Byłam w wielkim szoku na początku postawą mężusia i on sam chyba się nie spodziewał że mała go tak rozczuli. Starał się bardzo przygotowac całe mieszkanko przed naszym powrotem do domku, wziął 2 tygodnie wolnego żeby pomagać. Od poczatku nie bał się jej brac na ręce, nosił, uspokajał, przewijał, leżał i patrzał jak zaczarowany w nią. Pomimo urlopu oczywiście pracował w domu po kilkanaście godzin dziennie (typ pracoholika ) ale miał dobre podejście do małej. Wyjątkiem są kolki, bo puszczają mu nerwy jak widzi że nic jej nie dają wszystkie zabiegi i drze się w niebogłosy. Wczoraj wrócił już do pracy i jest już skupiony głównie na niej, a ja zajmuje się małą- z różnym skutkiem bo czasami i mnie nerwy ponoszą (wtedy pobecze sama i biorę się w garść). Jedynie kąpiemy małą od poczatku razem, bo to całe przedsięwzięcie. Mam nadzieje, ze tez będzie pomagał choćby przez weekend - bo ja padam czasem na twarz ze zmęczenia. Choć szkoda mi go bo pracuje strasznie dużo, więc pare godzin snu mu się należy bo jeszcze i on padnie... Czas pokaże jak będzie
Mysia współczuje, nie wyobrażam sobie jak można nawet nie zapytać jak się ma malutka... lekko nie masz kobieto - oby to się zmieniło!