Witam. Piszę tutaj, żeby poprosić o radę i opinie. W skrócie. Przed ślubem długo zastanawialiśmy się gdzie chcemy zamieszkać. Myśleliśmy głównie o mieszkaniu w bloku,żeby pójść na tak zwane swoje. Mieliśmy już nawet wybrane lokum. Jednak mojej mamie się to nie podobało. Ciągle słyszałam, że mój mąż będzie się męczył, bo całe życie mieszkał w domu, że ten dom w którym wtedy mieszkałam z rodzicami był wybudowany głównie z myślą o mnie, żebym nie musiała się dorabiać tak jak oni od zera. W końcu zaproponowali dobudówkę. My mieliśmy zostać w tej większej części, a oni mieli się przeprowadzić do tej dobudowanej. Zgodziliśmy się. Wzięliśmy we czwórkę kredyt i mieliśmy go spłacać razem po pół. I żyliśmy tak 5 lat. Od ponad roku sytuacja jest krytyczna. Nie rozmawiamy ze sobą. W sumie mimo wspólnego podwórka nawet się nie widujemy. Głównie jest problem z moją mamą. Rozmawialiśmy już parę razy, wyrażaliśmy swoje zdanie co nam się nie podoba, ale w odpowiedzi słyszę tylko, że się czepiam, że oni nic złego nie robią i tylko sobie wymyślam problemy. Głównie irytuje mnie wtrącanie się w sprawy związane z dziećmi. Nie liczy się z naszym zdaniem tylko ciagle powtarza że ona jest babcią, więc będzie się wtrącać. Na przykład, jak nasze dziecko szło do przedszkola to przyszła do nas i się zapytała jaki mamy plan co do obierania. Więc jej powiedziałam, że po pracy o 16 będę odbierać. Spojrzała na mnie lekceważącym wzrokiem i powiedziała, że dziecko to nie robot, który da się zaprogramować tak jak my byśmy chcieli I że dziadek będzie odbierał o 14.30 i koniec tematu. Dziecko płakało o 22 bo nie chciało iść spać to weszła i do nas z pretensjami co my mu robimy, że on tak płacze. Mąż ma gospodarstwo u siebie w domu rodzinnym i nie zawsze ma czas np wykosić trawę wtedy kiedy oni sobie zaplanują. Bo nie może być dzień później tylko na już. A później pretensje, że nic nie pomagamy tylko oni wszystko sami. Byłam w drugiej ciąży. Żadne z nich przez ten cały czas nie zainteresowało się mną wiedzac że pierwszą ciaże przeżyłam fatalnie, miałam duże problemy zdrowotne. Raptem dzień przed cc rozmowa, że mama chce być w czasie operacji w szpitalu bo to jej obowiązek I możemy sie denerwować, ale ona będzie i już. Mówiłam,że jedyną osobą, która może być jest mój mąż, ale ona na to, że ją to nie interesuje. A jak wróciłam do domu to do tej pory nawet się mnie nie zapytali czy wszystko okej. Pokazówka dla ludzi i żeby było potem co opowiadać jak się ktoś zapyta? Tak to wygląda. Kredytu też nie możemy spłacać po tym jak powiedzieliśmy, że gdybyśmy wiedzieli, że tak będzie to w życiu byśmy się nie zgodzili na tą dobudowę. Rachunki oczywiście są dzielone ,ale kredyt spłacają sami. Nam się to bardzo nie podoba. Czujemy się jak darmozjady, które nie wiedzą co ze sobą zrobić więc siedzą tutaj, tym bardziej że jest taka sytuacja. Zaczęliśmy więc szukać nowego lokum, żeby w końcu zacząć żyć normalnie, ale tak mimo wszystko trochę mi głupio przez ten wzięty kredyt i tą cała budowę, bo to było przez nas, przez to że się zgodziliśmy i teraz tak sie wyprowadzic?. Z dziecmi tutaj na podwórko też nie wychodzimy. Albo jedziemy do teściów albo np na plac zabaw. Proszę o radę. Co byście zrobili na moim miejscu?