reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Mieszkanie z teściami. Czy komuś się to udało?

To wszystko jest tak niesamowicie przykre. W ogóle mam bardzo ciężki czas w życiu, odczuwam to tym bardziej, że idą święta, wszyscy powinni być razem, kochać się, a ja co... Teściowa mnie dosłownie osacza, blokuje. Nad wszystkim chce mieć kontrolę. Jej wizja prowadzenia domu to ,,współpracujemy razem", na zasadzie ona coś zarządzi, zaś ja się dostosuję. A ja tak nie chcę. Na samą myśl o pozostaniu z nią sama w domu mam ciarki. Rok temu, w święta przesadzila, dyrygując moim sposobem nakrycia stołu. Porozmawiałam z nią później o tym i powiedziałam, że nie życzę sobie takich uwag - ona zaś stwierdziła, że jestem zapatrzona w siebie i przesadzam... Mój partner w ogóle mnie nie rozumie, ignoruje moje problemy, twierdząc, że przesadzam. A ja już znam tę śpiewkę, czytałam na innych forach jak to wygląda - mężczyzna wmawia kobiecie, że przesadza, kobieta nie czuje się rozumiana, i rodzi się konflikt.
Niestety, ale chyba będę zmuszona rozstać się z człowiekiem, o którym byłam pewna, że zostanie moim mężem.
Mieszkanie mieszkaniem, teściowa teściową, ale lepiej niech Twój partner zweryfikuje priorytety, bo według mnie to największy problem.

A poza tym... Nie bój się. Też kiedyś myślałam, że jeden facet będzie moim mężem i nikt inny. Nie jest i myślę, że wyszło mi to na dobre, jemu pewnie też 😅
 
reklama
Rzeczywiście, to chyba priorytety stanowią główny problem. Jakiś czas temu rozmawiałam z moim chłopakiem (po raz kolejny) o odkładaniu pieniędzy przez najbliższe 5 lat i przeprowadzce. Niestety, on nie chce o tym słyszeć. Odniosłam wrażenie, że on już wybrał - zostaje w domu z rodzicami, bo tutaj mamy metry, podwórko, garaże, budynki gospodarcze. Jak pójdzie na swoje to będzie musiał zaczynać wszystko od nowa, a tego nie chce. Dodał, że postanowił tak lata temu, i jeśli na chcę, to mogę iść z nim, jeśli nie - mogę iść w swoją stronę. Ja z jednej strony rozumiem jego podejście, bo okej - on ma już dom, po co wydawać 600k na kolejny? Może i tak. Ale z drugiej strony, ja się czuję w tym domu chora. Teściowa niby nic nie robi, a denerwuje mnie sama jej obecność. Przeszłam z nią kilka problemowych sytuacji, podczas których dała mi do zrozumienia, że to jej dom, w którym korzysta się z tradycji, i moim zadaniem jest się dostosować. Tylko że na nie chcę się dostosowywać. Tak potwornie marzę o tym, że mam swoją kuchnię, w której robię, co chcę i jak chcę. Chciałabym mieć dzieci, ale nie tutaj, bo na samą myśl o tym, że miałabym dzień w dzień siedzieć sama z teściową, mam po prostu ciarki. Nawet wizja pomocy w opiece nad brzdącem nie pomaga. Nie wiem, może to ze mną jest coś nie tak? Partner mówi, że mieszkanie w domu wielopokoleniowym wymaga współpracy, a we mnie tej współpracy nie ma, i to jest problem. Jak rozejrzę się wokół, to rzeczywiście - ludzie mieszkają w takich konfiguracjach, nawet sporo rodzin. Ale czy są szczęśliwi? Czy się dogadują? Wątpię. Pomimo dobrej woli ze strony tesciowej czuję, że mam ograniczone ruchy, że nie jestem u siebie. Na początku związku to grało, bo zdałam sobie sprawę, że więcej nas nie było w domu, niz byliśmy. To była zabawa w poważny związek...
Niestety, ale chyba wychodzi na to, że samo dogadywanie się w związku to za mało. Potrzebne są jeszcze wspólne priorytety. Kompromis w kwestii mieszkania z teściami nie jest kompromisem, na który potrafię pójść. Chyba czas najwyższy zakończyć ten związek. Szkoda tylko, że życie jest takie pogmatwane.
 
Ja powiem ze swojej perspektywy, chociaż u nas jest nieco inna sytuacja - mieszkamy z moimi rodzicami.
Dogadujemy się okej, chociaż wiadomo, ze wymaga takie mieszkanie kompromisów.
Dla mnie ważne są dwie kwestie - po pierwsze, wspólna kuchnia, czy cokolwiek wpsólnego poza może ogrodem - to jest pomyłka. Wiadomo, ze każda gospodyni chce prowadzić dom tak jak chce i narzucanie wywołuje frustrację. Więc dla mnie to jest pierwszy i podstawowy problem. Drugi - Twój facet ewidetnie nie chce się "oddzielać" od rodziców (mam tu na myśli, ze z Twoich wypowiedzi widać, ze on Twoje zdanie traktuje niepwoażnie, rodzice są na pierwszym miejscu). To nie p;owinno mieć miejsca. I tu są Wasze 2 podstawowe problemy i przeszkody, których jeśli nie pokonacie, to frustracja bedzie tylko rosła niestety. I już jesteś nieszczęśliwa, a nawet nie ma perspektywy na zmiany...
 
Ja powiem ze swojej perspektywy, chociaż u nas jest nieco inna sytuacja - mieszkamy z moimi rodzicami.
Dogadujemy się okej, chociaż wiadomo, ze wymaga takie mieszkanie kompromisów.
Dla mnie ważne są dwie kwestie - po pierwsze, wspólna kuchnia, czy cokolwiek wpsólnego poza może ogrodem - to jest pomyłka. Wiadomo, ze każda gospodyni chce prowadzić dom tak jak chce i narzucanie wywołuje frustrację. Więc dla mnie to jest pierwszy i podstawowy problem. Drugi - Twój facet ewidetnie nie chce się "oddzielać" od rodziców (mam tu na myśli, ze z Twoich wypowiedzi widać, ze on Twoje zdanie traktuje niepwoażnie, rodzice są na pierwszym miejscu). To nie p;owinno mieć miejsca. I tu są Wasze 2 podstawowe problemy i przeszkody, których jeśli nie pokonacie, to frustracja bedzie tylko rosła niestety. I już jesteś nieszczęśliwa, a nawet nie ma perspektywy na zmiany...

Święte słowa.

Dla mnie też wspólna kuchnia to jakaś pomyłka... Jeszcze nie mieszkaliśmy razem z mężem a kuchnia byla osobna. Ja nie rozumiem, po co ludzie wchodzą w związek jak najważniejsi pozostają rodzice? Podobnie nie rozumiem jak mogą rodzice chcieć mieszkać z dziećmi skoro nie pozwalają im na samodzielność i indywidualność. To już lepiej sobie wziąć lokatorów....

I tekst, że możesz iść swoją drogą. Rozumiem słowa, że może jakoś się dogadamy, pójdziemy na kompromis. No ale jak Ci się nie podoba to spadaj? Spoko.
 
Święte słowa.

Dla mnie też wspólna kuchnia to jakaś pomyłka... Jeszcze nie mieszkaliśmy razem z mężem a kuchnia byla osobna. Ja nie rozumiem, po co ludzie wchodzą w związek jak najważniejsi pozostają rodzice? Podobnie nie rozumiem jak mogą rodzice chcieć mieszkać z dziećmi skoro nie pozwalają im na samodzielność i indywidualność. To już lepiej sobie wziąć lokatorów....

I tekst, że możesz iść swoją drogą. Rozumiem słowa, że może jakoś się dogadamy, pójdziemy na kompromis. No ale jak Ci się nie podoba to spadaj? Spoko.
dokładnie. Tu wyraźnie widać, kto jest na pierwszym miejscu i niestety nie jest to jego kobieta... :( a niestety taki układ, gdzie rodzice są najważniejsi nie wyjdzie, prędzej czy później.

U mnie jest to 'szczescie', ze moi rodzice też mieszkali z rodzicami i oni odwalali mocno - więc moi rodzice nauczeni doświadczeniem starają się po prostu dać nam spokój. Mama jeszcze czasem coś sugeruje, ale zduszam w zarodku. A tata ma generalnie wywalone na to co robimy. No i mamy dwa oddzielne mieszkania, wszystko jest oddzielne łącznie z wejściem do mieszkania i klatką. I to chyba jest jedyny układ, w którym mekiszkanie razem może działać.
 
dokładnie. Tu wyraźnie widać, kto jest na pierwszym miejscu i niestety nie jest to jego kobieta... :( a niestety taki układ, gdzie rodzice są najważniejsi nie wyjdzie, prędzej czy później.

U mnie jest to 'szczescie', ze moi rodzice też mieszkali z rodzicami i oni odwalali mocno - więc moi rodzice nauczeni doświadczeniem starają się po prostu dać nam spokój. Mama jeszcze czasem coś sugeruje, ale zduszam w zarodku. A tata ma generalnie wywalone na to co robimy. No i mamy dwa oddzielne mieszkania, wszystko jest oddzielne łącznie z wejściem do mieszkania i klatką. I to chyba jest jedyny układ, w którym mekiszkanie razem może działać.
Ja nie jestem zdania, że tylko tak może działać, bo ja mam akurat wejście wspólne, a poza tym wszystko osobne i działa. Moi rodzice mają ogólnie wywalone już. A co do sugestii rodziców, to są tacy co się wtrącają nawet nie mieszkając razem. Po prostu nie wszyscy rodzice nadają się do mieszania razem i nie wszystkie dzieci.

No ogólnie nie wszyscy się nadają, żeby ogólnie mieć dzieci, ale to już inna sprawa.
 
Ja nie jestem zdania, że tylko tak może działać, bo ja mam akurat wejście wspólne, a poza tym wszystko osobne i działa. Moi rodzice mają ogólnie wywalone już. A co do sugestii rodziców, to są tacy co się wtrącają nawet nie mieszkając razem. Po prostu nie wszyscy rodzice nadają się do mieszania razem i nie wszystkie dzieci.

No ogólnie nie wszyscy się nadają, żeby ogólnie mieć dzieci, ale to już inna sprawa.
no w sumie masz racje, najważniejsze w takim układzie jest podejście rodziców. Muszą rozumieć, ze dzieci mają swoje życie i wszystkie rady i ingerencje tylko robią gorzej. A pewnie są i tacy co na jednej kuchni by się dogadali.
 
no w sumie masz racje, najważniejsze w takim układzie jest podejście rodziców. Muszą rozumieć, ze dzieci mają swoje życie i wszystkie rady i ingerencje tylko robią gorzej. A pewnie są i tacy co na jednej kuchni by się dogadali.
A pewnie. Ja znam dzieci, które od rodziców nie chcą się wyprowadzić, nie ma miejsca a oni mieszkają na kupie z kilkorgiem dzieci. Niestety trzeba się szanować w obie strony. Nie zawsze jakieś wtopy to wina rodziców też. Co innego jak jest miejsce, a co innego siedzieć na głowie latami jak jest ciasno i są młodsze dzieci jeszcze w domu.
 
reklama
To wszystko jest tak niesamowicie przykre. W ogóle mam bardzo ciężki czas w życiu, odczuwam to tym bardziej, że idą święta, wszyscy powinni być razem, kochać się, a ja co... Teściowa mnie dosłownie osacza, blokuje. Nad wszystkim chce mieć kontrolę. Jej wizja prowadzenia domu to ,,współpracujemy razem", na zasadzie ona coś zarządzi, zaś ja się dostosuję. A ja tak nie chcę. Na samą myśl o pozostaniu z nią sama w domu mam ciarki. Rok temu, w święta przesadzila, dyrygując moim sposobem nakrycia stołu. Porozmawiałam z nią później o tym i powiedziałam, że nie życzę sobie takich uwag - ona zaś stwierdziła, że jestem zapatrzona w siebie i przesadzam... Mój partner w ogóle mnie nie rozumie, ignoruje moje problemy, twierdząc, że przesadzam. A ja już znam tę śpiewkę, czytałam na innych forach jak to wygląda - mężczyzna wmawia kobiecie, że przesadza, kobieta nie czuje się rozumiana, i rodzi się konflikt.
Niestety, ale chyba będę zmuszona rozstać się z człowiekiem, o którym byłam pewna, że zostanie moim mężem.
Jak ja to wszystko znam z autopsji... @_kpsylwia_ jak sobie radzisz?
 
Do góry