze to skurcze,ale nie sądziłam że cokolwiek się zacznie więc nie alarmowałam jeszcze Rafała. Podjechałam do szpitala (praskiego) i poszłam na badanie. Co najśmieszniejsze - pojechałam samochodem taty bo mój pierdnąl a beemka miała rezerwę (a co się później okazało to w beemce też akumulator padł) W szpitalu zrobili mi ktg ktore wykazalo intensywne skurcze, potem zbadali mi rozwarcie, które było na 2 palce więc zdecydowali że mnie zostawiają. Zadzwoniłam więc do domu by przyjeżdżali. po ok 1.5 godz w końcu się zjawili a ja już w szpitalnej koszuli bo szybko chcieli mnie na porodówkę zabrać. Bóle zaczęły być nie do wytrzymania, skurcze co ok. 2 min o intensywności 100 więc można się domyślać jak bardzo cierpiałam. Bóle z brzucha i z krzyża, rozrywało mnie od środka,straszne to było. Po jakiś 4 godz podali mi znieczulenie do kręgosłupa wiec trochę odsapnęłam i mogłam troszkę dojść do siebie. Potem przeniesli mnie do innej sali, podali kroplówkę na rozruszanie skurczy i akcji i podjeliśmy decyzje o nie podawaniu mi 3 dawki znieczulenia, bo by tylko spowolniła akcję. Tak więc moje bóle powróciły ze zdwojoną siłą. Wody mi nie odchodziły więc położna musiała przebijać mi pęcherz i okazało się, że wody są zielone czego bardzo się bałam więc dodatkowo się zryczałam bo to dla mnie straszne było. Potem leżałam dalej, ściskając mocno Rafała za rękę i modląc się, by to już się skończyło. Momentami myślałam, że tam umrę ;-/ Potem przyszły skurcze do parcia ale nie potrafiłam się zgrać z położną, nie umiałam połączyć parcia z oddychaniem itp, każdy się nade mną denerwował co jeszcze bardziej mnie stresowało, nie miałam już w ogóle sił ale w końcu się udało i poczułam to ciałko na swoim brzuszku. Byłam w szoku, nie wiedziałam co się dzieje. Mały był podduszony i siny, przez co dostał 8 pkt w 1wszej minucie ale potem już dostał 10. Potem to łożysko musiałam urodzić co także bolało oraz szycie, co bolało oporowo. Jednym słowem - koszmar !!! Ale już miałam Małego po naszej stronie. Potem 2 godz na sali poporodowej a potem na sale ogólną. Pobyt w szpitalu też nie był super, mały nie chciał jeść cyca, ja nie miałam pokarmu i nie umiałam go dostawiać, pielęgniarki raz na rzadki czas wpadły by go dostawić do cyca ale to nic nie dawało i przez 3 dni od porodu stracił ponad pół kg bo tylko w nocy go dokarmiano sztucznie. W końcu nas wypisali do domu. A ja jeszcze tydzień miałam popękane naczynka na twarzy od wysiłku i parcia ;-/

Mówię wam dziewczyny - wycierpiałam się tak,jak nigdy w życiu! A miałam tak lajtowe podejście do porodu, byłam pewna, że pójdzie gładko. Zbyt szybko na kolejny poród się nie zdecyduję ;-/ Mówią, że szybko się ból porodowy zapomina, że jak się dostaje ten długo oczekiwany Skarb na brzuch to ból odchodzi w nie pamięć. Niestety nie u mnie ;-/
no to tyle mojej traumy :)
 
Ostatnia edycja:
Do góry