to i może ja opisze swoje przeżycia:
28.01 przyjęli mnie na oddział patologi gdyż tego dnia miałam termin porodu, zrobili ktg i badanie, zero rozwarcia szyjka zamknięta, zero skurczy. I tak poleżalam sobie do 1.02 codziennie 2x ktg, 2 razy mialam usg przepływowe wszystko było ok. Dnia 1.02 założyli mi balonik na rozwarcie szyjki, troche dziwne uczucie, dziwnie mi sie chodziło z wystającym wężykiem
ale wszystko da się przeżyć. Nastepnego dnia 02.02 wyciągnęli mi balonik i pani doktor stwierdziła, że nie takiego efektu się spodziewała. Okazało się że szyjka się zgładziła i rozwarcie było 3-4 cm (więc pytam jak to nie ma efektu? jeśli wcześniej nie było wogóle??).Stwierdziła że pani ordynator na obchodzie podejmie decyzje co dalej ale chyba dalej będę leżeć na oddziale. Zrobili mi ktg jakieś tam skurcze były ale daleko im było do tych porodowych, żadnych skurczy nie czułam. Po obchodzie okazało się że mam się spakować i na porodówke. Zrobili mi lewatywe myślałam że to coś strasznego ale było ok, potem położylam się już w sali porodowej i podłączyli mi oxy i ktg. Leżałam może gdzieś ok. 40 min skurcze sięgały już nawet do 70 (tak mówiła położna czyli dość mocne) a ja nic nie czułam, czułam tylko jak mała skacze mi po całym brzuchu, ruchy były bardzo szybkie, przybiegła położna i powiedziała że będzie cięcie. Zamurowało mnie, o nic nie pytałam bo zrobiło mi się słabo, trzęsłam się jak galareta nie wiedziałam co się dzieje, lekarze i pielęgniarki biegały jak szalone pełno ich się zrobiło. Zabrali mnie na stół podpisałam jakieś tam dokumenty nawet nie wiem co bo do mnie nic nie docierało. Jak już sie trochę uspokoiłam to lekarz wszystko mi wyjaśnił, powiedział że będzie mówić co po kolei robi żebym się nie bała. Dostałam zastrzyk w kręgosłup nic nie bolało, musiałam zrobić kotka jak to pan doktor nazwał wygiąć kręgosłup i zrobić garba. Zrobiło mi się ciepło w nogach, nic nie czułam. Wszystko co ze mną robili widziałam w lampie;-). Zapytałam anestezjologa który siedział mi za moimi plecami dlaczego robią mi cesarkę, odparła że spadało tętno że prawdopodobnie mała owinęła się pępowiną. Czułam kilka szarpnięć i ucisków i zobaczyłam swoje maleństwo na świecie. Płakałam jak bóbr a lekarz pyta dlaczego płaczę ja mu na to że ze szczęcia. Mała faktycznie była owinięta wokół szyi pępowinką, dostała 9 pkt zabrali jej jeden za kolor skóry. Dla mnie była śliczna. Jestem wdzięczna lekarzom i położnej za szybką reakcję gdyby nie to mała by się udusiła. Później się dowiedziałam, że na oddziale była panika bo pielęgniarki krzyczały że pilnie anestezjologa bo jest nagły przypadek i że to chodziło o mnie. Powiem wam szczerze że nie narzekam na cc, rana mi się ładnie zagoiła, 4 dni po cięciu zdjęli mi szew ładnie wszystko się zrosło i wygląda na to że nie będzie prawie nic widać. Jestem zadowolona i z opieki na patologi i na położnictwie. Kobietki od noworodków bardzo nam pomagały o wszystko mogłyśmy pytać, służyły pomocą.