reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze porody (bez komentarza)

reklama
fazerkamm, nie myślałaś o pisaniu książek czy wierszy?? Opowiadasz tak wzruszająco, z takim wyczuciem, że aż chce się czytać więcej i więcej. Niektórzy mają do tego dar - i nieważne czy piszą o nowo narodzonym dziecku, czy o wizycie na poczcie.
Po Twoich postach już 2 razy miałam łzy w oczach i raczej nie zwalałabym tego na hormony, bo nie po każdym poście o porodzie chce mi się ryczeć ;-)
jej dziękuję bardzo.. miło mi usłyszeć takie słowa! aż się wzruszyłam.. nie spodziewałam się tak pozytywnej reakcji;-) ja po prostu prosto z serducha to napisałam :-)
 
No wiecie, ja nie twierdzę, że nie bolało. Uważam, że to w dużej mierze kwestia nastawienia. Bolało jak ho..... zwłaszcza w ostatniej fazie. Mamy szpital niedaleko, więc mogliśmy sobie pozwolić na siedzenie w domu. Moje rady:
- jeśli to możliwe, poczekać z wyjazdem do szpitala
- chodzić, chodzić i jeszcze raz chodzić.
- Każdy skurcz w I fazie skurcz przestałam oparta o stół, krzesło itd.i kołysałam miednicą albo robiłam kółka (taniec brzucha się przydał)
- Nie wolno myśleć o skurczu tylko o oddechu.

Oczywiście B. też się dostało, że odzywa się do mnie podczas skurczu. :sorry: Przecież i tak nie dociera do mnie...
 
no właśnie o tyle mam dobrze że szpital 5 min samochodem :) tylko nie wiem czy będę miała to szczęście,że poród zacznie się sam,bez żadnych problemów. w pierwszej ciąży nie mogłam sobie pozwolić na siedzenie w domku ze względu na cieknące wody i przenoszenie.
 
Dorotka bardzo dobre rady:-). Dziś byłam na IP to lekarka dokładnie to samo mówiła. Warto w domu posiedzieć, jeśli ma się dobry dojazd póki skurcze nie są co 4-3 min a po odejściu płynu można też spokojnie wziąć prysznic, bo z 5 godzin może wszystko potrwać.

Pati no wiesz co jak...myślałam, że z Tobą przenoszę tą ciążę a Ty już dziś rozpakowana elegancko i skurcze same się pojawiły u Ciebie...super...
 
No to i ja opiszę swój poród. Postaram się żeby było zwięźle. 2.01 miałam skierowanie na indukcję porodu na Karową. Pojechaliśmy tam rano a tam istne oblężęnie na IP - wszystkich po kolei odsyłali. Znaleźli mi miejsce w IMiDz i tam pojechaliśmy z mężem. Przyjęli mnie tam na patologię. Robili badania, ciągłe ktg itp. 3.01 na 1 z ktg leżałam ponad godzinę a tu tętno małej ciągle 170-190, a prawie się nie ruszała wcale. Potem wieczorem zrobili powtórkę ktg i tętno się unormowało. Rano 4.01 zrobili mi jeszcze dokładne usg i wyszło małowodzie, więc nie było na co czekać i decyzja o indukcji. Jakoś średnio miałam wenę tego dnia na rodzenie, bo w nocy 2 dziewczyny z mojej sali zaczęły rodzić, zaraz na ich miejsce przyjmowali nowe pacjentki i całą noc na sali miałyśmy sajgon, bo najpierw latali do tych rodzących, potem sprzątali łóżka, potem przyprowadzali nowe pacjentki, badali i tak wkoło. Przespałam może jakieś 3h. No ale trudno, poszłam na tę porodówkę. Podłączyli mi oxy około 10:00. Zanim zaczęły się skurcze trochę to trwało. Te skurcze brzucha to jest pikuś, na ktg pokazywało mi siłę skurczów 100-120 a ja czułam po prostu twardnienie i dyskomfort lekki. Potem zaczęły się bóle krzyżowe i one przy sile skurczów 30 były już nie do wytrzymania. Oczywiście poprosiłam o zoo. Było już 4-5cm rozwarcia więc szybko przyszła anestezjolog i założyła cewnik. Dostałam zoo o 12:00, zaczęło działać i ból stał się znośniejszy, ale po chwili okazało się, że już mam parte. Czułam ból mimo zoo, ale zapewne był lżejszy niż jakbym nie miała znieczulenia. Ja myślałam że po podaniu zoo to sobie poleżę w błogostanie ze 2-3h jak to było przy pierwszym porodzie, a tu mi przeć każą po chwili :szok: W szoku byłam i nie bardzo kontaktowałam co się dzieje, że co, że już mała wychodzi???:szok: Parcie łatwe nie było, czułam dokładnie jak mała przechodziła. No i dużo wysiłku w to włożyłam (przy pierwszym porodzie tak tego nie odczułam), bo aż mi naczynka na twarzy popękały. Mnie się zdawało, że to trochę trwało, ale w książeczce zdrowia jest wpisane, że II faza porodu trwała 10min, no i tak chyba musiało być skoro mała urodziła się o 12:15 (a zoo przy 5cm rozwarcia dostałam koło 12:00). Położyli mi malutką na brzuchu i moja pierwsza myśl: "O matko, jaka ona maleńka, musieli się pomylić na usg że waży 3600. Ona ma jakieś 2000-2500g!" Ja już po prostu zapomniałam jakie maleńkie są te noworodki. A Alusia rzeczywiście ważyła 3590g i mierzyła 54cm :-) Zabrali ją na chwilę na badanie i na naszą prośbę przynieśli ją jeszcze i położyli golutką mi na brzuchu i tak sobie leżałyśmy, mała trochę possała pierś. A jak się odkleiło już łożysk no to ją zabrali do ubrania żeby się nie wychłodziła. Potem mnie zszywali, miałam fuksa, bo nadal działało zoo, więc nic nie czułam. No i to by było na tyle :-)
 
reklama
To moze i ja opisze moj porod :-)

Cc mialam umowiona na godzine 11. Rano obudzila mnie polozna, zrobila lewatywe, przypiela wenflon, podlaczyla ktg na 40min. Caly czas myslalam o tym, ze juz za kilka godzin bedzie z nami Milenka :-) Kolo 8 rano przyjechal moj Mezus i moi Rodzice. Rozlozylismy gre "Osadnicy" i wzielismy sie do gry. Atmosfera byla bardzo przyjemna :-)

Kolo 10 przyszla polozna i powiedziala, ze zabieraja mnie na sale operacyjna, bo zwolnilo sie wczesniej miejsce. Przebralam sie w koszule do porodu, podpisalam rozne papierki i juz mialam isc rodzic... A tu zmiana planow, bo wypadla jakas niespodziewana cesarka i musze jeszcze poczekac (bardzo duzo porodow bylo w tym dniu). Wrocilismy wiec na sale i gralismy dalej (tym razem w inna gre). Na sale porodowa poszlam dopiero kolo 12 :-) I sie niesamowicie cieszylam - usmiech na buzi :-)

Cc robi sie na takim fotelu (podobny do takiego jak u ginekologa, ale wiekszy i na lezaco). Wchodzi sie na niego po kilku schodkach i siada. Wtedy wbili mi sie w kregoslup i podali znieczulenie - lekki bol przy wbijaniu (chyba 2, albo 3 razy sie mi wbijali), ale nic strasznego :-). Polozylam sie na fotelu, nogi na podwyzszenu, rece w bok. Podlaczyli kroplowke, cisnieniomierz, pulsometr i powoli tracilam czucie w dolnej czesci ciala :-) Zaslonili co nieco parawanikiem i sie zaczelo.

Nie czulam bolu wogole. Zrobilo mi sie lekko slabo i pytam czy to normalne i powiedzieli, ze tak i ze zaraz to przejdzie i faktycznie tak bylo. Lezalam sobie spokojnie, bez nerwow, czulam lekkie naciskanie na brzuch, szarpniecia (ale to nie bolalo wogole, tylko sie czulo, ze cos sie dzieje) i za moment (jakies 5min) zobaczylam Milenke :-) :-) :-) Niesamowite uzucie! Wzruszenie! :-) Moja sliczna mala Milenka jest juz z nami :-) Wzieli Ja na bok do umycia, zbadania, pobrania krwi pepowinowej. Lekarz powiedzial, ze jest zdrowiutka, wazy 2620g, 51cm, 10pkt. Jak to uslyszalam, to az mi lzy polecialy :-) Polozna polozyla Milenke kolo mojej buzi, moglam Ja zobaczyc, przytulic- niesamowite! :-)

Za chwile poszli Milenke pokazac Tacie, ubrac, zrobic pierwsze fotki :-) Mnie w tym czasie zszywali - nic nie bolalo, lezalam z usmiechem na buzi- czulam radosc i szczescie :-) trwalo to moze jakies 20min.

Gdy juz powiedzieli, ze juz wszystko, ze juz po, lekarze podziekowali, przeniesli mnie na lozko i pojechalam na sale. Na korytarzu czekal mezus i Rodzice z usmiechami na buzi i ogromnie podekscytowani! Powiedzili, ze Milenka jest sliczna i zdrowiutka :-)

Trafilam na sale 3-osobowa (ale nie pooperacyjna) i Rodzinka mogla byc caly czas ze mna. Za pol godzinki przywiezli Milenke i byla caly czas z Nami :-) Nie moglismy sie napatrzec. Jest sliczna, cudowna, kochana, rozkoszna... :-) Dostala butelke, zjadla smacznie, robila smieszne minki, otwierala oczy i patrzyla na nas :-)

Lezac, mialam lekkie drgawki, gdy schodzilo znieczulenie, bolu nie czulam wogole. Podawali co chwila cos znieczulajacego. Gdy znieczulenie zeszlo calkiem czulam lekki bol w podbrzuszu, ale nie mocny. Lezalam na plecach, bo obrocic sie bylo ciezko. Ale po kilku godzinach juz troche sie obracalam na boki. I tak do wieczora :-) Na noc wzieli Milenke do sali noworodkow, a ja spalam dobrze :-) Kolo 5 rano przyszla polozna, mowila, zebym wstala i poszla wziac prysznic. Tak zrobilam. Ciezko bylo wstac, ale potem juz ok. Rano o 6 Milenka juz byla ze mna, Mezus przyjechal i sie opiekowal Coreczka razem ze mna. I po poludniu przyjechala moja Mama i Brat, przeniesli nas do innej sali i juz bylo coraz lepiej, czulam sie dobrze, tylko bol podbrzusza, ale dostawalam leki przeciwbolowe. Myslalam, ze bedzie bardziej bolalo, ale bylo ok. Trudno bylo sie tylko obracac i wyprostowac w czasie chodzenia. Jak ma sie taka cudowna Coreczke przy sobie, to nie czuje sie bolu :-) Z kazym dniem bylo lepiej i dzis czuje sie juz bardzo dobrze :-)

Zycze Wam, zebyscie miala takie porody jak moj. Cc sie nie bojcie, bo jest naprawde ok :-) A taka Nagroda, jaka sie potem ma, wynagradza kazdy bol :-) Dzieciaczek jest kochany i jak teraz patrze na Milenke jak sie kreci i robi smieszne minki, to buzia sie caly czas usmiecha :-)
 

Załączniki

  • MM3.jpg
    MM3.jpg
    23,4 KB · Wyświetleń: 136
Ostatnia edycja:
Do góry